wtorek, 22 grudnia 2015

Hoł, hoł, hoł :)

Życzymy wszystkim wesołych, rodzinnych i zdrowych świąt Bożego Narodzenia oraz szampańskiej zabawy w noc sylwestrową!!

To ostatni post w bieżącym roku dodam, że bardzo burzliwym dla nas:) Wracamy w styczniu z nową mocą!
Wczoraj wpadła mi w ręce pewna, ciekawa aplikacja na smartfona... planuję ją wypróbować i opisać już wkrótce. Także czekajcie na nas bo jak powszechnie wiadomo nowy rok - nowe postanowienia i zmiany, zmiany, zmiany...czas na odrobinę samorozwoju:)

Pozdrowienia dla mamusiek, tatusiów i dzieciaczków:)


piątek, 18 grudnia 2015

Atopowe Zapalenie Skóry - w skrócie AZS

Siemanko,

Statystyki bloga wyraźnie pokazują, że to czego najbardziej szukają mamy a może i tatusiowie to tematyka alergii u dzieci. Alergia pojęcie szerokie, ale często w wieku niemowlęcym przewijają się zwłaszcza te pokarmowe. Niestety na tym etapie nie jest łatwo jednoznacznie określić, co wywołuje rozmaite odczyny alergiczne u dzieci. Opowiem Wam zatem o naszej przygodzie z AZS!

Jako pierwsza - Oliwia. Od początku miała odrobinę inną skórę, jakby cieńszą i naczynkową. Jak później powiedziała nam pediatra taka skóra nazywa się - marmurkową (są też pewnie inne nazwy - nie wiem nie doszukiwałam się). Nie wiem też na ile wpływa to na jej jakość, ale na pewno gdy dziecko zmarznie robi się sine i jakby w pajączkach. Oczywiście kolor jest jak najbardziej normalny u zmarzniętych niemowlaków ze zwykłą cerą, po prostu u niej jest to bardziej widoczne, a poza tym w "normalnych" warunkach prześwitują naczynka. Dodam, że nie ma bladej cery, raczej średni odcień. Od urodzenia mieliśmy problemy z nawilżaniem. Miała skórę suchą i trochę chropowatą. Z czasem zaczęły się pojawiać rumieńce na twarzy i suche twarde jakby strupki na przedramieniu. Sporadycznie podobne zmiany dotyczyły tułowia - głównie brzucha. Pierwsze tropy wiodły ku skazie białkowej, ponieważ oprócz problemu skóry sporo ulewała i miała problemy z brzuszkiem. Epizodycznie dostawała Nutramigen, później Bebilon Pepti, ale nie za bardzo jej te specyfiki smakowały - a mnie smród tego mleka przyprawiał o mdłości. Dermatolog radziła ograniczyć nabiał, wyeliminować z diety czekoladę i jej pochodne i czekać aż dziecko wyrośnie. Faktycznie po 6 miesiącach nastąpiła duża poprawa a po roku niemal wszystko zanikło. Oliwia nie miała nigdy skazy, po prostu ma suchą, lekko atopową skórę wymagającą większej pielęgnacji. W między czasie zauważyliśmy co wywołuje u niej czerwone plamy na policzkach - cytrusy, które ona uwielbia :)

Kacper. Z nim to mamy chorobowy Meksyk od samego początku. Zdaje się, że żadne przypadłości go nie omijają. Byli chirurdzy, neurolodzy, dermatolodzy a teraz na topie jest okulista i pediatra. Niemal od 3 tygodnia życia zaczęły pojawiać się problemy ze skórą - czerwone, żółte plamy, suche miejsca, krosty, ciemieniucha, odparzenia czego tylko można zapragnąć. Szybko zauważyłam że jest lekko skazowy, więc ograniczyłam nabiał, co według mnie poprawiło sytuację. Jednak położna środowiskowa zbeształa mnie, mówiąc iż skaza ujawnia się później, organizm musi się przyzwyczaić do obecności białka itp. Po miesiącu dermatolog stwierdziła, że Kacper Ma skazę białkową oraz atopowe zapalenie skóry. Zaleciła dietę ograniczającą nabiał, czekoladę, orzechy, kąpiele w emolientach, natłuszczanie i wnikliwą pielęgnację przesuszeń, Gdybym kończyła karmienie to do 6 miesiąca bezwzględnie mleko na receptę - wyżej wymieniony Nutramigen bądź Bebilon Pepti. Przepisała maści, zaleciła kremy. I do momentu rozszerzania diety "jakoś było"... Obecnie Kacper nie wygląda. Pomimo przestrzegania zaleceń skóra sucha, chropowata, pełna suchych plam. Najgorsze jest to że objawy nasilają się i z małych niewinnych plamek powstają wielkie swędzące rany.   Z takich jak na zdjęciach powstały rany.





















Niedawno przez parę dni mały całe noce budził się bo skóra go tak bardzo swędziała a drapał się do krwi. Cała szyja, broda i klatka. Najpierw myślałam że to uczulenie na coś innego, coś z zewnątrz. Jednak dermatolog rozwiał moje wątpliwości - to ten cudowny AZS! Lekarka uświadomiła mnie dodatkowo, że takie zaostrzenie się objawów jest zupełnie normalne. Nie jest ważne jak dziecko wygląda - ile ma plam, złuszczeń czy krost. Istotne jest czy mu to przeszkadza czy nie! Jeżeli swędzi, drażni to należy pomóc smarując zmiany konkretnymi lekami. U nas nie obyło się bez sterydów i tak Kacper po jednej aplikacji maścią Elocom wrócił to normalności. Jest to silny specyfik i należy u takich maluchów stosować go wyłącznie doraźnie i krótkotrwale.
Trzeba mieć na uwadze, iż AZS jest wywoływany przez szereg czynników a pokarmowy jest najczęściej analizowany przez matki. Na zaostrzenie się objawów tego zespołu wpływ mają między innymi : pora roku (grudzień-luty najgorzej, bo powietrze jest w domu suche), spadek odporności po np. przebytej chorobie, przyjmowane leki aż w końcu alergizujące produkty takie jak: krowie mleko, czekolada, orzechy, wino czerwone, białko kurze.U Kacperka pogorszyło się po przebytej "Bostonce".
 Praktycznie od początku jestem na diecie ograniczającej nabiał - jedynie trochę mleka do kawy i raz na czas tosty z serem żółtym. Czekolady unikam jak mogę, ale wiadomo zdarza się bo ciężko bez niej żyć. Na pewno zły wpływ na małego mają orzechy - po 1 dużej orzechowej kawie dostał rumieńców, chrupki cebulowe ( które uwielbia Oliwia a mama podjada razem z nią), cytrusy a szkoda bo jestem fanką soku pomarańczowego;(. Także trzeba się ograniczać. Ze względu na częste choroby układu oddechowego skierowano nas na testy alergiczne z krwi, które nie wykazały uczulenia (laktoza, białko, żółtko kurze,czekolada, orzechy itp), co nie znaczy że go nie ma.. Po prostu u niemowląt takie testy są niewiarygodne, nie muszą wykazać istniejącego problemu. Grunt to znaleźć dobrych lekarzy, którzy nie wprowadzą nas w błąd. Już nie raz na pytanie skierowane do pediatry dotyczące jakiś zmian skórnych zamiast otrzymać odpowiedź usłyszałam pytanie : " A czego się Pani najadła?" hmm w obecnej sytuacji bardziej na miejscu byłoby : " Czy Pani coś jeszcze je?" :)
Obecnie mamy zmiany na całym ciele, w zgięciach żywo czerwone a reszta sucha żółtawa. Na szczęście nic nie swędzi...

niedziela, 6 grudnia 2015

Bunty, skoki i inne utrudnienia

Siemka!

Odstępy od kolejnych postów wydłużają się niemiłosiernie. Przyczyna? Nie ogarniam życia, nie mam chęci ani czasu, nie potrafię zebrać myśli. Jednak jest światełko w tunelu...
Listopad był dla nas koszmarnym miesiącem, chyba najgorszym w moim życiu. Od samego początku wydaje się że prześladował nas pech, wszystko działo się źle, dzieci chorowały, kłótnie się mnożyły, rzeczy martwe psuły bądź ginęły. Normalnie istne tornado.

I w tym wszystkim dojrzewa bunt dwulatka. Szczerze? Zanim pojawiły się dzieci a także podczas czytania "mądrych" książek czy czasopism raczej nie dowierzałam w bunty, skoki rozwojowe. Zwłaszcza na opisywane anomalie które one powodują. Dziś wiem i wierzę że bunt istnieje.
Moje cudowne dziecko na niemal wszystkie pytanie odpowiada : "NIE!". Dodatkowo Oliwka zrobiła się ekstremalnie uparta. Obecnie wybiera sobie jedną osobę, którą w danej chwili toleruje i której  
"słucha". Oczywiście tylko do momentu aż coś jej się nie spodoba. A może być to dosłownie wszystko. Od poniedziałku do piątku po przebudzeniu na zaproszenie do ubierania się, usłyszałam same wymówki. Jakby tego było mało w połowie tego procesu okazuje się, że tych spodni nie ubierze bo akurat chce spódnicę, ale nie tę którą proponuje mama tylko taką, co pewnie leży w kuble od prania. I tak mija pół godziny żeby namówić małego człowieka by w końcu cokolwiek założył.To jest jednak nic, bo odzież najwyraźniej nie jest Oliwii szczególnie potrzebna. Od jakiegoś czasu ma fazę że idzie spać pod kocyk. Wiadomo iż w ubraniu się nie śpi, to rozbiera się niemal do naga:) I nie ma argumentów, które by ją przekonały że trzeba się ubrać, bo np. jest chłodno i stopy już dawno ma zimne jak lód. Nie, ona lata goła po całym domu w szampańskim nastroju! Oczywiście jak na szybką naukę mówienia przystało pojawiają się lingwistyczne perełki pokroju - :"ale gówno", "boli mnie dupa bo jadłam czekoladę" i wiele, wiele innych. Jednak najgorsze chyba jest niekontrolowane darcie się:) Z pozostałych odchyleń, to najciężej znieść. Dzieci ogólnie generują hałas i kiedy dodatkowo ktoś wydziera się w niebo głosy szlag może człowieka trafić.
Choć dziecko jest coraz starsze i świadome swojej odrębności to teraz też wraca do korzeni czyli do mamy. Bez mamy ani rusz, na chwilę może się zająć i iść z kimś innym, ale zaraz woła : "do mamy" i wręcz wpada w czarną rozpacz jak nie może, bądź mamy akurat nie ma. Poza tym "normalnie", wszystko jest moje, wszystkie zabawki zabiera, wyrywa, Kacperka okłada kiedy tylko ma sposobność i tak dzień w dzień:)


Żeby nie było, że gromy idą tylko w kierunku córki. O nie! Kacper też ma swoje za uszami!! W dzień spoko, wszystko można wyegzekwować, ale gdy przychodzi noc wstępuje w niego jakiś demon. Najpierw demon nazywał się - "oddawaj cycki", później - "ząbkowanie" a teraz cholera wie. Niby wszystko dobrze, a tu nagle ból brzucha i darcie się do 2 w nocy. Ten mały gagatek spokojnie mógłby przespać noc, ale po co jak można płakać co 15 minut?  Mógłby chociaż nie budzić się od razu jak jego matka, czyli nieszczęsna Ja zasypia! Nic mnie tak nie wkurza. Wydawało mi się że powoli się przyzwyczaja do swojego łóżeczka, lepiej śpi w dzień to i w nocy jakaś poprawa będzie. Nic z tego, noc jest po to by wykańczać matkę, Bo w dzień jest grzeczny i radosny jak aniołek. A nocą po prostu nie otwiera oczu i się drze:) Zaraz będzie kolejny skok rozwojowy i ponowne problemy ze spaniem. Ciekawe, że na 365 nocy w roku, aż podczas 355 coś dziecku dolega - katar, zęby, brzuch, brak mamy, nasikany pampers, zimno, ciepło i tak bez końca!
Nie ma co się za dużo rozpisywać, pewnie każda z Was może dodać coś od siebie w tym temacie lub łączyć się ze mną w tym przejściowym " cierpieniu"!



Post dedykuję Natalii, dzięki której w końcu miałam motywację by tu choć zajrzeć!
Udanego Mikołaja :):)

środa, 28 października 2015

ŻŁOBEK - Dobry wybór czy zło ostateczne?

Zacznijmy od początku. Był lipiec, Oliwia coraz bardziej rozrabiała a mąż szykował się do podjęcia pracy. Z dnia na dzień zostałam w domu z dwoma wymagającymi gałganami. Najpierw myśleliśmy o opiekunce. Zamieściłam ogłoszenie i było parę telefonów z których umówiłam trzy rozmowy. Jelenia Góra miasto biedy i bezrobocia he okazało się i tu mało łaskawe. Żadna z zaproszonych Pań nie dotarła. To pewnie przez te upały :) Koniec końców nikt się nie zgłosił. Prawdopodobnie przeważył fakt iż opiekunka byłaby pod nadzorem, ponieważ ja pozostawałam w domu tak czy siak. Z obecnej perspektywy widzę iż nie był to dobry pomysł. Dzieciak i tak wolałby spędzać czas z mamą, ja bym nadal nie miała chwili wolnej, płaciłabym opiekunce, która również nie czułaby się komfortowo w tej sytuacji. I co dalej? Ano żłobek...
O żłobkach z reguły mamy negatywne skojarzenia wywodzące się z PRL-owych opowieści których ja pamiętać nie mogę - jak tygodniowe żłobki (notabene jakiś szaleniec to wymyślił)... Jednak powszechne są historie zasikanych dzieciaków, biegających z gilami po pas, brudne, nienakarmione i ogólnie puszczone w samopas. Straszny obraz dla matki która po 14 miesiącach ma wypuścić swojego malucha, chowanego w luksusach do istnej dżungli. Dochodzi do tego mnóstwo dzieci, wieczne choroby i podobne problemy. Taki mamy obraz żłobkowej rzeczywistości, co gorsza trzeba zapisywać się ponad rok szybciej żeby mieć szansę na miejsce w żłobku publicznym. Do prywatnych biorą niemal od ręki, ale czesne przyprawia o zawrót głowy...
Wybierając żłobek kierowaliśmy się przede wszystkim odległością od domu. W naszym mieście wielkiego wyboru nie ma... Żłobki można policzyć na palcach jednej ręki w tym 1 publiczny o którym można zapomnieć (może to i dobrze). W prywatnej placówce jest mniej dzieci, lepsza opieka i same budynki zazwyczaj są nowe.
Tak pierwszego września Oliwia zaczęła swoją żłobkową przygodę! Na wstępie poinformowano rodziców iż okres adaptacyjny trwa ok 2 tygodnie. Po tym czasie maluchy przestają płakać za rodzicami i przyzwyczajają się do nowej rzeczywistości. U nas ten okres trwał tydzień, ale uwierzcie z każdym kolejnym dniem miałam większe wyrzuty sumienia że ją tam zostawiam. Mała płakała tupała, szarpała się za mamą. Schodząc już po schodach płakałam razem z nią, z resztą jak większość matek...Codziennie zostawała dłużej sama, aż doszliśmy do 8 godzin. Choć początek był ciężki dla obu stron, teraz jest dobrze. Oliwia jakby mogła to chodziłaby tam nawet w soboty! Jest znacznie więcej plusów niż minusów!
Zacznę od minusów: Nie jest tam najstarsza, ale wychodzi na to że najbardziej rozwinięta - żadne dziecko nie mówi (ew. pojedyncze słowa), także trochę się zawiodłam bo miałam nadzieję że tam znajdzie podobnych sobie rówieśników, co jeszcze przyspieszy jej rozwój. Już tak dobrze obyła się z miejscem, że zaczyna coraz bardziej rozrabiać. Jak to matka zawsze mam coś do zarzucenia personelowi, a to sławetne niewytarte gile czy nie takie ubranko:), mam także pewne zastrzeżenia co do jedzenia a raczej karmienia, ale to są szczegóły przy pozytywach!!
Choć maluszki nie mówią, Oliwia zrobiła życiowo olbrzymie postępy. Już miesiąc nie nosi pieluchy. Oduczyliśmy ją razem z Paniami wychowawczyniami sikać w pampersa w ciągu 1 tygodnia. Za wspólny zapał jestem im wdzięczna:) Ogólnie dziecko idące do żłobka uczone jest samodzielności. Eliminuje się smoczki, pieluchy, uczy obowiązków. I tak, Oliwka rozumie że trzeba robić porządki, pyta czy może coś zrobić lub gdzieś pójść, samodzielnie je, polubiła wszelkie dodatkowe zajęcia a najlepiej angielski. A co najważniejsze chętnie tam chodzi. Więc chyba nie dzieje jej się tam krzywda:) Co tydzień podziwiam kolejne plastyczne prace małej i obserwując jej rozwój jestem bardzo dumna. Posłanie jej do żłobka było świetnym posunięciem zarówno dla niej jak i dla mnie. Kiedy ona bawi się i uczy, ja mogę spokojnie zająć się Kacperkiem zrobić zakupy czy ugotować obiad. Dodatkowo mam całe wolne wieczory. Mała nie chce w żłobku spać więc wieczór o 19 już odpada i mamy ciszę i spokój!:)
Jeżeli macie obawy przed posłaniem dziecka do żłobka lub rozważacie opiekunkę wybierzcie żłobek... Dziecko lepiej rozwija się w grupie, szybciej się uczy i nawiązuje relacje. Później zostając przedszkolakiem jest wzorowe, samodzielne, zdyscyplinowane i tylko przynosi radość. Jeżeli chodzi o choroby to na pewno ryzyko infekcji jest większe, ale też zależy to od odporności dziecka. Póki co Oliwka zdrowa.
 Oczywiście przed wyborem placówki warto zapoznać się z samym miejscem, opiniami wśród rodziców itp. Ale nie ma co obawiać się że dziecko sobie nie poradzi, będzie niedopilnowane czy zaniedbane. Początki wszędzie są trudne, ale szybko mijają!!!

A poniżej mój żłobkowy rozrabiaka na popołudniowym, relaksacyjnym spacerku!



poniedziałek, 26 października 2015

Poniedziałkowy poradnik - jak urodzić i nie zwariować?!

Witajcie w ten poniedziałkowy wieczór!

Post będzie lekki i przyjemny. Mamusie, tatusiowie oczekują swojego potomka z niezwykłą niecierpliwością... Ciąża trwa tylko albo aż 9 miesięcy i cały ten okres upływa pod znakiem zmiennych nastrojów, obaw i radości. Czekamy często nie wiedząc na co.. Ok na dziecko, ale co potem? Im bliżej terminu tym większa schiza! Najpierw panika przed USG czy aby na pewno dziecko jest zdrowe, ma wszystkie palce, jedną głowę itp. W międzyczasie zastanawiamy się czy 15 dodatkowych kilogramów będzie okey czy może za dużo. Tych sześć tostów i dwie tabliczki czekolady, które właśnie pochłaniasz na pewno nie wpłyną na efekt końcowy:) Ale apogeum ma dopiero nadejść, gdy nieuchronnie będziemy zbliżać się do wyznaczonego terminu porodu.
To zabawne że najpierw nie można się doczekać dziecka a tuż przed porodem i myślą o jego przebiegu mamy ochotę cofnąć się do początku byleby tego nie przeżywać. Stresujące, nieprzespane noce, hektolitry siuśków, nadprogramowe kilogramy i poród to pikuś w stosunku do tego co czeka nas po...

Jeżeli macie szczęście, predyspozycje, warunki to Wasz poród będzie krótki i niemal bezbolesny, jeżeli nie to jak większość kobiet będziecie się męczyć kilka godzin w imię natury:) Zaraz po tych katuszach pojawi się w Waszym życiu piękny, mały człowiek, który wywróci je do góry nogami. Dopiero wtedy zobaczycie, że nieprzespane noce dopiero nadchodzą, przyzwyczaicie się do niekontrolowanych krzyków, bycia obsikiwanym, obrzygiwanym i zniewolonym. Zniewolonym miłością do dziecka, poczuciem obowiązku a z czasem bezsilnością. Brzmi to mało optymistycznie, ale w gruncie rzeczy jest super! Dzieci rosną szybciej niż byśmy chcieli, są wdzięczne, uśmiechnięte i dając im szczęście oddają je z nawiązką. Żeby podołać zadaniu - a bez obaw w 90% podołacie, trzeba się przygotować na ciężką pracę. Nie tylko na możliwość pochwalenia się słodkim bobasem, ale ciężką orkę we dnie i w nocy, płacz i marudzenie a wtedy na pewno nie będzie rozczarowania. To nie jest tak że dziecko koleżanki jest grzeczne a Twoje nie. Ona urodzi następne podobne do diabełka a Twoje będzie przy nim aniołem. Różni ludzie różne temperamenty, dzieci też rodzą się już z osobowością, którą to Wy będziecie kształtować. Nie ma co panikować będzie dobrze, pod warunkiem że nie będziecie oczekiwać od siebie, dziecka i otoczenia zbyt wiele. Jest też podstawowa rada - przyjmować każdą oferowaną pomoc. Czy to obiad od teściowej czy opiekę babci, cokolwiek co pozwoli odetchnąć. Nie wstydźcie się prosić o pomoc, bliskich i znajomych. Większość zrozumie że jest Wam ciężko i pomogą jak tylko będą umieć. A Wy będziecie mogli cieszyć się nową jakością życia...:)

czwartek, 22 października 2015

Łyżka dziegciu w świecie kury domowej

Parę dni temu znajoma na FB udostępniła wpis pewnej Pani dotyczący rzeczywistości w jakiej funkcjonują "kury domowe". Owa blogerka otwarcie i obrazowo opisała problem wielu nierozumianych kobiet, które poszukują rady i wsparcia w sieci u obcych im ludzi.Chodzi tu głównie o ogrom prac domowych połączony z wychowywaniem potomstwa, o zbyt duże oczekiwania bliskich, o pozwolenie na bycie eksploatowanym ponad siły, aż w końcu o depresję i jej leczenie.

Nie ma się co czarować, kiedy masz w domu małe dzieci panuje w nim chaos. Wiele kobiet po urodzeniu dziecka ( niekoniecznie tuż po porodzie) nie radzi sobie z natłokiem obowiązków i spraw które trzeba zrobić na wczoraj. W pewnym momencie przychodzi taki dzień że jedyne na co masz ochotę to siąść i płakać nad własnym losem. Bo ileż razy można odklejać jedzenie z podłogi, włączać-zbierać-wieszać pranie, myć, zapełniać-opróżniać zmywarkę, zabawiać-małpować by wmusić dziecku kolejną łyżkę jedzenia, prasować, zmieniać pieluchy, biegać z nocnikiem, pocieszać, utulać, nosić i wysłuchiwać darcia się gdy głowa pęka z bólu? Okazuje się że można to robić chyba w nieskończoność... Kobiety wchodzą w rolę wielozadaniowego robota, który wielokrotnie marzy o spakowaniu walizki i ucieczce na koniec świata. Nie tego przecież nie zrobi, bo jak? Kobietki są przecież powołane do macierzyństwa, ogarniania bałaganu w chacie, wyręczaniu mężów tudzież partnerów w najdrobniejszych szczegółach i do tego super by było, gdyby nie zapominały o uśmiechu nr. 303. A i zapomniałam dodać - zakaz narzekania i marudzenia, bo kiedy Ja zarabiam na te domowe dobrodziejstwa , Ty bawisz się, śpisz, odpoczywasz ze swoim ukochanym małym cudem świata! A resztą zajmują się krasnoludki...Na dokładkę usłyszycie że przed ślubem jakoś tak lepiej się dogadywaliśmy, ładniej wyglądałaś, lubię cię w sukience i szpilkach a teraz nie masz czasu. W końcu coś racjonalnego - NIE MAM NA TO CZASU!!!
Dawno, dawno temu jak jeszcze nie byłam organizatorką domowego ogniska wybierałam kolor szminki i bluzki, którą mam użyć na wieczorne wyjście, teraz wybieram pomiędzy dresem A i dresem B, gdzie A= Obrzygany a B= Osmarkany. Czułabym się super, zrobiona na bóstwo w szpilach i miniówie, ale mogłabym złamać sobie obcasy i nogi ciągnąc po schodach wózek załadowany dzieckiem i zakupami. Myślę nawet że poszłoby mi wtedy oczko w rajtuzach;)
Teraz bardziej poważnym językiem...Ludziom wydaje się że kobiety siedzą w ciepłym domu, pokrzątają się chwilę, zajmą dzieckiem, zrobią obiad i nie jest to niczym nadzwyczajnym. Okey zgadzam się, że nie wymaga to jakichś cudownych kwalifikacji, ale nie mogę przystać na bagatelizowanie, niedocenianie codziennego wkładu kobiety zajmującej się domem. Każdy człowiek potrzebuje trochę oddechu od codziennych rutynowych czynności, a co gdy kury domowej nikt wyręczyć nie chce? Facet nie ma z tym problemu. Przychodzi z pracy i mówi że idzie naprawić auto, musi załatwić to czy tamto i po prostu wychodzi. Nie zastanawia się że kobieta od 6 rano, zasuwa jak mały samochodzik i czeka na chwilę przerwy, na momentalne odciążenie jej w obowiązkach, na parę minut rozmowy, wspólną kawę, cokolwiek co pozwoli wyrwać się z kieratu. Bo tak czy siak ona zostanie po środku tego bałaganu nie do ogarnięcia i jutro od nowa będzie zbierać zabawki,brudne szmaty, gotować prać itp. Ale kura domowa to też człowiek, który potrzebuje zrozumienia, docenienia, możliwości wypłakania się, wyjścia z domu, szansy włożenia nowych butów które czekają w szafie od miesięcy. Czekają by znów poczuć się jak pełnowartościowy człowiek a nie robot. Także apeluję o tolerancję, gdyż jest cała masa matek, które nie potrafią przyznać się bliskim że sobie nie radzą, że mają problem. Na zewnątrz udają zadowolone, urocze mamusie a w zaciszu domowym płaczą po kątach, wydzierają się na dzieciaki choć tego nie chcą, ale są zwyczajnie bezsilne a wstyd im prosić o pomoc, bo siedzą w domu - a tego za pracę się powszechnie nie uznaje...
Na koniec taka sytuacja: w niedzielę byliśmy z Kacperkiem w szpitalu bo dostał gorączki. Przed nami w gabinecie 1 para z maluszkiem. Zanim się wymieniliśmy zdążyłam rzucić okiem na oboje rodziców. I zgadnijcie jaki obraz mi się ukazał? Młoda mama w tłustych włosach, dresie,tenisówkach i płaszczu. Ani ładu ani składu. Dla odmiany tata wyglądał zupełnie ok. Czysty schludny zadbany. Pisząc to nie chcę w żaden sposób krytykować matki dziecka, tylko pokazać kontrast pomiędzy damskim i męskim światem. Drodzy Panowie i tu prośba do Was. Dajcie swoim kobietom czas wolny, żeby mogły podobać się sobie i Wam..Przede wszystkim to jak wygląda żona/partnerka świadczy o mężu/partnerze i vice versa...



poniedziałek, 19 października 2015

Poniedziałkowy poradnik: Pierwsza kąpiel

Witajcie po dłuższej przerwie!!
Z racji że dziś wypada poniedziałek trzeba dotrzymać harmonogramu i zamieścić post dotyczący poradnictwa ;) W dalszych dowiecie się dlaczego nie było nic o nas słychać, co się działo itp. a działo się dużo..

Pierwsza kąpiel może przerażać świeżo upieczonych rodziców. Ponieważ Oliwia urodziła się w Niemczech została wykąpana dopiero w domu na 8 dzień. Możecie sobie myśleć że to obrzydliwe, dziecko brudne,pozasychane itp. Nic bardziej mylnego. Mała była śliczna i różowiutka. Jedyne co przez lampy UV (tak mi się wydaje) gdzieniegdzie się powysuszała. Pod lampami spędziła trochę czasu przez przedłużającą się żółtaczkę. Początkowo myśl że nie wykąpie dziecka tak długo była dla mnie trochę dręcząca. Bo jak większość wyobrażałam sobie że dziecko będzie śmierdzieć, będzie brudne od krwi i innych porodowych odchodów. W końcu nastał ten dzień i w zaciszu sypialni przyszedł czas na pierwszą prawdziwą kąpiel. Od razu mówię nie polubiła tego:) Sama nie podjęłam się zadania. De facto tylko obserwowałam kilka kąpieli z rzędu, a wszystkim zajmowała się moja mama. W końcu kobieta wprawiona to pokazać, co nieco mogła!

Jedno jest pewne - do kąpieli musi być ciepło! Woda ok 37*, choć Oliwia wolała zimniejszą. Przez pierwszy tydzień strasznie się darła. A później jak ręką odjął i czuła się w kąpieli jak przysłowiowa ryba w wodzie. Maluszki nie lubią dotykać nowych powierzchni, np. plastikowej wanny. Są różne przybory kąpielowe - maty, gąbki itp. Jednak my z tych dobrodziejstw nie korzystaliśmy a na spód wanienki rozścielaliśmy przez pewien czas zwykłą tetrową pieluszkę.
Córka znajomych miała tak paniczny lęk przed kąpielą, że już przed włożeniem dziecka do wody owijali ją pieluchą. Nie wiem może nalali za ciepłej wody:D Ale komu się to nie zdarzyło?!
Do kąpieli wybieramy preparaty przeznaczone dla niemowląt. Ze względu na skórę lekko atopową dla dzieciaków używamy wyłącznie emolientów. Teraz najczęściej jest to Oillan ( ze względu na przystępną cenę). Preparaty te są w miarę wydajne, skóra maluchów jest po nich odpowiednio nawilżona i zapobiegają odparowywaniu z niej wody. Oliwia jest już duża, ma włoski więc używamy dodatkowo szamponu (chyba z Hippa), jednak przy noworodkach emulsja do kąpieli w zupełności wystarczy!
Z Kacperkiem było tak samo. Przez pierwsze parę dni płakał i się bał. Wręcz wzdrygał gdy wkładałam go do wody. A teraz płacze jak wyciągam go z wanny:)
Im dziecko starsze tym więcej radości sprawia mu kąpiel. Dochodzą gumowe kaczki i inne kąpielowe cudaki.

Podsumowując: pierwsze kąpiele nie są łatwe. Rodzice często bywają nieporadni, nie mają pod ręką przygotowanych podstawowych przyborów. Trzeba pamiętać by mieć obok pampersa, kremy ubranko i ręczniczek rozłożony oczywiście;) Spokojne, pewne ruchy ( jedna ręka podtrzymuje dziecko a druga myje), można też przyciemnić światło by nie raziło - kąpiel sama w sobie dostarczy nowych bodźców (a przecież dzidziuś dopiero z wody wyskoczył). Na zewnątrz świat jest inny. Warto obejrzeć fachowe tutorioale położnych, aby pozbyć się niepotrzebnych obaw i lęków. Powodzenia w stawianiu tych pierwszych kroków!

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Blog tymczasowo zawieszony

Blog zostaje tymczasowo zawieszony

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Poniedziałkowy poradnik - co zabrać na porodówkę

Pomyślałam sobie że można by w jeden dzień tygodnia wrzucać praktyczne porady dotyczące opieki, pielęgnacji, wychowania dzieci. Trafiło na poniedziałek, ponieważ jest to pierwszy dzień tygodnia w którym dopiero wdrażamy się w pracę i inne aktywności. Dobrze jest wtedy w ramach przerwy przeczytać jakąś radę, praktyczną krótką notkę i mieć poczucie dobrego startu tygodnia:)
Skoro jest to pierwszy tego typu wpis, należy się chronologia. Zatem zacznijmy od tego, co warto mieć ze sobą udając się na porodowkę aby pierwsze doby spędzone z dzieckiem minęły bez zakłóceń.
W każdym szpitalu panują inne zasady, przed porodem warto udać się na oddział i popytać czy istnieją jakieś listy rzeczy potrzebnych/ wymaganych po porodzie. Na pewno upoważniona położona taką listę udostępni lub z grubsza poda co potrzeba. Jeszcze do niedawna miałem w notatkach telefonu spis moich rzeczy. Pamiętam jak dziś słowa położnej :" sztućce trzeba mieć bo nam pokradli ":). 
A teraz serio.
W internecie jest dostępnych mnóstwo list, spisów tego co należy spakować idąc do szpitala. Poniżej podaję swoja - subiektywną, stworzoną w oparciu o dwa zupełnie różne standardy porodowe.

1. Dokumenty - dowód, książeczka zdrowia i zaświadczenie o ubezpieczeniu.
2. Dobrze zaopatrzona kosmetyczka a w niej - żel pod prysznic, żel do higieny intymnej, szczotka i pasta do zębów, szczotka i przybory do włosów, maść na popękane/bolesne brodawki tu polecam Medela i Maltan (Medela super, ale mało wydajna, natomiast Maltan cena niewysoka i przy sumiennym stosowaniu poradzi sobie z problemem), podkłady poporodowe (dużo!! trzeba je zmieniać często choćby dla własnego komfortu) polecam z firmy Hartmann ( są chłonne i dobrze przylegają), majtki poporodowe - te z siateczki (takiej jak bandaż) - nie polecam jednorazówek z Canpolu, gdyż nie przepuszczają odpowienio powietrza i źle trzymają te gigantyczne podkłady..), wkładki laktacyjne - przy nawale pokarmu nawet paczka może nie wystarczyć, kosmetyki poporodowe (ujędrnianie/antyrozstępy itp.), żel antybakteryjny do rąk (bez konieczności mycia) - tak by móc w każdej chwili zdezynfekować ręce - wyniosłam to z niemieckiej porodówki, tam bowiem na każdym kroku dostępne były dozowniki z płynem do dezynfekcji oraz każda rodząca otrzymywała wersję podręczną do swojej szafki.
3. Dla dziecka: W przypadku naszego szpitala trzeba było mieć praktycznie wszystko.. Ubrania były dostępne w szpitalu i z tychże korzystaliśmy, natomiast wszelkie kosmetyki jak płyny do kąpieli, balsamy, kremy, pampersy, chusteczki muszą mamy mieć ze sobą. Należy też pamiętać o pieluchach tetrowych, maluchy mogą ulewać, a poza tym lubią sie do takiej pieluchy przytulać. Dobrze mieć łapki niedrapki lub chociaż skarpetki na dłonie noworodka gdyż jego pazurki są ostre i często się nimi drapie. Oczywiście ubranko na wyjście - ale to akurat może przynieść tata odbierając Was ze szpitala.
4. Pozostałe : Przynajmniej dwie koszule do spania, w których można swobodnie karmić (o ile się to planuje), cienki szlafrok i jakiś zestaw  wygodnych ubrań. Nigdy nie przydały mi się wszędzie wspominane ciepłe skarpetki. Choć jestem zmarzlakiem, nie były mi one ani razu potrzebne a jedno dziecko rodziło się w środku zimy, nocą i jakoś nie zmarzłam. Komfort termiczny dała kołdra, którą okryto mnie po urodzeniu;). Przyda się  za to plasikowy kubek, który posłuży do podmywania podczas korzystania z wc, a jak mówiąc i o tym to na pewno nakładki jednorazowe na sedes.. Warto wziąć też notatnik/zeszyt i długopis, aby zapisywać godziny w których dziecko je, lub jego masę. Nigdy nie wiadomo ile przyjdzie spędzić tam czasu a takie informacje mogą się później przydać. 

Inne sugestie można zamieszczać w komentarzach :)

środa, 5 sierpnia 2015

Karmienie piersią

Jako że od 1 sierpnia zaczął się tydzeń karmienia piersią warto o tym wspomnieć. Nie wiem jak Wy, ale ja mam nie odparte wrażenie iż istnieje olbrzymia nagonka na karmienie piersią. Jeżeli kobieta nie wybiera tej formy żywienia dziecka, od razu się na nią krzywo patrzy. Ale jak to? Dlaczego Pani nie karmi, na pewno ma Pani mleko tylko jest Pani leniwa ple, ple, ple.
Ciężko jest zrozumieć że nie każda mama chce karmić, może karmić i nie każde dziecko uczy się ssać równie szybko. Nie dziwię się kobietom które szybko zarzuciły karmienie i przeszły na butelkę, gdyż wymaga ono od matki wielu poświęceń i często bywa bardzo frustrujące.

Najpierw jednak o zaletach.


  • Oczywiste jest że karmienie piersią jest bezpłatne:) zatem mamy ekologiczny i ekonomiczny pokarm dla malucha. 
  • Mleko matki uważane jest za najlepsze i najzdrowsze, więc dbamy o zdrowie i rozwój naszych niemowląt. 
  • Podczas karmienia matka nawiązuje z dzieckiem więź (moja ulubiona zaleta)
  • Sam proces karmienia uwalnia w organizmie kobiety endorfiny - hormony szczęścia
  • Karmienie odchudza, jak było już w poprzednim poście - na produkcję mleczka organizm potrzebuje 300-700 kcal
  • Można karmić o każdej porze i w każdym miejscu
Gorsze strony karmienia:

  • To boli!!! ( Najczęściej wymieniany przez kobiety dyskomfort związany z karmieniem). Oczywiście ktoś powie że jest to proces przejściowy. Jest to prawdą, ale kto nie doświadczył lepiej niech się nie wypowiada. Nie każda matka ma to szczęście, że dziecko szybko załapie jak ssać, zacznie od razu noworodka dobrze przystawiać i po dwóch tygodniach będzie szczęśliwie karmić. U mnie pierwsze próby z Oliwką to był istny koszmar. Moje brodawki były pokąsane do krwi. Była takim wielkim ssakiem, że nie dała się wręcz oderwać, a kolejna próba prawidłowego przystawienia rodziła coraz większy ból. Dla mnie pierwsze 2 tyg z małą były gorsze niż oba porody razem wzięte! Z Kacperkiem miałam już większe doświadczenie, co i jak robić, jak chronić się przed uszkodzeniami, oraz jakich specyfków używać.
  • Nocne wstawanie, dzieciaki na butli zazwyczaj śpią dłużej i dają mamom odpocząć. Czas karmienia jest narzucony sztucznie. Natomiast przy piersi " na żądanie" można równie dobrze karmić co godzinę jak i co 4.
  • Pierwszy miesiąc jest tak męczący że wiele kobiet rezygnuje z karmienia bo nie mają już siły. Odnosi się wrażenie że karmisz non stop. Ledwo skończysz a dziaciak znów krzyczy.
  • Pojawiają się kryzysy laktacyjne, przy których mamy mają tendencje do panikowania. Nie dość że na codzień nie wiedzą ile mleka zjadło dziecko to co dopiero jak jest go za mało? Zaraz szukają butlek i innych niepotrzebnych rozwiązań. Jest to zrozumiałe, w końcu matka nie chce by dziecko było głodne..
  • Presja na karmienie jest niefajna. Matka butlekowa jest ciągle potrzegana jako gorsza i leniwa. 
  • Wygląd piersi - kobiety nie chcą karmić, żeby późniech ich biust nie obwisł...
  • Dla niektórych mam karmienie w miejscach publicznych jest krępujące. W naszej kulturze jeszcze się to nie przyjęło i można spotkać się z niechętnymi spojrzeniami, jak nie komentarzami..
Na pewno do obu list można dodać jeszcze inne indywidualne uwagi. Ja starałam się karmić Oliwkę jednak, zaczęłam za dużo kombinować właśnie dając się ponieść wyobraźni iż dziecko się nie najada. Podawałam od czasu do czasu butelkę, co więcej mała nigdy nie nauczyła się dobrze ssać, miałyśmy za sobą kryzysy, frustracje i koniec końców "pociągała" do 8 miesiąca w trybie mieszanym. 
Natomiast Kacper od początku nie chce ani smoczka uspokajającego ani butelki więc jesteśmy na mleku własnej produkcji. Nie było większych problemów z przystawianiem, bólem czy "nienajadaniem się". Mały wygląda jak smok :) Także mleko mamy mu służy.
Drogie mamy, jeżeli chcecie karmić to uzbrojcie się w cierpliwość i nie wymagajcie od siebie za dużo. Nic się dziecku nie stanie jak zacznie pić mleko modyfikowane. Karmienie piersią nie ma być karą, a symbiozą między matką i dzieckiem. Warto jest karmić, ale trzeba pamiętać o tym że szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko - nigdy nic na siłę!!!


sobota, 1 sierpnia 2015

Kloszard ze schroniska dla bezdomnych

Intrygujący tytuł jak na bloga o dzieciach, co nie? To tylko gra słów są którą kryją się przykre realia.

W poniedziałek po godzinie 23:00 przeżyłam prawdziwe chwile grozy. Kończyłam akurat kolację, kiedy Kacper zaczął się wiercić w łóżeczku. Myślałam że jak zwykle musi mu się odbić ponownie po jedzeniu. Tym razem było inaczej. Mały nie mógł oddychać. Początkowo wydawało mi sie że to przez  katar, ma zwyczajnie zatkany nos. Zaaplikowałam wodę morską, co było to odessałam a problem nie ustąpił. Bezdechy zaczęły się wydłużać. Zabrałam go do chłodniejszego pokoju i starałam dobudzić. Kiedy się uspokajał, znów nie mógł oddychać i wyglądał jakby mdlał, odłatywał nam na rękach. Pamiętam jak rzuciłam do mamy: "A jak on umrze??!" Na co Ona: "Nie wygłupiaj się dzwoń po karetkę i się pakuj. Tak też uczyniłam. Pani z dyspozytorni poleciła otworzyć zamrażalnik i przystawiać dziecko, by mogło zaczerpnąć zimnego powietrza. Później opatulonego Kacperka wynieśliśmy na taras i tam czekaliśmy na karetkę.
Skąd to całe zamieszanie? Otóż byliśmy na etapie leczenia zapalenia krtani. Jeszcze parę godzin wcześnij mieliśmy kontrolę, po której okazało się że jest dużo lepiej (sama zauważyłam poprawę, bo między innymi nie kaszlał ), ale znów zeszło na dół i pojawiły się lekkie szmery w oskrzelach. Diagnoza? Kontuynuować inhalacje przez kolejne parę dni i zachować czujność. 
Zapalenie krtani u małych  dzieci jest bardzo niebezpieczne, sytuacja może zmienić się w ciągu kilku godzin. Ataki pojawiają się z nienacka, najczęściej w nocy podczas snu. W skrajnych przypadkach może dojść do uduszenia, gdyż krtań u niemowlaka  jest wąska i w chwili pojawienia się obrzęku dziecko nie ma jak oddychać.
Przyjechało pogotowie i zabrało nas do szpitala ( Wojewódzkie Centrum Medyczne w Jeleniej Górze). Jak wiadomo na izbie przyjęć procedury trwają. Najpierw wywiad, później oczekiwanie na lekarza, kolejny wywiad, badanie dziecka, pobieranie wyników i w końcu skierowanie na oddział pediatryczny. Większość tego czasu Kacper płakał. Dziecko nie dość że wyrwane ze snu, ciągle budzone, w nowym miejscu gdzie wbijają igły, świecą lampami itd. Straszne to dla nas było, maluch ochrypł z płaczu zupełnie. Na oddziale dostaliśmy salę dla trojga, ale na szczęście byliśmy tam sami - przez pierwsze dwie doby. I teraz gwóźdź programu - matka czy inny opiekun może przebywać z dzieckiem całą dobę, ale nie ma dla niej/niego żadnego łóżka, za to są krzesła i podłoga. Do tego właśnie nawiązuje temat postu. Na oddziale pediatrycznym w Jeleniej Górze matki dzieci śpią na podłogach jak bezdomni w schroniskach. O ile można przekimać jedną noc na krześle, o tyle tydzień mógłby w takiej pozycji wykończyć - zostaje więc podłoga...
W noc po przyjęciu Kacper nie chciał zasnąć do 3:00. A ja wykończona fizycznie i psychicznie miałam zaraz kłaść się przy dziecku jak pies na podłodze. Już miałam rozłożony kocyk i grubą bluzę - jako poduszkę gdy spod łóżka małego wyszedł obrzydliwy pająk... Brzmi to teraz komicznie, ale w tamtym momencie chciało mi sie po prostu płakać, byłam na to wszystko zbyt zmęczona. Co zrobić zadeptałam żyjątko i skorzystałam ze swojego kawałka podłogi. Przez dwie godziny doświadczałam emocji jakie najprawdopodobniej odczuwa więkosć bezdomnych śpiących między innymi po klatkach schodowych. Resztę nocy przetrwałam na krześle i szafce.Pomyślałam sobie wtedy, że jutro poproszę męża żeby mi przywiózł leżak ogrodowy, w końcu się rozkłada i będzie godniej i Wygodniej. Kolejna nocka spędzona w lepszym samopoczuciu i komforcie. Niestety nazajutrz jedna z pań pielęgniarek uświadomiła mi iż leżaki są zabronione i spytała czy ktoś mi dał zgodę? Dopuszczalna jest karimata, koc, śpiwór i spanko w parterze. Rzekomo sanepid zabrania leżaków, materacy dmuchanych itp. gdyż są niehigieniczne, blokują dostęp do łóżka pacjenta (ciekawe na dzień przecież można zwijać ). Za to poinformowano mnie że zwolniła się izolatka i jeżeli chcę skorzystać ( tam jest łóżko dla matki) to muszę poprosić lekarza o zgodę na przeniesienie. Jedyny haczyk to płatność - 2 pierwsze doby 36,90 zł, wszystkie następne cena promocyjna 18,40zł :)
Skorzystałam z oferty i przeprowadziłam się czym prędzej. W izolatce jest również własna łazienka, co stanowi duży plus bo opiekunowie nie mogą korzystać z łazienki znajdującej się na oddziale. Poniżej zdjęcie i pytanie za 100 pkt czego brakuje w kabinie prysznicowej? :)


Nie chcę żeby ktokolwiek czytający ten post zrozumiał iż spodziewałam się w szpitalu wygód i luksusów. Jedyne o, co można wnioskować to godne człowieka warunki. W jaki sposób spanie na leżaku może być gorsze od spania matki karmiącej na brudnej podłodze? Czy taka wytarzana w kurzu i pająkach matka jest mniejszym zagrożeniem epidemiologicznym niż matka z leżaka czy materaca? I jak tu karmić czyste, chore dziecko samemu wstając brudnym? Dla mnie jest to CHORE. Opinia o naszym oddziale prediatrycznym jest bardzo zła. Jeżeli chodzi o personel, nie mam żadnych zastrzeżeń. Nie spotkałam się z nieuprzejmością, wszystko było jak należy, życzliwie i z uśmiechem. Jedyne co może być irytujące to późne wizyty, dzieci o tej porze zazwyczaj kładą się spać. Rano również miałam problem bo od pobudki do lekarza mijały długieee chwile a Kacper odpadał. Niestety spanie kobiet na podłogach przy dzieciach jest na prawdę uwłaczające i powinno się jak najszybciej zmienić.
Jeżeli chodzi o Kacperka wszystko dla nas dobrze się skończyło. Całe leczenie obyło się bez antybiotyku, bazując na inhalacjach, kontrolach laryngologicznych i kroplówkach wzmacniających. Powodem zaistniałej sytuacji najprawdopodobniej był skurcz oskrzeli, który był następstwem przedostania się flegmy, mleka czy czegokolwiek do oskrzeli, Niestety było to nasze drugie zapalenie krtani, zatem można spodziewać się że będzie nawracać i musimy być zawsze zaopatrzeni w odpowiednie leki, być czujni i dmuchać na zimne.
Przbywając te 4 dni w szpitalu miałam czas na wiele refleksji. Jestem pełna podziwu i zarazem współczucia dla wszystkich matek i opiekunów dzieci, które są przewlekle, prawdziwie chore. Szpitalna rzeczywistość jest przykra, jest jak przeniesienie się do innego, ograniczonego świata. Dlatego powinno się uczynić wszystko aby ten trudny dla rodziców i dzieci czas maksymalnie umilić. Przede wszystkim stwarzając godne warunki funkcjonowania.

niedziela, 26 lipca 2015

Wkurzasz mnie dziecko!!!

Cześć wszystkim !

Ostatnie dni były trudne... Nie ogarniałam życia a co dopiero bloga. Choroby, lekarze, marudzenie. Do dziś dnia nie umiałam poradzić sobie z bałaganem, który powstał po powrocie z wakacji. Litości skąd się wzieło tyle tych szmat?! Piorę, prasuję, piorę, prasuję i końca nie widać! (poprawka.. mąż prasuje, ale upchać to wszystko w szafach ktoś musi :))

Wracając do tematu dzisiejszego postu. O tak, będzie to ewidentna skarga na dzieci. Zainspirowałam się pewną Panią której ostatni post na blogu brzmiał mw. tak : "Mój syn to dupek ". Tak wiem mocne słowa i co poniektórzy mogliby się zbulwersować. Jednak ta fajna babka w bardzo luźny i życiowy sposób pisze swojego bloga i wielu kwestiach mogę się z nią identyfikować.
Która z nas nie miała choć raz w życiu ochoty ukatrupić swojego dziecka? Nie wierzę, że takie matki istnieją. Rozumiem olbrzymie pokłady cierpliwości, miłości. Wiem że dla większości dziecko to spełnienie najpiękniejszych snów, ale ten mały człowiek potrafi nieźle wkurzyć.
Każdy z nas ma lepsze i gorsze dni. Niestety dzieci są zazwyczaj w te gorsze dni bardziej upierdliwe, marudne, zmęczone i rozhuśtane. Nie wiem czy wynika to z faktu, iż nasz słaby nastrój im się udziela i nieświadomie doprowadzają nas do szału, czy też jest to zwykły zbieg okoliczności. Pewnie to pierwsze, ale wolimy się dołować i wkurzać jeszcze bardziej myśląc że to mały rozrabiaka stara się nam dopiec.
Na Kacperka oczywiście skarżyć się nie mogę, byłby to wręcz grzech. Jest to dziecko idealne. Wystarczy zaspokoić głód, dać jakaś rozrywkę i mały jest cicho jak myszka. O Oliwce powiedzieć tego nie można. Jest bystra, zabawna i ..... rozdarta!
Numerem 1 na liście najbardziej irytujących mnie zachowań jest jedzenie. Jak wcześniej pisałam mała nie je w krzesełku, ogólnie nie usiedzi na tyłku 5 minut więc biega z jedzeniem gdzie popadnie. To jednak da się przeżyć. Najgorsze jest to : "mama paprykę chcę". Okey daje jej paprykę a Oliwia pożuje, pożuje i w najlepszym wypadku wypluje sobie do ręki. Po czym z uśmiechem na ustach mówi: "daj ogórka"... często historia się powtarza. Ogólnie jedzenie jest dla mnie gehenną i jakbym mogła to zatrudniłabym kogoś tylko po to by miał tę przyjemność i kochaną córcię nakarmił:) Muszę jednak przyznać, że poczyniłyśmy duże postępy. Na fali jest TUTITU i nawet 3 minuty spokojnego spożywania.
Kolejnym denerwującym zachowaniem jest wyłączanie lub włączanie sprzętów RTV/AGD. Nic tak nie wkurza dziadka jak Oliwia wyłączająca antenę satelitarną. Ona po prostu nie umie przejść obojętnie obok dekodera. To samo jest z kuchenką, zmywarką, tv i innymi tego typu gratami. W tej kwestii ewidentnie mała nie rozumie słowa "NIE" i robi to nagminnie, piejąc przy tym z radości. Mankament numer 3: upartość i złośliwość. Ot, taki charakter albo zaczynamy bunt dwulatka. Wszystko zrobi sama, tych spodni nie założy, tam nie pójdzie, tupie i płacze bo jest zmęczona i kąpać się nie będzie. Spróbój czegoś zabronić - wtedy w ruch idą paluchy i szczypanie. Grunt żeby coś nabroić, od razu uśmiech pojawi się na twarzy. Przedwczoraj na przykład z radością odkręciła spray na ból gardła po czym całą zawartość wylała na podłogę. I jaka reakcja? " Mama, ojoooj wylałam" :) I tak za każdym razem.
Są momenty kiedy człowiek traci cierpliwość zwłaszcza jak dzieciak coś faktycznie zniszczy. Mam na myśli uszkodzone meble, ściany, urwane karnisze. Jednak zazwyczaj są to nieszkodliwe psoty, które trenują nasz charakter. Z resztą jak długo można gniewać się na takiego szkodnika? Tylko przez chwilę, bo zaraz po wszystkim maluch rozbroi Cię najpiękniejszym uśmiechem i serce z miejsca topnieje.
Może jest ktoś kto ma ochotę się podzielić swoimi doświadczeniami z dziecięcymi rozrabiakami, śmiało pisać komentarze:) Czekamy!!

A tymczasem..
Choo poskakać !!

wtorek, 21 lipca 2015

Idealną matką być

Cześć dziewczyny!

Jak tam minął weekend? U nas pod znakiem upału i dziecięcego marudzenia.Na szczęście dziś trochę lepiej!
Jak w temacie chciałam poruszyć kwestię mitu matki idealnej który sprzadawany jest nam każdego dnia przez mass media. Moda na idealne matki już prawie dogania fenomen celebrytek wykreowanych na podstawie wyglądu zewnętrznego,diet czy operacji plastycznych. Otwieramy pierwszy, lepszy serwis plotkarski i naszym oczom ukazuje się znana serialowa twarz Pani X - uśmiechnięta od ucha do ucha, dumnie krocząca w swoich 15 centymetrowych szpilkach, look prosto z salonu piękności - dzidzia leżakuje w najdroższym wózku dostępnym na rynku, pewnie też ubrana u projektanta. W wywiadzie Pani X zapewnia nas, że sama piecze chleb, 3 razy a tygodniu uczęszcza do fitness klubu, w weekendy zaprasza koleżanki na domowe ciasto i kawkę a w tym wszystkim jest cudowną mamą, która każdą wolną chwilę spędza z dzieckiem.
I w tym momencie przeciętna matka zadaje sobie pytanie: co jest ze mną k@%% nie tak ? Czy jestem jakąś życiową niedojdą czy jak ? Oczywiście że nie! Nie chcę tutaj generalizować, ale tego typu wizerunek jest mocno wyidealizowany. Nie twierdzę że matki nie mogą być zadbane, eleganckie i szczęśliwe wręcz ptzeciwnie. Miło jest patrzeć jak kobieta która została matką rozkwita. Nie dajmy się zwariować i pozwalać aby ktoś wmawiał nam że z dzieckiem uwieszonym na ramieniu można zrobić wszystko. 
Tak jak różne są dzieci tak i pojęcie - dobra matka oznaczać będzie dla każdej kobiety co innego. Dla jednej priorytetem będzie karmienie piersią, dla innej pieczenie własnego chleba a dla jeszcze innej nauka pływania z maluchem. Będąc matką ciężko jest znaleźć czas dla siebie a nie można o tym zapominać. Jeżeli mama jest szczęśliwa to dziecko też. Wszystkie wiemy ze matka jest tworem wielozadaniowym, nie znaczy to jednak że mamy być ze wszystkim na tip top. Wiele razy chodziło się z brudnymi włosami, w obrzyganych bluzkach, bez makijażu. Z tego powodu świat się nie zawalił. Bywają dni że wszystko idealnie się układa, dzieci są grzeczne a ja o 23 piekę ciasto - bo mam na to ochotę. Jednak nie zdarza się to zbyt często.A choć lato w pełni nie miałam dotąd sposobności ubrania sandałów na wysokim obcasie, najwyraźniej na placu zabaw byłoby mi niewygodnie:)

Pozdrawiam wszystkie nieidealne matki:)




sobota, 18 lipca 2015

Dlaczego codzienna rutyna jest dobra?

Słysząc słowo rutyna, mamy raczej negatywne skojarzenia. Myślimy wtedy o nudzie, powtarzalności czy stagnacji. Natomiast codzienna rutyna z dziećmi według mnie jest wielkim sprzymierzeńcem. Chociaż po miesiącach w których dzień wygląda dokładnie tak samo mamy ochotę odpocząć i zrobić coś inaczej, szybko przekonujemy się jak dobrze było przedtem. Przyzwyczajając dziecko do określonych czynności i czasu w których je wykonujemy dajemy sobie komfort psychiczny. Wiemy bowiem, co zaraz nastąpi, za ile minut mamy przerwę itp. Owszem jest to nudne i czasem frustruje fakt że człowiek nie ma jak się od tego wyrwać, ale zdecydowanie pomaga.
Przekonuję się o tym zawsze podczas wszelkich wyjazdów. Jadąc gdzieś z małym dzieckiem, trzeba zapewnić mu maksymalny komfort w nowym miejscu. Pakujemy wtedy cały dobytek jakbyśmy ruszali w podróż do okoła świata choć to np. tylko weekend u babci. Będąc u celu okazuje się że maluch nie chce się kąpać pod prysznicem, nie ma apetytu, zasypia 2 godziny później a nasz już dobrze zaprogramowany zegar biologiczny zaczyna szwankować. Chwilowa zmiana może być miłą odskocznią, ale zaraz następuje całkowite zburzenie harmonogramu dnia i ciężko potem wrócić do "normalności". Oliwia szybko adaptuje się do nowych warunków, nie boi się niczego, nie przeszkadza jej inne łóżko. Problemy jednak stanowi jak zwykle posiłek. Wszelkie zmiany gwarantują porażkę żywieniową. Teraz mała je wyłącznie oglądając filmy na youtube. Bez internetu ani rusz. Niestety nie skupi uwagi dłużej niż 2 minuty i co rusz słyszę " mama nie lubie tego - inne!" Więc lecimy dalej. Będąc na wakacjach nawet to nie pomagało. Po prostu ona potrzebuje swojego pokoju, stolika, komputera - własnego otoczenia. Zawsze po powrotach przez tydzień wracamy do ustalonego rytmu. Nie u każdego możemy pozwolić sobie na przestrzeganie naszych pór dnia. Albo nie mamy potrzebnych narzędzi, albo zwyczajnie się krępujemy w "obcym" domu. Różne rodziny żyją inaczej i nie można oczekiwać że wpadasz z dzieckiem na weekend i domownicy dostosują się do twojego dziecka.
Innego typu rozprężeniem i zmianą są choroby.
Ostatnie trzy dni były dla nas istnym piekłem. Oliwia ma anginę, przez 2 dni miała 40* gorączki marudziła przeokrutnie, majaczyła, wiecznie musiałam ją nosić. Kacper z kolei walczy z zapaleniem ucha i wyrzynającym się drugim zębem. Oboje marudzą, chodzą spać o różnych, nieprzewidywalnych porach, źle jedzą - ogólne szaleństwo. Do tego doszedł upał i w rezultacie ten krótki i intensywny okres dał w kość bardziej niż cały miesiąc z dziećmi razem wzięty.
Dlatego chociaż codzienna powtarzalność uderza do głowy, coraz bardziej ją doceniam. Każde nawet najdrobniejsze anomalie odbijają się zarówno na dzieciach jak i rodzicach. Warto się 3 lata "ponudzić" żeby później mieć spokój.

Długo wyczekiwane chwile:)

