sobota, 18 lipca 2015

Dlaczego codzienna rutyna jest dobra?

Słysząc słowo rutyna, mamy raczej negatywne skojarzenia. Myślimy wtedy o nudzie, powtarzalności czy stagnacji. Natomiast codzienna rutyna z dziećmi według mnie jest wielkim sprzymierzeńcem. Chociaż po miesiącach w których dzień wygląda dokładnie tak samo mamy ochotę odpocząć i zrobić coś inaczej, szybko przekonujemy się jak dobrze było przedtem. Przyzwyczajając dziecko do określonych czynności i czasu w których je wykonujemy dajemy sobie komfort psychiczny. Wiemy bowiem, co zaraz nastąpi, za ile minut mamy przerwę itp. Owszem jest to nudne i czasem frustruje fakt że człowiek nie ma jak się od tego wyrwać, ale zdecydowanie pomaga.
Przekonuję się o tym zawsze podczas wszelkich wyjazdów. Jadąc gdzieś z małym dzieckiem, trzeba zapewnić mu maksymalny komfort w nowym miejscu. Pakujemy wtedy cały dobytek jakbyśmy ruszali w podróż do okoła świata choć to np. tylko weekend u babci. Będąc u celu okazuje się że maluch nie chce się kąpać pod prysznicem, nie ma apetytu, zasypia 2 godziny później a nasz już dobrze zaprogramowany zegar biologiczny zaczyna szwankować. Chwilowa zmiana może być miłą odskocznią, ale zaraz następuje całkowite zburzenie harmonogramu dnia i ciężko potem wrócić do "normalności". Oliwia szybko adaptuje się do nowych warunków, nie boi się niczego, nie przeszkadza jej inne łóżko. Problemy jednak stanowi jak zwykle posiłek. Wszelkie zmiany gwarantują porażkę żywieniową. Teraz mała je wyłącznie oglądając filmy na youtube. Bez internetu ani rusz. Niestety nie skupi uwagi dłużej niż 2 minuty i co rusz słyszę " mama nie lubie tego - inne!" Więc lecimy dalej. Będąc na wakacjach nawet to nie pomagało. Po prostu ona potrzebuje swojego pokoju, stolika, komputera - własnego otoczenia. Zawsze po powrotach przez tydzień wracamy do ustalonego rytmu. Nie u każdego możemy pozwolić sobie na przestrzeganie naszych pór dnia. Albo nie mamy potrzebnych narzędzi, albo zwyczajnie się krępujemy w "obcym" domu. Różne rodziny żyją inaczej i nie można oczekiwać że wpadasz z dzieckiem na weekend i domownicy dostosują się do twojego dziecka.
Innego typu rozprężeniem i zmianą są choroby.
Ostatnie trzy dni były dla nas istnym piekłem. Oliwia ma anginę, przez 2 dni miała 40* gorączki marudziła przeokrutnie, majaczyła, wiecznie musiałam ją nosić. Kacper z kolei walczy z zapaleniem ucha i wyrzynającym się drugim zębem. Oboje marudzą, chodzą spać o różnych, nieprzewidywalnych porach, źle jedzą - ogólne szaleństwo. Do tego doszedł upał i w rezultacie ten krótki i intensywny okres dał w kość bardziej niż cały miesiąc z dziećmi razem wzięty.
Dlatego chociaż codzienna powtarzalność uderza do głowy, coraz bardziej ją doceniam. Każde nawet najdrobniejsze anomalie odbijają się zarówno na dzieciach jak i rodzicach. Warto się 3 lata "ponudzić" żeby później mieć spokój.

Długo wyczekiwane chwile:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz