wtorek, 3 maja 2016

Czego dzieci nauczyły mnie w 2,5 roku?


No właśnie czego mnie nauczyły? 
1) CIERPLIWOŚCI!! 
Godziny stania w kolejkach u lekarzy, litry soków wylanych na podłogę, tysiące osmarkanych chusteczek, całonocne marudzenia, niekończące się zbierania zabawek i wiele, wiele innych cudownych chwil za nami. Teraz już jest dla mnie oczywiste dlaczego kobiety żyją dłużej i rzadziej zapadają na demencję starczą. Skoro macierzyństwo polega na rozciąganiu granic cierpliwości i wytrzymałości w nieskończoność, to mózg kobiety nie może obumierać. On jest ciągle włączony na najwyższych obrotach, aby móc sprostać wszelkim wymaganiom.
2) NA WSZYSTKO PRZYJDZIE CZAS
Kiedy zostaje się matką chciałoby się mieć wszystko idealnie jak w zegarku. Dziecko ma jeść, samo spać, robić "zdrową kupkę", być zadowolone. A mamusia chce znać odpowiedzi na wszystkie pytania, kupuje stosy gazetek, czyta setki stron forów internetowych, czyta poradniki, podpytuje koleżanki. Robi to po to by jak sądzi ułatwić sobie życie. Na szczęście 50% mam znajdzie tam swoje odpowiedzi, natomiast druga połowa przyjrzy się sobie i swojemu dziecku i "problemy" rozwiąże sama. To, że Staś nie mówi choć ma 2,5 roku nie czyni go dzieckiem upośledzonym i na serio nie trzeba chodzić z nim po specjalistach, a jak Marysia w wieku 2 lat nadal sika w pieluchę, to też mama nie pójdzie smażyć się w piekle. Już przy drugim dziecku kobieta potrafi rozróżnić czy dziecku potrzebna jest pomoc z zewnątrz czy też nie. Wszytko co nowe i nieznane nas przeraża. Niemowlę trzymane pierwszy raz wydaję się nam takie delikatne, ale minie trochę czasu i  nabieramy wprawy. Rodzicielstwo to nieustany proces uczenia się. Im więcej czasu poświęcasz dziecku i obserwujesz jego zachowania, tym prędzej nauczysz się je "obsługiwać". Zrozumiesz, że dziecko tak jak dorosły człowiek jest odrębnym bytem z własnym charakterem i kształtującą się osobowością. Jego inteligencje rozwijają się w różnym tempie, stąd dysproporcje między dziećmi. To że dziecko nie mówi a np. sika do nocnika nie czyni go gorszym od innego malucha. Już mając dwójkę dzieci bez problemu można zaobserwować różnice w ich funkcjonowaniu. Niestety rodzicie ulegają presji społeczeństwa, która często brzmi tak: " za długo karmisz, czas odstawić", " nie śpij z dzieckiem w jednym łóżku", " dziecko musi się wypłakać" i wiele podobnych wyrażeń. Gówno prawda. Oliwia spała w moim łóżku prawie 2.5 roku... I tak pewnego dnia, musiała przeprowadzić się do drugiego pokoju. Była już gotowa. "Przeprowadzka" zajęła nam dwa dni. Tylko dwa dni. I tylko jeden raz zapytała o to czy może spać w moim łóżku. Nie, ona nie jest geniuszem po prostu przyszedł dla niej odpowiedni czas. Była już na tyle mądra i gotowa, że praktycznie bez grymaszenia opuściła mamusię i postawiła kolejny krok w kierunku samodzielności. Jeszcze raz powtarzam NA WSZYSTKO PRZYJDZIE CZAS!
3)DOPOMINANIA SIĘ O "SWOJE"
A TERAZ lecimy na Marsa!
Chyba nikt tak jak dzieci nie wyraża jasno swoich pragnień. Najlepsze jest w nich to, że ich świat nie jest niczym ograniczony. Funkcjonują w innej rzeczywistości gdzie wszystko jest możliwe tu i teraz. O tak ulubione słowo: "TERAZ" Mamo chcę iść na dwór TERAZ. Daj mi pić TERAZ. Kup mi tę zabawkę TERAZ. Żeby dorośli potrafili tak żarliwie walczyć o własne potrzeby.. :)



niedziela, 24 kwietnia 2016

Pokrzywka czy alergia pokarmowa?


Ciągłe infekcje i nastanie wiosny nasiliło objawy alergiczne. Z całą pewnością mogę już określić, co jest wysypką, co AZS-em a co pokrzywką towarzyszącą infekcjom. Obecnie ponownie przeprowadzamy testy z krwi na obecność alergii pokarmowej i inne problemy odpornościowe. Ostatnim razem wyniki robiliśmy  w sierpniu i nic nie wykazały. Kacper jest, co prawda zbyt mały żeby były one w 100 % miarodajne, ale trzeba próbować. Może tym razem uda nam się znaleźć jakiś trop. Ciągłe zachorowania i swędząca skóra powodują niepokój i wieczne problemy ze spaniem w nocy.. Ileż można? Oboje się męczymy, a objawy skórne potrafią się pojawiać i znikać niemal z dnia na dzień.

Temat alergii jest najbardziej rozchwytywany i widzę po statystykach że rodzice szukają zdjęć, opisów odpowiadających stanom z którymi borykają się ich dzieci. Zamieszczę dziś parę zdjęć by można było sobie zerknąć i poszukać "podobieństw".
Kiedy Kacper jest chory i stan zapalny jest ostrzejszy prawie zawsze dostaje na tułowiu, kończynach i szyi swędzącą wysypkę bądź pokrzywkę. Nie robi to na mnie już żadnego wrażenie, ale jak to lekarka opisała wygląda i czuje się jak ktoś kto wpadł w pokrzywy. Często też pojawia się lekka opuchlizna w okolicy oczu i wiadomo dzieciak cały się drapie.


Swędząca wirusowa wysypka


Poniżej nowe swędzące nabytki AZS czy też alergia pokarmowa a może nawet reakcja na nowy antybiotyk..






Jak to przy alergii raz jest lepiej a raz gorzej. W powietrzu obecnie pyli wszystko prócz traw i babki. Oby w przyszłości okazało się że mały przezwyciężył anomalie pokarmowe, AZS ustanie i nic nowego się nie rozwinie.

środa, 6 kwietnia 2016

Szczepić czy nie szczepić? Oto jest pytanie!

Witam!!!

Dziś mam zamiar poruszyć bardzo drażliwy temat szczepień dzieci, który budzi liczne kontrowersje! 
Moje zdanie jest następujące : SZCZEPIĆ!! A teraz do początku całej historii, którą chcę przedstawić.