wtorek, 14 lipca 2015

Nauka nocnikowania

Dziś na specjalne życzenie pomówimy trochę o nauce załatwiania potrzeb na nocniku.
Jak pewnie wszystkie mamy wokół słyszą każde dziecko jest inne. Zatem każde ma indywidualny zegar biologiczny, inne potrzeby, szybciej lub wolniej przyswajają wiedzę. Nie zmienia to faktu, iż na wszystko przyjdzie pora, a pewne różnice między dziećmi znikną bez śladu.
Mity o nocniku krążą w sieci i robią zamęt w maminych głowach. Najbardziej absurdalne i śmieszne z mojego punktu widzenia są obawy matek, o to że dziecko będzie bało się nocnika, przeżywało traumę z nim związaną i przechodziło podobnego typu historie. Bez przesady! Wszystko zależy od przedstawienia maluchowi nowego przedmiotu. Nie ważne czy jest to nocnik, grzechotka, krzesło. Skoro dziecko tego nie zna, nigdy nie widziało to dorosły człowiek jest w stanie wytworzyć w umyśle dziecka same pozytywne skojarzenia dotyczące owej nowości. Na rynku dostępne są odjazdowe nocniki które wyglądają jak prawidzwe ubikacje, mają przezabawne kształty i formy, często wyposażone są w dodatkowe gadżety które mają umilić i wydłużyć dziecku czas spędzony na kibleku. Jest w czym wybierać, zwłaszcza wtedy gdy nasz maluch nie daje się "byle czemu" przekonać.
Z Oliwką poszło super łatwo - można rzec. Mała załatwia grubsze potrzeby na nocniku od 8 miesiąca życia. W tym właśnie czasie zaczęła regularnie robić kupkę. Od początku starałam się pilnować codziennej rutyny a zwłaszcza stałych pór posiłków. I pewnie dzięki temu jej organizm ustablizował się na tyle, że wypróżniała się codziennie mniej więcej o tej samej godzinie. Zawsze po zupce przed spaniem oraz na wieczór po kolacji, również przed samym spaniem. Ten rytm trwa do dziś, chyba że pojawią sie chrupki, cukierki, czekoladki w menu i wtedy woła według potrzeb. Oliwia do tego stopnia czuła konieczność załatwienia się na nocniku, że gdy nie brałam na poważnie jej wołania zalewała się łzami i prosiła o nocnik. Potrafi też obudzić się w środku nocy i zawołać mama/tata kupa!! Owszem zdarza jej się oszukiwac jak chce wymigać się od spania, albo zwyczajnie uciec z pokoju, ale nigdy nie jest tak że robi w pieluchę bo nie zawołała. Oczywiste jest że taki maluch potrzebuje na czymś skupić uwagę, my od początku na nocniku wprowadziliśmy książeczki. Przez ten długi czas znamy je wszystkie na pamieć, a mała i tak wybiera zawsze 3-4 ulubione. Powoli jednak zaczyna interesować się bajkami więc bywa że oglądamy coś w internecie. Poza nocnikiem korzystamy także z nakładki na sedes. Wcześniej chętniej siadała na nią niż na nocnik, wiązało się to z faktem że w łazience jest dużo nowych i niedostępnych dla niej rzeczy. A cwaniak wie, że mama da jak będzie siedzieć "do skutku".
Mamy lato i trzeba powoli uczyć Oliwkę również sikania na nocnik i zapomnieć o pampersach. Bywają przebłyski kiedy to sama się rozbiera i siada na siku. Częściej jednak woła w trakcie lub po...Myślę że do zimy uda nam się i tę sprawność opanować.
Drogie mamy nie przejmujcie się nieudanymi próbami, zasikanymi łóżkami czy kupami w majtkach. Nie oceniajcie siebie źle, ani nie krytykujcie swoich dzieci. Może akurat wam w prezencie przyda się super wypasiony nocnik, także dodajcie ten sprzęt do listy życzeń. Nie poddawajcie się, bo na pewno osiągniecie sukces. Żeby optymistycznie zakończyć załączam nocnikową fotę :)


poniedziałek, 13 lipca 2015

Alergie pokarmowe

Wszelakie alergie są zmorą dzisiejszych czasów. Co rusz natykamy się na alergeny wywołujące katary, kaszel, wysypki i inne patologiczne reakcje organizmu. Dziś zajmę się alergią pokarmową u niemowląt. Jak sama nazwa wskazuje czynnikim szkodliwym jest pożywienie. Zarówno podawane bezpośrednio lub jego składniki zawarte w mleku matki. Oboje moich dzieci dotyka ten problem chociaż muszę przyznać, że u Oliwii, jak to mówią - mija z wiekiem. Karmiąc pierwsze dziecko nie zdawałam sobie sprawy, że nasze problemy takie jak : wyginanie się i płacz podczas jedzenia są wynikiem alergii pokarmowej. Wydawało mi się że mała ma kolki, nie potrafi ssać i łyka powietrze dlatego analogicznie boli ją brzuch i się wykreca. Dopiero zmiany skórne skłoniły mnie do głębszej refleksji. Pojawiały sie w różnych miejscach i w różnych ilościach. Jednak z czasem zaobserwowaliśmy pewne prawidłowości - czerwone,błyszczące plamy na policzkach, suche, chropowate, żółte krostki na przedramieniach i piszczelach oraz sporadyczne suche zmiany na innych częściach ciała. 

http://zdrowie-kobiety.pl/forum/index.php?action=printpage;topic=30.0

U pediatry usłyszałam że mam ograniczyć spożywanie nabiału i powinno się poprawić. Pierwsza reakcja lekarzy to podejrzenie skazy białkowej, która z czasem zanika. Dermatolog stwierdził, iż mała ma AZS (Atopowe Zapalenie Skóry), ale jego łagodną postać. Przy ciężkim AZS-ie dzieci drapią się, są niepsokojne, często trzeba używać maści steroidowych. Natomiast u Oliwki zmiany na skórze zaostrzały się po konkretnych pokarmach. Do teraz zdarza się że pojawią się suche ręce lub plama na policzku. Co ją głównie uczula? Chemia zawarta w warzywach! Oliwka lubi jeść surowe warzywa, niestety zimą gdy są one bardzo sztuczne od razu można zobaczyć to na jej skórze. Pomidory, ogórki, papryka - główni winowajcy. Na wiosnę wszystko przeszło jak ręką odjął, ale znów nie można przedobrzyć z jogurtami i serkami dla dzieci. Był okres w którym namiętnie wcinała " Bakusie", też odbiło się to na jej twarzy. Nigdy nie wiadomo jak uprawiane były warzywa i owoce, o ile nie bierzemy ich z własnego ogórdka nie możemy być pewni że coś nie zaszkodzi.
Z Kacperkiem sytuacja od razu była inna. Po miesiącu zaobserwowałam jakby trądzik na twarzy. Miał mnóstwo czerownych krost, a później suche miejsca za i nad uszami. Ogólnie miał bardzo suchą skrórę i sporą ciemieniuchę. Od razu poszliśmy do dermatologa, który stwierdził skazę białkową. Owszem podejrzewałam to samo, jednak położna środowiskowa mówiła że jest zbyt wcześnie na takie diagnozy a ja powinnam jeść wszystko. Od prawie pięciu miesięcy trzymam dietę. Nabiał był moją ulubioną częścią pożywienia, ale dla dziecka trzeba się poświęcić. Poprawa była widoczna niemal od razu. Oczywiście lekarka mówiła że te objawy miną z czasem, a ja nie mogę całkowicie rezygnować z mlecznych rzeczy, bo organizm dziecka powinien się nauczyć tolerować też mleko. Tyle że dzieci ze skazą i podejrzeniem AZS muszą być obserowane cały czas. Dziś dobrze przyswoi pomidora jutro już nie. Do 3 roku życia mam nie podawać Kacprowi mleka krowiego, czekolady i jej pochodnych, chcąc podać mleko zastępcze - do roku na receptę ( Bebilon Pepti lub Nutramigen). Później powinno się ułożyć. Już teraz widzę poprawę, ponieważ będąć na wczasach sporo sobie pofolgowałam z dietą. Lody, gofry, ciasta itp. a twarz małego bez zmian.
Mając przed sobą niemowle młoda matka analizuje każdą kropkę, krostkę na ciele i zastanawia się skąd to się wzięło. Kiedy zmiany się nasilają warto od razu skorzystać z pomocy specjalisty, oszczędzi to naszych nerwów i skróci dyskomfort dziecka.

czwartek, 9 lipca 2015

Moje wychowawcze porażki

Witamy ponownie! Obecnie jesteśmy na wakacjach nad Bałtykiem a że pogoda dopisywała to nie było czasu na pisanie postów. Urlop to urlop i trzeba się oderwać od rzeczywistości na parę chwil. To właśnie tutaj uwidoczniły się dla mnie błędy, które dotąd popełniłam wychowując Oliwkę.
Błąd nr 1: Pozwoliłam jej jeść poza fotelikiem do karmienia. Choć było to już bardzo dawno temu skutki odczuwalne są do dziś. Jak nauczyła się wstawać na krześle i wyłazić z pasów - uległam.  W końcu ważne że dzieciak jadł... Owszem jadła jak była czymś zajęta, ale oduczyła się że ma swoje miejsce a jedzenie było wszędzie. Teraz kiedy rusza się już sprawnie, nie usiedzi ani minuty. Można sobie tylko wyobrażać jak wygląda obecnie posiłek. Istna zabawa w berka. Trafia mnie szlag jak wchodzę z nią do knajpy i nie dość że nie chce siedzieć, wypluwa na siebie jedzenie to jeszcze robi bałagan gdzie się da.
Błąd nr 2: Pozwolenie osobom trzecim wpływać na decyzje związane z dzieckiem. Mam tu na myśli np. moją mamę. Owszem złota kobieta i daje mnóstwo dobrych i potrzebnych rad. Jednak należy kierować się dewizą że matka wie najlepiej i jej zdanie jest najważniejsze. Tutaj właśnie ona winna jest wyciągania Oliwki z fotelika - bo na kolanach zje lepiej i chętniej. Może i było tak w wieku 12 miesięcy, ale nie jak ma prawie dwa latka i nic nie robi sobie z obowiązujących zasad.
Błąd nr 3: Łóżeczko! Nie nauczyłam jej spać we własnym łóżeczku -  teraz ponosimy tego konsekwencje. Mała przewala się po łóżku całą noc, musi kogoś przy sobie mieć do zasypiania, bo nie potrafi samodzielnie. Zdarza się że usypianie zwłaszcza w dzień  trwa godzinami, co jest uciążliwe i daje poczucie straty czasu.
Wnioski: Konsekwencja i jeszcze raz konsekwencja w działaniu! Jesteśmy w stanie nauczyć dziecko wszystkiego o ile będziemy dostatecznie cierpliwi i konsekwentni. Często matki ulegają maluchom w myśl własnej wygody. A to tylko pozorny i chwilowy komfort, który po pewnym czasie odbije nam się czkawką. Tak jak trzymanie dziecka w łóżku zamiast odkładania po karmieniu, co w rezultacie wydłuża nieprzespane,   niewygodne noce.
Inwestujmy w foteliki, wózki, bujaki w których zamontowano pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa. Są bezpieczne i gwarantują że dziecko z nich nie ucieknie.
Pozytywne jest to, że dzieci są rożne i niektóre na prawdę skore do współpracy. Mam nadzieję, że taki właśnie  będzie Kacper, bo jeżeli wyrośnie na takiego urwiska jak Oliwia to chyba oszaleję!

wtorek, 30 czerwca 2015

Wygląd brzucha po ciąży

Witajcie ponownie, dziś krótki temacik dotyczący pielęgnacji skóry brzucha podczas ciąży oraz jego wyglądu PO.

Wczoraj któryś ze znajomych na FB udostępnił link ze zdjęciami kobiet po ciąży. Konkretnie 27 latka po 4 ciążach pokazała swoje zdjęcia a w ślad za nią inne kobiety. Poniżej można obejrzeć.

http://www.papilot.pl/ciaza/30652/27latka-pokazala-swoj-brzuch-po-4-ciazach-Tysiace-kobiet-zrobily-to-samo-Obrzydzaja-macierzynstwo.html

Na mnie te zdjęcia zrobiły duże wrażenie, przede wszystkim urzekła mnie odwaga tych kobiet. Nie ma się co oszukiwać ciało po ciąży nie będzie już takie samo. Dla kobiet często wygląd stanowi podstawowe życiowe odniesienie. Jego mankamenty doprowadzają do frustracji, braku samoakceptacji, pozbawiają pewności siebie a w skrajnych przypadkach kończą się depresją albo jeszcze gorzej. Stąd na pewno wzieły się komentarze pełne krytyki, które piętnują macierzyństwo - i wmawiają innym kobietom że gdy zajdą w ciąże, tuż po niej przeistoczą się w potwory.

Co można zrobić aby zminimalizować szkody wyrządzone ciążą? Dbać o skórę od samego początku!! Nasza skóra jest dość elastyczna i podatna na stopniowe rozciąganie, ale nie można przesadzać. Ciążą ciążą, ale jeść trzeba dla dwojga a nie za dwoje. Jest to podstawowa istotna sprawa. O ile kobieta nie ma problemów zdrowotnych, racjonalnie się odżywiając nie powinna przytyć bardzo dużo. Jest różnica mając +15 kg  a +30! Brzuch robi się większy, skóra musi się rozciągnąć i nie mamy gwarancji że wróci do poprzedniej postaci. Co gorsza mogą pojawić się paskudne rozstępy. Przydadzą się masaże oraz kremy ujędrniające i zapobiegające powstawaniu rozstępów. Niestety niektóre z nas są bardziej podatne na rozstępy niż inne kobiety, nie znaczy to jednak że po ciąży musimy je mieć. Ja na przykład mam rozstępy na nogach z okresu młodzięczego,a w ciąży przy pielęgnacji nic nowego się nie pojawiło. Warto ujędrniać skórę naprzemiennymi masażami ciepło - zimno pod prysznicem, a także stosować kremy, maści, olejki. Nie stosowałam co prawda masaży, ale od samego początku smarowałam brzuch, piersi i pośladki specjalnymi specyfikami. Skóra na brzuchu jest całkiem przyzwoita, wiadomo że lekko się marszczy i z bliska wygląda staro jednak jest to minimalne, nie mówiąc że mamy dopiero 5 miesięcy po drugim z rzędu porodzie.


