środa, 28 października 2015

ŻŁOBEK - Dobry wybór czy zło ostateczne?

Zacznijmy od początku. Był lipiec, Oliwia coraz bardziej rozrabiała a mąż szykował się do podjęcia pracy. Z dnia na dzień zostałam w domu z dwoma wymagającymi gałganami. Najpierw myśleliśmy o opiekunce. Zamieściłam ogłoszenie i było parę telefonów z których umówiłam trzy rozmowy. Jelenia Góra miasto biedy i bezrobocia he okazało się i tu mało łaskawe. Żadna z zaproszonych Pań nie dotarła. To pewnie przez te upały :) Koniec końców nikt się nie zgłosił. Prawdopodobnie przeważył fakt iż opiekunka byłaby pod nadzorem, ponieważ ja pozostawałam w domu tak czy siak. Z obecnej perspektywy widzę iż nie był to dobry pomysł. Dzieciak i tak wolałby spędzać czas z mamą, ja bym nadal nie miała chwili wolnej, płaciłabym opiekunce, która również nie czułaby się komfortowo w tej sytuacji. I co dalej? Ano żłobek...
O żłobkach z reguły mamy negatywne skojarzenia wywodzące się z PRL-owych opowieści których ja pamiętać nie mogę - jak tygodniowe żłobki (notabene jakiś szaleniec to wymyślił)... Jednak powszechne są historie zasikanych dzieciaków, biegających z gilami po pas, brudne, nienakarmione i ogólnie puszczone w samopas. Straszny obraz dla matki która po 14 miesiącach ma wypuścić swojego malucha, chowanego w luksusach do istnej dżungli. Dochodzi do tego mnóstwo dzieci, wieczne choroby i podobne problemy. Taki mamy obraz żłobkowej rzeczywistości, co gorsza trzeba zapisywać się ponad rok szybciej żeby mieć szansę na miejsce w żłobku publicznym. Do prywatnych biorą niemal od ręki, ale czesne przyprawia o zawrót głowy...
Wybierając żłobek kierowaliśmy się przede wszystkim odległością od domu. W naszym mieście wielkiego wyboru nie ma... Żłobki można policzyć na palcach jednej ręki w tym 1 publiczny o którym można zapomnieć (może to i dobrze). W prywatnej placówce jest mniej dzieci, lepsza opieka i same budynki zazwyczaj są nowe.
Tak pierwszego września Oliwia zaczęła swoją żłobkową przygodę! Na wstępie poinformowano rodziców iż okres adaptacyjny trwa ok 2 tygodnie. Po tym czasie maluchy przestają płakać za rodzicami i przyzwyczajają się do nowej rzeczywistości. U nas ten okres trwał tydzień, ale uwierzcie z każdym kolejnym dniem miałam większe wyrzuty sumienia że ją tam zostawiam. Mała płakała tupała, szarpała się za mamą. Schodząc już po schodach płakałam razem z nią, z resztą jak większość matek...Codziennie zostawała dłużej sama, aż doszliśmy do 8 godzin. Choć początek był ciężki dla obu stron, teraz jest dobrze. Oliwia jakby mogła to chodziłaby tam nawet w soboty! Jest znacznie więcej plusów niż minusów!
Zacznę od minusów: Nie jest tam najstarsza, ale wychodzi na to że najbardziej rozwinięta - żadne dziecko nie mówi (ew. pojedyncze słowa), także trochę się zawiodłam bo miałam nadzieję że tam znajdzie podobnych sobie rówieśników, co jeszcze przyspieszy jej rozwój. Już tak dobrze obyła się z miejscem, że zaczyna coraz bardziej rozrabiać. Jak to matka zawsze mam coś do zarzucenia personelowi, a to sławetne niewytarte gile czy nie takie ubranko:), mam także pewne zastrzeżenia co do jedzenia a raczej karmienia, ale to są szczegóły przy pozytywach!!
Choć maluszki nie mówią, Oliwia zrobiła życiowo olbrzymie postępy. Już miesiąc nie nosi pieluchy. Oduczyliśmy ją razem z Paniami wychowawczyniami sikać w pampersa w ciągu 1 tygodnia. Za wspólny zapał jestem im wdzięczna:) Ogólnie dziecko idące do żłobka uczone jest samodzielności. Eliminuje się smoczki, pieluchy, uczy obowiązków. I tak, Oliwka rozumie że trzeba robić porządki, pyta czy może coś zrobić lub gdzieś pójść, samodzielnie je, polubiła wszelkie dodatkowe zajęcia a najlepiej angielski. A co najważniejsze chętnie tam chodzi. Więc chyba nie dzieje jej się tam krzywda:) Co tydzień podziwiam kolejne plastyczne prace małej i obserwując jej rozwój jestem bardzo dumna. Posłanie jej do żłobka było świetnym posunięciem zarówno dla niej jak i dla mnie. Kiedy ona bawi się i uczy, ja mogę spokojnie zająć się Kacperkiem zrobić zakupy czy ugotować obiad. Dodatkowo mam całe wolne wieczory. Mała nie chce w żłobku spać więc wieczór o 19 już odpada i mamy ciszę i spokój!:)
Jeżeli macie obawy przed posłaniem dziecka do żłobka lub rozważacie opiekunkę wybierzcie żłobek... Dziecko lepiej rozwija się w grupie, szybciej się uczy i nawiązuje relacje. Później zostając przedszkolakiem jest wzorowe, samodzielne, zdyscyplinowane i tylko przynosi radość. Jeżeli chodzi o choroby to na pewno ryzyko infekcji jest większe, ale też zależy to od odporności dziecka. Póki co Oliwka zdrowa.
 Oczywiście przed wyborem placówki warto zapoznać się z samym miejscem, opiniami wśród rodziców itp. Ale nie ma co obawiać się że dziecko sobie nie poradzi, będzie niedopilnowane czy zaniedbane. Początki wszędzie są trudne, ale szybko mijają!!!