Bliskie nam osoby wiedzą ile czasu spędzamy u lekarza z Kacprem. Dzieciak choć wygląda na zdrowego, dobrze odżywionego, jest radosny, to jednak od samego początku boryka się z problemami zdrowotnymi. Całe szczęście nie są to sprawy poważne, ale każdy rodzic wie jak choroby dziecka wykańczają całą rodzinę o portfelu nie wspominając. Kacper ma zaledwie 14 miesięcy. Do tej pory trzykrotnie chorował na ostre zapalenie krtani, czterokrotnie miał obturacyjne zapalenie oskrzeli, niemal co miesiąc łapie jakąś infekcję, dodatkowo męczy go alergia. Trochę sporo jak na tak młody organizm, o nie rozwiniętym układzie odpornościowym. Ostatnio pobiliśmy rekord zdrowia, wyniósł on 3 tygodnie! Wow, co za luksus! Lekarze jak to lekarze, większość rozkłada ręce i każe czekać aż się "wychoruje". W związku z rozlicznymi infekcjami nie szczepimy się zgodnie z kalendarzem, ba można rzec że wcale, bo ostatnie szczepienie było przewidziane dla nas na 04.08.2015. Mogliśmy co prawda zaszczepić małego w te "zdrowe" dni, ale powszechnie wiadomo że szczepionka wpływa na odporność a my nie mogliśmy sobie na to pozwolić.  Od pół roku staramy się przeprowadzić zabieg chirurgiczny związany ze wzrokiem, niestety choróbska nam to utrudniają. 
Ponieważ pediatra z POZ miał już nas dość  z wzajemnością :), zaczęliśmy leczyć się prywatnie. Różnica kolosalna, otrzymujemy trafne wskazówki, a pani doktor zawsze nas wyratuje z opresji. Niestety jej też należy się urlop i ostatnie 4 tygodnie wróciliśmy na "stare śmieci" z banalnym katarem... Najpierw domowe sposoby, później wizyta prywatna i para-antybiotyk aby zwalczyć infekcje (bo zbliżał się termin planowanego zabiegu), po pięciu dniach Kacper zdrowy a na szósty katastrofa.. a leczenie w pełni. Kontrola w POZ wykazała że dziecko zdrowe, ma tylko katar.. Ok.. więc co na ten katar?Swoją drogą ładny mi katar, że tydzień kompletnie nieprzespanych nocy przez duszące się dziecko, oddychające jak włączony odkurzacz... No to Protargol (krople robione) i inhalacje. Inhalacje pomagały, ale na krótką metę. Planowana była wizyta u laryngologa, żeby zobaczył co jest grane, gdyż antybiotyk to ostatnia droga. Kataru się przecież tak nie leczy... Jednak mamusia była bardzo mądra i najpierw zrobiła dziecku wymaz z nosa, który udało się odebrać przed wizytą u specjalisty. A tam proszę bardzo, bakterie wyhodowano, liczne i to jeszcze jakie!
STREPTOCOCCUS PNEUMONIAE szczep MLSB. Dla laika nic to nie znaczy, ale po wpisaniu w GOOGLE ukaże nam się : Pneumokoki a dokładnie dwoinka zapalenia płuc! Super! Skąd się to wzięło? A pewnie stąd że antybiotykoterapia wcześniejsza którą prowadzono była nieadekwatna do infekcji, za krótka a czasem nawet niepotrzebna. Kacper pozbierał bakterie i wyhodował cały oporny szczep na wiele antybiotyków! I jak to dziecko ma być zdrowe? Teraz mechanizm jego zachorowań stał się dla mnie jasny. Wszyscy nosimy w gardle czy nosie pneumokoki, ale nie wszystkich atakują. Działają one wtedy gdy np. obniżona jest odporność i tak było u nas. Infekcja ->antybiotyk-> poprawa ->słaby organizm ->pogorszenie. Pierwsze pytanie laryngologa było o ilość zachorowań, jakie i ile antybiotyki były stosowane oraz czy dziecko było szczepione na pneumokoki i meningokoki? Nie... nie było, ale będzie jak tylko nam się uda wyzdrowieć. Dużo wcześniej wystarczyło dziecku zrobić wymaz z nosa, aby w ciemno nie stosować leków. Ja nie jestem lekarzem, ja nie muszę o tym wiedzieć, ale jak można przeoczyć takie oczywiste rzeczy. Przez te nawracające infekcje, pomnażamy tylko grono specjalistów, mam nadzieję że wkrótce się to zakończy. Niedługo czeka nasz szereg badań dotyczących odporności oraz współistniejących alergii. (Skierowano nas do Poradnii leczenia zaburzeń odporności we Wrocławiu). I wracając do tematu. Ile ludzi, tyle jest zdań na temat szczepień. My mamy szczęście że nasze pneumokoki dały postać zapalenia noso-gardła, bo mogliśmy równie dobrze skończyć w szpitalu z ostrym zapaleniem płuc, opon mózgowych czy nawet sepsą. Dla mnie jest to wystarczająco przekonujący argument żeby zaszczepić dziecko. Oczywiście nie daje to 100% gwarancji sukcesu, ale jeśli mogę w jakiś sposób uchronić swoje dziecko chcę to zrobić. Do zwolenników NOP-ów(Odczynów poszczepiennych), są to pojedyncze przypadki. Nas szczepiono tymi "złymi" rtęciowymi szczepionkami i żyjemy a na pewno w większości mamy się całkiem dobrze. Ostatnie szczepienie miałam pewnie mając 18 lat, po 10 nie widzę uszczerbku na swoim zdrowiu, ani powikłań poszczepiennych w przeszłości też nie było. Krzyczy się, że wprowadzamy sobie chemię, toksyny do organizmy wraz ze szczepieniami, ale ludzie zastanówcie się trochę. W ciągu dnia człowiek w XXI wieku i cywilizowanym świecie wystawiony jest na stałe działanie toksyn - z atmosfery, jedzenia, kosmetyków, odzieży, plastiku i wielu innych. Nikt o tym jakoś głośno nie mówi i pewnie 1 /10 osób nie ma o tym w ogóle pojęcia. Nasze organizmy zbyt wolno przystosowują się do szybko zachodzących zmian w otoczeniu, stąd coraz więcej zachorowań. Nie sądzę że za wszystko można winić szczepionki...
Pozdro!

piątek, 1 kwietnia 2016

Idzie wiosna !!

"Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty!"

Znowu zaginęliśmy na parę dni. Otóż winić za to można złośliwość rzeczy martwych a mianowicie brak internetu. Jednakże byłoby to zbyt łatwe a historia jest dłuższa i sięga Świąt Wielkanocnych.
Wielkanocny weekend przeminął nam szybko, miło i spokojnie a przede wszystkim bez dostępu do sieci. Jak twierdzi głowa rodziny - Kacper wyrwał kabel:) W każdym bądź razie nie wiem kto, nie wiem jak, ale neta nie było 3 dni. Natomiast po świętach pojawiły się standardowe, chorobowe niedogodności i można rzec witajcie noce nieprzespane...
Świąteczny profesor:)
Na szczęście sytuacja zdaje się stabilizować. W związku z nadejściem wiosny, którą czuć już w powietrzu jest też przypływ dobrej energii. Dzieje się u nas jak zawsze... Mamy pewne sukcesy na nocnikowym polu Kacperka. Parokrotnie udało nam się zrobić kupkę, jednak o komunikacji nie może być mowy. Jak pamiętam 8 miesięczną Oliwię przeglądającą książki na kibelku wpadam w nostalgię. Jakie to było mądre, rozumne dziecko... A mamusi syneczek jakby się z innej galaktyki urwał. Mówię, tłumaczę, pokazuję i ciągle odnoszę wrażenie że nic do tego malucha nie dociera. Owszem jest ciekawski, wszędzie chce zajrzeć, ale nadal komunikujemy się w obcym języku. Ja swoje, Kacper swoje... Chociaż można z tej mowy wyseparować jedno "słowo" - na pytania: "Chcesz mleczko/cyci? albo "Robisz kupkę?" odpowiada z powalających uśmiechem: "DIT" :):) Dit musi oznaczać w jego języku "TAK" ! Nie, nie, nie myślę że jest jakiś zacofany czy coś w tym stylu. Mówi pojedyncze słowa jak : "mama, tata, baba, da", ale wyraźnie widać jak różni się rozwój chłopca i dziewczynki. Bardzo ciekawe doświadczenie i miło jest mieć możliwość towarzyszyć całemu procesowi. 