Trzeba też pamiętać żeby na około trzy miesiące po porodzie nadal stosować kremy gdyż rozstępy lubią wyłazić właśnie wtedy. My zafascynowane dzieckiem zapomianmy już o sobie a tu ciach budzisz się rano z krzykiem:)
W pierwszej ciąży używałam kremu z firmy Pharmaceris przez pierwsze 5 miesięcy. Taki oto kremik :


Natomiast kolejne miesiące i całą drugą ciążę stosowałam naturalny olejek z  firmy Weleda. Natrafiłam na niego w niemieckiej drogerii, spodobał mi się zapach i tak nam zostało. Okazał się bardzo dobry a skóra po nim gładka jak u niemowlaka. W składzie same naturalne oleje, świetnie wpłyną na kondycje brzucha i ogólne samopoczucie.


Cenowo Pharmaceris około 35 zł natomiast Weleda ok.70 zł. Jednak myślę że warto dać więcej i nie martwić się co będzie.
Wracając do kwestii wyglądu i macierzyństwa. Nie można oceniać tego tematu w kategoriach wyglądu. Macierzyństwo to nie rozstępy, obwisła skóra czy inne "dolegliwośći". Choć jest to czas pełen trudów i poświęceń to zdecydowaie są tego warte. Sama nie byłam przekonana czy będę dobrą matką, martwiłam się jak będę wyglądać po ciąży itp. A teraz wiem że niepotrzebnie. Na formę nie narzekam, a dotychczas nic i nikt nie dał mi tyle radości co moje dzieci. One i moja rola są bezcenne, a jak komuś skóra za mocno zwisa zawsze może iść do chirurga plastycznego ;) Wiem, wiem to kosztuje,ale czego się nie robi dla własnego dobrego samopoczucia...


piątek, 26 czerwca 2015

Jak zajść w ciążę?

Wydawać by się mogło że nie ma nic łatwiejszego i przyjemniejszego. Otóż  nie! Poruszę dziś ten trudny temat na prośbę bliskiej osoby. Załóżmy że mamy do czynienia ze zdrową kobietą i zdrowym mężczyzną. Nie będę wdawać się w medyczne zagadnienia gdyż nie jestem lekarzem i nie mogę się fachowo na ten temat wypowiadać. Jedyne co mogę w tej kwestii rzec to, to że lekarze też się mylą.
Parę lat temu pewien ginekolog podejrzewał u mnie PCO (Zespół policystycznych jajników), jest to schorzenie utrudniające bądź całkowicie wykluczające zajście w ciążę. Podjeliśmy leczenie w tym kierunku, jak się później okazało zbędne. Trafiłam do innego specjalisty, który pamiętam przy potwierdzeniu ciąży z Kacprem nawet z tego zażartował: " Powiedziano Pani że nie będzie mieć dzieci a tu machnie Pani trójkę w trzy lata". Każde medyczne wątpliwości najlepiej sprawdzić w paru źródłach, a zastanawiać się można dopiero gdy minie rok a ze starań nici.

Kiedy czegoś się bardzo pragnie bywa że wszystko zdaje się przeciwstawiać. Myśląc o dziecku nasza uwaga skupia się wyłącznie na nim, innych dzieciach, matkach. Kobieta rozgląda się w koło i ma wrażenie że zewsząd dotyka ją niesprawiedliwość. Bo jak to jest? Oni nie chcieli dzieci a mają troje, córka sąsiadki jakaś małolata - w ciąży, w TV mówią o uzależnionych od alkoholu lub narkotyków matkach i ich idealnych zdrowych dzieciach. I gdzie tu jest sprawiedliwość? Ty dbasz o każdy detal w odżywianiu, uprawiasz sport - ten z partnerem też ;) i co? I NIC! Dlaczego? Jak sobie pomóc?

Moim zdaniem kiedy partnerzy nie mają medycznych przeciwskazań do posiadania dzieci ich jedyną barierą przed tym powstrzymującą jest własna psychika. Kobieta podporządkowująca całe swoje życie poczęciu dziecka wpada w pułapkę swojego umysłu. Do tego stopnia jest pedantyczna  w działaniu że popada w obsesję. Nie chodzi tutaj o krytykę czy coś w tym stylu, po prostu pragnienie dziecka jest tak silne że zamiast czerpać radość z życia potencjalna matka wręcz się załamuje kolejnymi niepowodzeniami. Dlatego często dzieje sie tak że pary, które latami starają się o dziecko bezskutecznie, nagle przestają bo brak im już sił a tu okazuje się że kobieta jest w ciąży. Następuje zupełny luz psychiczny, brak jakichkolwiek oczekiwań i mamy co chcieliśmy!

Co można zrobić aby technicznie sobie pomóc? Na pewno warto wybrać porządnego specjalistę ginekologa, który poprowadzi kobietę przez cykl miesiączkowy. Można monitorować cykle z lekarzem tak, aby dokładnie wiedzieć kiedy zaczyna się owulacja i zmaksymalizować swoje szanse na poczęcie dziecka. W sklepach a przede wszystkich aptekach dostępne są także testy owulacyjne, które będą tańszym zamiennikiem monitoringu z lekarzem. Zdarza się że kobiety samodzielnie nie są w stanie określić kiedy mają dni płode i dzięki tym narzędziom mogą sobie pomóc. Myśląc o tym przypominają mi się sceny z filmów : "Ladies" i "Jak urodzić i nie zwariować", kiedy żony wydzwaniały po mężów żeby ich "wykorzystać" bo owulacja się zaczęła:)

W sieci znajduje się również wiele artykułów dotyczących odpowiednich pozycji seksualnych sprzyjających zajściu w ciążę. Należą do nich przede wszystkim te w których kobieta leży na plecach np. pozycja klasyczna.




Ponoć dużą skuteczność gwarantuje również pozycja kolankowo-łokciowa, zwłaszcza u kobiet z tyłozgiętą macicą i panów ze słabym materiałem ;)
Tu kobitka powinna opierać się na łokciach albo rękami na poduszcze. Taka pozycja ułatwia głębokie wprowadzenie nasienia prosto w okolice szyjki macicy, co pomaga dotrzeć plemnikom szybciej do komórki jajowej.







Po stosunku partnerka powinna mieć biodra uniesione nieco wyżej, np. należy podłożyć poduszkę i chwilę tak odczekać. Co tu dużo mówić, trzeba próbować do skutku i łączyć przyjemne z pożytecznym:). Warto więcej poeksperymentować w sypialni, tak aby zapomnieć o faktycznym staraniu się o dziecko,a czerpać maksymalną przyjemność  z pożycia. Tutaj panowie powinni zatroszczyć się o orgazm swojej partnerki ( dzięki skurczom, plemniki zostaną zassane do macicy). Zatem do dzieła :)

Jeszcze jedna kwestia.. Płeć dziecka? Jedni badacze twierdzą że jest to kwestia losowa inni dowodzą, iż płeć zależna jest od momentu owulacji w którym dziecko zostało poczęte. Tj. trafając w sam szczyt owulacji - największa ilość śluzu - mamy chłopca a po szyczycie dziewczynkę. U nas sprawdziło się to w 100%.

Na koniec apel do wszsytkich starających się - zrelaksujcie się, cieszcie życiem, może wspólne wakacje w romantycznym miejscu rozpalą wasze zmysły i wrócicie do domu z niespodzianką;) Nie można się nigdy poddawać, ale też odbierać sobie radości życia. Skupcie się na sobie i własnym komforcie a mały człowiek powstanie w najmniej oczekiwanym momencie.

Z pozdrowieniami dla K.F.

środa, 24 czerwca 2015

Tatusiowie na start

Wczoraj obchodziliśmy w Polsce Dzień Ojca. Dopiero teraz zainteresowałam się tym dniem i źródłem jego pochodzenia. Wszystko zaczęło się w 1910 roku na mszy świętej poświęconej zmarłej matce niejakiej Sonory Dodd Smart w stanie Waszyngton w USA. Kobieta zdała sobie sprawę że po śmierci matki ją i jej pięcioro rodzeństwa będzie wychowywać samodzielnie ojciec. W oczach córki ojciec stał się prawdziwym bohaterem, poświęcił wszystko aby przejąć obowiązki rodzicielskie, okazując im mnstwo oddania i miłości. W zamian za ten trud Sonora zwróciła się do władz o utworzenie święta ku czci ojca. Projekt zyskał aprobatę i ostatecznie ustanowiono je na trzecią niedzielę czerwca. Dzień ten obchodzony jest w wielu krajach na świecie w różnych terminach.

Owe święto nie ma u nas tak dużego wydźwięku emocjonalnego jak Dzień Matki. Ojcowie nadal znajdują się na drugim planie, chociaż trend ten zaczyna się powoli zmieniać.
Z roku na rok wzrasta odsetek ojców pozostających w domach aby opiekować się dziećmi. Chętniej korzystają oni z urlopów tacierzyńskich, wyręczają matki w obowiązkach. Więź dziecka z matką wytwarza się dużo wcześniej przed jego narodzinami i po nich jeszcze się wzmacnia. Natomiast świeżo upieczony tata musi uczyć się wszystkiego od początku. Nie przychodzi mu to w sposób szybki i naturalny jak matce.
Ja akurat mam okazję przekonać się jak bardzo nieoceniona jest pomoc męża w rodzicielskich obowiązkach. Przez ponad rok byłam sama z Oliwką ( tj. z pomocą rodziców). Wszystko spoczywało na moich barkach, od wstawania, karmień po wizyty lekarskie. Teraz jesteśmy we dwoje i dzielimy obowiązki niemal po połowie. Tj. na codzień "wymieniamy" się dziećmi i realizujemy ustalony plan :). Z racji że mały jest karmiony piersią spędza więcej czasu ze mną a Oliwka z tatą. Muszę przyznać że radzą sobie świetnie. Mała polubiła w końcu podróże więc chętnie jeżdzą na zakupy, a nową atrakcją stała się jazda na rowerze. Zawsze szybcej można zmienić otoczenie i zająć dziecko czymś innym. Wpływ ojca nie ogranicza się tylko do zabaw i organizacji czasu dziecka. Mamy często tak skupiają się na swoim instynkcie macierzyńskim, że tracą obiektywizm. Potrzebują aby ktoś je sprowadził z obłoków na ziemię i to właśnie robi tatuś. Wielokrotnie włos jeżył mi się na głowie patrząc jak Grzesiek opiekuje się Oliwką a nawet Kacperkiem. Odpukać - wszyscy cali i zdrowi!! Strach o dzieci paraliżuje matki a ojcowie są totalnie wyluzowani. Pewnie dlatego my godzinę nosimy rozdarte dzieciaki starając się je ululać a przyjdzie taki ojciec i po pięciu minutach nastaje cisza. Och, jaka frustracja nas wtedy ogarnia...Takie są fakty, często brak nam - matkom dystansu do siebie i macierzyństwa. Za bardzo się spinamy i nie dopuszczamy ojców do dzieci, a później mamy pretensje że nie wyręczają nas w obowiązkach. Warto czasem po prostu zamknąć oczy i odetchnąć nie zastanawiając się czy tatuś dał dziecku kanapkę czy sam ją zjadł. Na pewno nikomu nie dzieje się krzywda, a nawet jak zedrą kolanka to mamusia przyjdzie na ratunek. Pozwólmy dzieciom mieć innych bohaterów. W końcu mówi się że mężczyźni to duże dzieci, skoro tak to na pewno z dziećmi się dobrze bawią. Niekoniecznie te zabawy muszą mieścić się w matczynym zdrowym rozsądku. Kobieta zawsze będzie mieć przeświadczenie że wszystko zrobi lepiej, szybciej i skuteczniej, ale nie znaczy to że ma brać sobie na głowę cały świat. Może ojciec nie potrafi jednocześnie trzymać jednego dziecka na rękach, drugie huśtać nogą w wózku a wolną ręką mieszać zupę w garze dodatkowo przytrzymując telefon rameniem przy uchu, ale na pewno stara się ze wszystkich sił poświęcić całą swoją uwagę małemu człowiekowi. Dajmy tatusiom szansę się wykazać, a wszyscy na tym skorzystamy. W końcu rodzina to mama, tata i dzieci, zatem każdy powinien mieć w niej równą pozycję. Pozdrowienia dla wszystkich oddanych tatusiów :)

Dad – a son’s first hero, a daughter’s first love "


poniedziałek, 22 czerwca 2015

Utrata wagi po ciąży


Nie ma się co czarować, pytanie czy i jak szybko schudnę po ciąży jest jednym z najważniejszych wśród kobiet. Zadajemy je sobie nawet zanim zajdziemy, albo zaraz na początku nie wiedząc jeszcze czy utyjemy 10 czy 30 kg. W dzisiejszych czasach kobiety podczas ciąży przyberają więcej niż chociażby nasze matki. Wiąże się to z obecnym stylem życia i sposobem odżywiania. Kiedy jeszcze przed dwudziesty laty tyło się średnio 12 kg tak teraz kobiety przyberają 15 kg. Na pewno ma na to wpływ oszczędniejszy tryb życia kobiety. Przyszłe matki nierzadko od początku ciąży są na urlopach, więcej odpoczywają, mają znacznie mniej ruchu - stąd wzrost średniej wagi. Dodać do tego należy nieracjonalne, nieregularne odżywianie i pociążowa nadwaga gotowa.