A poniżej mój żłobkowy rozrabiaka na popołudniowym, relaksacyjnym spacerku!



poniedziałek, 26 października 2015

Poniedziałkowy poradnik - jak urodzić i nie zwariować?!

Witajcie w ten poniedziałkowy wieczór!

Post będzie lekki i przyjemny. Mamusie, tatusiowie oczekują swojego potomka z niezwykłą niecierpliwością... Ciąża trwa tylko albo aż 9 miesięcy i cały ten okres upływa pod znakiem zmiennych nastrojów, obaw i radości. Czekamy często nie wiedząc na co.. Ok na dziecko, ale co potem? Im bliżej terminu tym większa schiza! Najpierw panika przed USG czy aby na pewno dziecko jest zdrowe, ma wszystkie palce, jedną głowę itp. W międzyczasie zastanawiamy się czy 15 dodatkowych kilogramów będzie okey czy może za dużo. Tych sześć tostów i dwie tabliczki czekolady, które właśnie pochłaniasz na pewno nie wpłyną na efekt końcowy:) Ale apogeum ma dopiero nadejść, gdy nieuchronnie będziemy zbliżać się do wyznaczonego terminu porodu.
To zabawne że najpierw nie można się doczekać dziecka a tuż przed porodem i myślą o jego przebiegu mamy ochotę cofnąć się do początku byleby tego nie przeżywać. Stresujące, nieprzespane noce, hektolitry siuśków, nadprogramowe kilogramy i poród to pikuś w stosunku do tego co czeka nas po...

Jeżeli macie szczęście, predyspozycje, warunki to Wasz poród będzie krótki i niemal bezbolesny, jeżeli nie to jak większość kobiet będziecie się męczyć kilka godzin w imię natury:) Zaraz po tych katuszach pojawi się w Waszym życiu piękny, mały człowiek, który wywróci je do góry nogami. Dopiero wtedy zobaczycie, że nieprzespane noce dopiero nadchodzą, przyzwyczaicie się do niekontrolowanych krzyków, bycia obsikiwanym, obrzygiwanym i zniewolonym. Zniewolonym miłością do dziecka, poczuciem obowiązku a z czasem bezsilnością. Brzmi to mało optymistycznie, ale w gruncie rzeczy jest super! Dzieci rosną szybciej niż byśmy chcieli, są wdzięczne, uśmiechnięte i dając im szczęście oddają je z nawiązką. Żeby podołać zadaniu - a bez obaw w 90% podołacie, trzeba się przygotować na ciężką pracę. Nie tylko na możliwość pochwalenia się słodkim bobasem, ale ciężką orkę we dnie i w nocy, płacz i marudzenie a wtedy na pewno nie będzie rozczarowania. To nie jest tak że dziecko koleżanki jest grzeczne a Twoje nie. Ona urodzi następne podobne do diabełka a Twoje będzie przy nim aniołem. Różni ludzie różne temperamenty, dzieci też rodzą się już z osobowością, którą to Wy będziecie kształtować. Nie ma co panikować będzie dobrze, pod warunkiem że nie będziecie oczekiwać od siebie, dziecka i otoczenia zbyt wiele. Jest też podstawowa rada - przyjmować każdą oferowaną pomoc. Czy to obiad od teściowej czy opiekę babci, cokolwiek co pozwoli odetchnąć. Nie wstydźcie się prosić o pomoc, bliskich i znajomych. Większość zrozumie że jest Wam ciężko i pomogą jak tylko będą umieć. A Wy będziecie mogli cieszyć się nową jakością życia...:)

czwartek, 22 października 2015

Łyżka dziegciu w świecie kury domowej

Parę dni temu znajoma na FB udostępniła wpis pewnej Pani dotyczący rzeczywistości w jakiej funkcjonują "kury domowe". Owa blogerka otwarcie i obrazowo opisała problem wielu nierozumianych kobiet, które poszukują rady i wsparcia w sieci u obcych im ludzi.Chodzi tu głównie o ogrom prac domowych połączony z wychowywaniem potomstwa, o zbyt duże oczekiwania bliskich, o pozwolenie na bycie eksploatowanym ponad siły, aż w końcu o depresję i jej leczenie.

Nie ma się co czarować, kiedy masz w domu małe dzieci panuje w nim chaos. Wiele kobiet po urodzeniu dziecka ( niekoniecznie tuż po porodzie) nie radzi sobie z natłokiem obowiązków i spraw które trzeba zrobić na wczoraj. W pewnym momencie przychodzi taki dzień że jedyne na co masz ochotę to siąść i płakać nad własnym losem. Bo ileż razy można odklejać jedzenie z podłogi, włączać-zbierać-wieszać pranie, myć, zapełniać-opróżniać zmywarkę, zabawiać-małpować by wmusić dziecku kolejną łyżkę jedzenia, prasować, zmieniać pieluchy, biegać z nocnikiem, pocieszać, utulać, nosić i wysłuchiwać darcia się gdy głowa pęka z bólu? Okazuje się że można to robić chyba w nieskończoność... Kobiety wchodzą w rolę wielozadaniowego robota, który wielokrotnie marzy o spakowaniu walizki i ucieczce na koniec świata. Nie tego przecież nie zrobi, bo jak? Kobietki są przecież powołane do macierzyństwa, ogarniania bałaganu w chacie, wyręczaniu mężów tudzież partnerów w najdrobniejszych szczegółach i do tego super by było, gdyby nie zapominały o uśmiechu nr. 303. A i zapomniałam dodać - zakaz narzekania i marudzenia, bo kiedy Ja zarabiam na te domowe dobrodziejstwa , Ty bawisz się, śpisz, odpoczywasz ze swoim ukochanym małym cudem świata! A resztą zajmują się krasnoludki...Na dokładkę usłyszycie że przed ślubem jakoś tak lepiej się dogadywaliśmy, ładniej wyglądałaś, lubię cię w sukience i szpilkach a teraz nie masz czasu. W końcu coś racjonalnego - NIE MAM NA TO CZASU!!!
Dawno, dawno temu jak jeszcze nie byłam organizatorką domowego ogniska wybierałam kolor szminki i bluzki, którą mam użyć na wieczorne wyjście, teraz wybieram pomiędzy dresem A i dresem B, gdzie A= Obrzygany a B= Osmarkany. Czułabym się super, zrobiona na bóstwo w szpilach i miniówie, ale mogłabym złamać sobie obcasy i nogi ciągnąc po schodach wózek załadowany dzieckiem i zakupami. Myślę nawet że poszłoby mi wtedy oczko w rajtuzach;)
Teraz bardziej poważnym językiem...Ludziom wydaje się że kobiety siedzą w ciepłym domu, pokrzątają się chwilę, zajmą dzieckiem, zrobią obiad i nie jest to niczym nadzwyczajnym. Okey zgadzam się, że nie wymaga to jakichś cudownych kwalifikacji, ale nie mogę przystać na bagatelizowanie, niedocenianie codziennego wkładu kobiety zajmującej się domem. Każdy człowiek potrzebuje trochę oddechu od codziennych rutynowych czynności, a co gdy kury domowej nikt wyręczyć nie chce? Facet nie ma z tym problemu. Przychodzi z pracy i mówi że idzie naprawić auto, musi załatwić to czy tamto i po prostu wychodzi. Nie zastanawia się że kobieta od 6 rano, zasuwa jak mały samochodzik i czeka na chwilę przerwy, na momentalne odciążenie jej w obowiązkach, na parę minut rozmowy, wspólną kawę, cokolwiek co pozwoli wyrwać się z kieratu. Bo tak czy siak ona zostanie po środku tego bałaganu nie do ogarnięcia i jutro od nowa będzie zbierać zabawki,brudne szmaty, gotować prać itp. Ale kura domowa to też człowiek, który potrzebuje zrozumienia, docenienia, możliwości wypłakania się, wyjścia z domu, szansy włożenia nowych butów które czekają w szafie od miesięcy. Czekają by znów poczuć się jak pełnowartościowy człowiek a nie robot. Także apeluję o tolerancję, gdyż jest cała masa matek, które nie potrafią przyznać się bliskim że sobie nie radzą, że mają problem. Na zewnątrz udają zadowolone, urocze mamusie a w zaciszu domowym płaczą po kątach, wydzierają się na dzieciaki choć tego nie chcą, ale są zwyczajnie bezsilne a wstyd im prosić o pomoc, bo siedzą w domu - a tego za pracę się powszechnie nie uznaje...
Na koniec taka sytuacja: w niedzielę byliśmy z Kacperkiem w szpitalu bo dostał gorączki. Przed nami w gabinecie 1 para z maluszkiem. Zanim się wymieniliśmy zdążyłam rzucić okiem na oboje rodziców. I zgadnijcie jaki obraz mi się ukazał? Młoda mama w tłustych włosach, dresie,tenisówkach i płaszczu. Ani ładu ani składu. Dla odmiany tata wyglądał zupełnie ok. Czysty schludny zadbany. Pisząc to nie chcę w żaden sposób krytykować matki dziecka, tylko pokazać kontrast pomiędzy damskim i męskim światem. Drodzy Panowie i tu prośba do Was. Dajcie swoim kobietom czas wolny, żeby mogły podobać się sobie i Wam..Przede wszystkim to jak wygląda żona/partnerka świadczy o mężu/partnerze i vice versa...



poniedziałek, 19 października 2015

Poniedziałkowy poradnik: Pierwsza kąpiel

Witajcie po dłuższej przerwie!!
Z racji że dziś wypada poniedziałek trzeba dotrzymać harmonogramu i zamieścić post dotyczący poradnictwa ;) W dalszych dowiecie się dlaczego nie było nic o nas słychać, co się działo itp. a działo się dużo..