Wróćmy jednak do procesu chudnięcia. Mówi się powszechnie, że karmienie piersią przyspiesza utratę wagi po ciąży. Na produkcję mleka organizm kobiety zużywa 300-700 kcal, całkiem sporo. To tak jakby przejechać codziennie 20 km na rowerze w rzeczywistości leżymy w łóżeczku a mleczko na nas pracuje! Nie wiem ile w tym prawdy a ile mitu gdyż wśród znajomych mam byłe ciężarne karmiące i niekarmiące w których przypadku trudno doszukać się reguły - karmię = chudnę i nie karmię= waga stoi w miejscu. Kobiety również doszukują się odpowiedzi u mamy. Ile ona przytyła tyle pewnie i ja przytyje. Hmm też nie jestem pewna czy tak jest. Moja mama w obu ciążach przybrała ledwo 10 kg, natomiast ja 16 kg z Oliwią jak i z Kacprem. Myślałam sobie że mam dobre geny (wszyscy są szczupli) to na pewno szybko wrócę do wagi sprzed ciąży. To akurat się sprawdziło, ale myślę żę nałożyło się znacznie więcej czynników niż dobre geny...Pamiętam jak mama przestrzegała mnie przed zbytnim opytmizmem, mówiła o tym że ciążowy brzuch to nie jest taka zwykła oponka, co znika w mgnieniu oka. Nie chciała żebym się rozczarowała swoim wyglądem PO. Na szczęście wyszło na moje. Pierwsze wizyta kontrolna po 6 tygodniach od porodu i na wadze -15 kg. Zawrotny proces odchudzania...Faktycznie z Oliwią znikałam w oczach kompletnie się o to nie troszcząć. Mała dawała czadu dnie i noce, nie miałam czasu dbać o regularność i jakość posiłków, wieczne zmęczenie, długie spacery, karmienie szybko przełożyły się na utratę niechcianych kilogramów. Ani się obejrzałam byłam już "pod kreską". Poniżej zdjęcia z i po ciąży z Oliwią.
8 miesiąc
8 miesiąc



5 tyg po porodzie







2 dni przed porodem
























Dodam że więcej po tej ciąży nie schudłam. chociaż karmiłam do 8 miesiąca to waga się ustabilizowałam na poziomie sprzed ciaży. Może też zaczęło się robić lżej a ja mogłam częściej i wiecej jeść. Z Kacperkiem wydaje mi się że waga schodziła trochę wolniej, Tuż po porodzie ubyło ledwo 4 kg - z Oliwią 7 kg. Co prawda do pierwszej wizyty kontrolnej straciłam 15 kg, ale nie wyglądało to tak dobrze jak poprzednio. Ciąża po ciąży mocno nadwręża organizm. Mięśnie brzucha dużo słabsze nie trzymały już tego bebecha w ryzach. Skóra choć paradoksalnie wyglądała lepiej niż za pierwszym razem nadal jest wiotka. Do tej pory czyli prawie 5 miesięcy po drugim porodzie straciłam na wadze 19 kg. Kacper nie jest dzieckiem wymagającym pod względem opieki, ale niestety ma alergię pokarmową więc moja dieta od początku jest znacznie bardziej kontrolowana. Nie jem jak poprzendio czekolady, słodyczy, chipsów  nabiału (skaza). Normalnie jestem pochłaniaczem różnego rodzaju serów, zwłaszcza żółtych, jak wiadomo - tłusta przekąska. Jem teraz bardzo regularnie oraz ćwiczę. Nie byłam zadowolona z wyglądu ciała po tej ciąży. Szybka utrata wagi jeszcze pogorszyła stan skóry. Także teraz kremiki i workout'y...Pewnie ciałko nigdy nie wróci do  " normy", ale to nie znaczy że nie da się poprawić jego kondycji i własnego samopoczucia. 
Dla wielu kobiet utrata zbędnych, ciążowych kilogramów jest kluczowa do podbudowania poczucia własnej wartości. Mija okres zafascynowania dzieckiem i człowiek chce jakoś wyglądać,latem wbić sie w bikini a nie codzień przechadzać obok lustra ze spojrzeniem pełnym obrzydzenia. Jednym przychodzi to łatwiej innym trudniej. Geny, dieta, ćwiczenia fizyczne są to narzędzia które pomogą osiągnąć ten cel. Nie można też spodziewać się spektakularnych rezultatów jeśli przed ciążą się o siebie nie dbało, a całe 9 miesięcy spędziło na kanapie podjadając czekoladę. Nie mówię żeby być na diecie w ciąży, z Oliwią stałym punktem wieczoru były chipsy paprykowe i czekolada. Jednak nie zamartwiłam się na zapas bo wiedziałam że jak samo z siebie nie zleci to wezmę dupę w troki i będę ćwiczyć do upadłego aż uzyskam odpowiednie rezultaty. Obyło się bez:)
 Nie można też zrzucać winy na geny bo mama gruba, tata gruby to ja też. To jest szukanie usprawiedliwień dla własnego lenistwa i błędy jeszcze sprzed ciąży. Jessica Alba też ma złe geny a nie sądzę by któraś z Pań po ciąży nie chciałaby wyglądać tak jak ona. Siedząc i użalając się nad sobą nic nie osiągamy. Już zanim zajdzie się w ciążę trzeba przygotować ciało, ono później się nam dobrze odpłaci. Silne mięśnie szybko wchoną wystający brzuch. Zamiast wiecznie odpoczywać w łóżku lepiej pędzić z wózkiem na dwugodzinny spacer. Aktywny wypoczynek dodaje energii i pozytywnie nastraja a tego właśnie nam trzeba. Poniżej zdjęcia z i po 2 ciąży.

Ze 2 tyg po porodzie

Tuż przed porodem




















  




A tu Marta wczoraj :)


czwartek, 18 czerwca 2015

Różnica wieku między rodzeństwem

Dziś jak w tytule będzie o różnicy wieku pomiędzy dziećmi. Każda sytuacja ma zawsze zarówno plusy jak i minusy. Dla jednych rodziców 5 lat różnicy pomiędzy rodzeństwem będzie odpowiednim odstępem czasu inni zaś zdecydują się na troje dzieci rok po roku. Obydwie wersje mają swoje uzasadnienia.

A jak jest u nas?

Cóż różnica raptem 17 miesięcy pomiędzy dzieciakami. Podstawowa zaleta? Nie wyszłam z wprawy...Po prostu dłużej zmieniam pieluchy, nadal karmię - choć kolejne dziecko, od prawie dwóch lat nie przespałam ani jednej całej nocy ( mam tu na myśli 7 h bez przerw), wciąż jestem alkoholową abstynentką ( już 3 rok ), przywykłam do krzyków, płaczu i marudzenia. Nie muszę po latach wracać do nabytych dawniej umiejętności i na nowo uczyć się "obsługi" dziecka. Jest to z pewnością pozytywny aspekt posiadania dzieci rok po roku. Muszę jeszcze dodać że w tak krótkim czasie rzadko zdarza się, aby rodzice wyzbyli się rzeczy po pierwszym dziecku. Zatem spokojnie można skreślić 3/4 listy niemowlęcej wyprawki. Zarówno ubranka jak i akcesoria maluszków są zazwyczaj w bardzo dobrym stanie gdyż niemowlak jeszcze nie niszczy rzeczy. Armagedon ma dopiero nadejść:)
Mówi się też, że odchowasz dzieci rok po roku i później masz spokój. Owszem to prawda, czas mija bardzo szybko i ani sie obejrzycie i dzieci wyrosną, ale zawsze może trafić się po 10 latach kolejna niespodzianka:) Tak czy owak plusy są. Minie roczek drugiego malucha i będą się razem bawić a rodzice trochę odsapną.

Jeżeli chodzi o minusy małej różnicy wieku na pewno warto zwrócić uwagę na najbardziej oczywisty aspekt - MAMA JEST TYLKO JEDNA a dzieci dwoje, troje itd. Mając roczne dziecko i noworodka nie rozdwoisz się i ciągle będziesz zmagać się z wewnętrznym konfliktem wartości. Psychologowie zakładają że zazdrość pomiędzy dziećmi ujawnia się mniej więcej około 2 roku życia. Oliwia od początku jest zazdrosna o Kacperka, teraz już się przyzwyczaiła do jego obecności, ale każdego dnia można obserwować przejawy zazdrości. Nie jest już jedynym punktem na którym skupia się całe otoczenie i broni się przed tym jak tylko potrafi. A to rzuci kubkiem, innym razem kogoś uderzy albo zakrada się do wózka żeby dzidzia była cicho. Najzabawniej jest kiedy wchodzę z małym na rękach do pokoju w którym Oliwia się bawi a Ona od razu pokazuje jakieś miejsce i mówi : "Mama połóż, chodź". Czyli co? Dzidzia niech leży a my się bawmy. Tu była strona dziecka a z perspektywy matki? Wieczne emocjonalne rozterki. Zakładając że karmisz piersią - mały płacze musisz iść nakarmić a co na to drugie? Uczepi się nogi i też płacze i woła mamusie... A Ty babo stoisz i nie wiesz co ze sobą zrobić, bo żal rozdziera Ci serce. W końcu jedno dziecko i drugie Cię potrzebuje, ale Ty jesteś jedna i musisz zrobić co konieczne. Niestety ciągle pojawiają się tego typu sytuacje... Oliwia jest dzieckiem bardzo żywym i jak była całkiem malutka można w skrócie rzec - dała nieźle popalić. Teraz potrzebuje 100% uwagi i koncentracji bo nigdy nie wiadomo co wymyśli. Bywa że dwie osoby nie są w stanie jej upilnować. Zmierzam do tego, że podziwiam kobiety  które same ogarniają dwójkę malych dzieci na różnych etapach rozwoju. Ja bym sobie bez pomocy nie poradziła. Z konieczności nową mamą dla Oliwii jest - jej tata. Spędzą z nią większość czasu. Dzięki niemu jestem w stanie zrobić coś w domu i zająć się Kacperkiem. Inaczej  byłoby to niemożliwe.. chociaż? Kacper w nosidle, Oli uczepiona nogi i ręce wolne - można gotować! Na szczęście mamy jeszcze inne pary rąk do pomocy bo na codzień panuje prawdziwy chaos. Minusem jest też zdecydowanie brak czasu dla siebie. Przy jednym maluchu jest mnóstwo roboty, a z dwójką  można zapomnieć o spokoju. Rzadko się zdarza że śpią o tej samej porze, każde zasypia inaczej, jedzenie w różnym czasie. A jak płaczą, to symultanicznie. W aucie drą się, w nocy o tej samej porze drą się, w dzień to samo jakby się zmówiły - potrzebują drugiej osoby jednocześnie..

Zastanawiając się nad tą sytuacją. Z jednej strony żałuję, że tak szybko pojawił się Kacper. Czasem brakuje mi sił fizycznych i psychicznych. Chciałabym już mieć chwilę spokoju i zapomnieć o codziennej rutynie, nie wspominająć o tym że miłoby było się w końcu porządnie wyspać.
Z drugiej strony jak pomyślę że za 5 czy więcej lat miałabym do tego wracać mówię zdecydowanie NIE. Prawdopodobnie nie zdecydowałabym się na kolejne dziecko...