Pierwsza kąpiel może przerażać świeżo upieczonych rodziców. Ponieważ Oliwia urodziła się w Niemczech została wykąpana dopiero w domu na 8 dzień. Możecie sobie myśleć że to obrzydliwe, dziecko brudne,pozasychane itp. Nic bardziej mylnego. Mała była śliczna i różowiutka. Jedyne co przez lampy UV (tak mi się wydaje) gdzieniegdzie się powysuszała. Pod lampami spędziła trochę czasu przez przedłużającą się żółtaczkę. Początkowo myśl że nie wykąpie dziecka tak długo była dla mnie trochę dręcząca. Bo jak większość wyobrażałam sobie że dziecko będzie śmierdzieć, będzie brudne od krwi i innych porodowych odchodów. W końcu nastał ten dzień i w zaciszu sypialni przyszedł czas na pierwszą prawdziwą kąpiel. Od razu mówię nie polubiła tego:) Sama nie podjęłam się zadania. De facto tylko obserwowałam kilka kąpieli z rzędu, a wszystkim zajmowała się moja mama. W końcu kobieta wprawiona to pokazać, co nieco mogła!

Jedno jest pewne - do kąpieli musi być ciepło! Woda ok 37*, choć Oliwia wolała zimniejszą. Przez pierwszy tydzień strasznie się darła. A później jak ręką odjął i czuła się w kąpieli jak przysłowiowa ryba w wodzie. Maluszki nie lubią dotykać nowych powierzchni, np. plastikowej wanny. Są różne przybory kąpielowe - maty, gąbki itp. Jednak my z tych dobrodziejstw nie korzystaliśmy a na spód wanienki rozścielaliśmy przez pewien czas zwykłą tetrową pieluszkę.
Córka znajomych miała tak paniczny lęk przed kąpielą, że już przed włożeniem dziecka do wody owijali ją pieluchą. Nie wiem może nalali za ciepłej wody:D Ale komu się to nie zdarzyło?!
Do kąpieli wybieramy preparaty przeznaczone dla niemowląt. Ze względu na skórę lekko atopową dla dzieciaków używamy wyłącznie emolientów. Teraz najczęściej jest to Oillan ( ze względu na przystępną cenę). Preparaty te są w miarę wydajne, skóra maluchów jest po nich odpowiednio nawilżona i zapobiegają odparowywaniu z niej wody. Oliwia jest już duża, ma włoski więc używamy dodatkowo szamponu (chyba z Hippa), jednak przy noworodkach emulsja do kąpieli w zupełności wystarczy!
Z Kacperkiem było tak samo. Przez pierwsze parę dni płakał i się bał. Wręcz wzdrygał gdy wkładałam go do wody. A teraz płacze jak wyciągam go z wanny:)
Im dziecko starsze tym więcej radości sprawia mu kąpiel. Dochodzą gumowe kaczki i inne kąpielowe cudaki.

Podsumowując: pierwsze kąpiele nie są łatwe. Rodzice często bywają nieporadni, nie mają pod ręką przygotowanych podstawowych przyborów. Trzeba pamiętać by mieć obok pampersa, kremy ubranko i ręczniczek rozłożony oczywiście;) Spokojne, pewne ruchy ( jedna ręka podtrzymuje dziecko a druga myje), można też przyciemnić światło by nie raziło - kąpiel sama w sobie dostarczy nowych bodźców (a przecież dzidziuś dopiero z wody wyskoczył). Na zewnątrz świat jest inny. Warto obejrzeć fachowe tutorioale położnych, aby pozbyć się niepotrzebnych obaw i lęków. Powodzenia w stawianiu tych pierwszych kroków!