Całe szczęście zrobiło się cieplej i można w końcu poszaleć na dworze. Oliwia nie odpuszcza wycieczek na plac zabaw, czasem nawet dwa razy dziennie. Jednak jest coś więcej! Mam w domu przedszkolaka!! Od wtorku Oliwia zasiliła szeregi maluszków! Nie obyło się bez łez, ale o dziwo dopiero na drugi dzień. W każdym bądź razie kiedy ją odbieram jest zadowolona i mówi że jutro też przyjdzie. Cieszę się że udało się w końcu udać do tego przedszkola. W domu nie byłam już w stanie zapewnić jej wystarczających rozrywek, a większość czasu spędzała na uprzykrzaniu życia młodszemu bratu. Teraz ja mogę spokojnie skupić się na wspieraniu rozwoju Kacperka, dłużej odpocząć a Oli w pełni wykorzystać swój potencjał poza domem:)


środa, 23 marca 2016

Urodzić na Facebook'u

Hello Everyone!

Co prawda miałam już iść spać, ale nie mogę tego zrobić, nie dzieląc się ze światem moją opinią na pewien temat. Mianowicie dotyczy ona zdjęcia, które wywołało burzę w sieci na skalę światową. Być może część z Was już miała okazję obejrzeć screen'a ze zdjęcia wrzuconego na Facebook przez pewną kobietę i zdążyliście ustosunkować się do tej "sytuacji". Jeśli nie, proszę sobie zalukać poniżej :)


Kobitce zaczął się poród, niestety nie zdążyła karetka i urodziła we własnym łóżku. Foto zamieściła w jednej z grup dyskusyjnych na FB, dotyczącej tematyki ciąży, parentingu itp. Zrobiła to w dobrej wierze, w celu podzielenia się swoim cudem, osiągnięciem, pewnie pod wpływem poporodowej euforii ( fotografię robił mąż, który łączył się telefonicznie z położną). Zdjęcie zostało usunięte z portalu społecznościowego, pewnie "parę" osób zgłosiło naruszenie. Na kobietę wylewa się morze hejtu, krytykują nagość, naruszenie prywatności, przesadę i wiele innych mniej łagodnych kwestii.
Ja na tym zdjęciu nie widzę nagości ( okey widać sutki), ale z całą pewnością na portalach społecznościowych można znaleźć znacznie bardziej gorszące, nagie, obelżywe obrazki zarówno nastoletnich dziewczyn jak i starych bab. Na pewno wrzucenie takiego zdjęcia na coś w stylu Face'a wymaga wielkiej odwagi, będzie ono zawsze widoczne w internecie. Czy mnie gorszy? Nie. Swojego zdjęcia z porodu raczej bym nie rozpowszechniała, ale każdy pojmuje prywatność, intymność inaczej. Zważywszy na fakt, iż obraz ten zamieszczony był w jakiejś grupie docelowo był przeznaczony dla jej członków. Niestety lub stety został rozesłany dalej w świat. Nie rozumiem wyolbrzymiania tej sytuacji, doszukiwania się kontrowersji, pisania i mówienia o zgorszeniu skoro wystarczy wejść na Youtube.com i do woli oglądać różne porody na żywo. Takie filmy dostępne są w serwisie od lat i jakoś nikt ich nie zgłosił, nie usunął i nikogo nie obraziły. Jeżeli nie podoba Ci się obraz w sieci, to człowieku po prostu na niego nie patrz. Najwyraźniej nie był skierowany do Ciebie. Każdy inaczej przeżywa wzniosłe chwile i ma inne poczucie estetyki. Owszem nie muszę widzieć tego typu zdjęć na swojej "głównej stronie", ale jak było wyżej wspomniane zdjęcie zamieszczono w określonej grupie. Jeżeli do niej nie należę to nie narażam się na to "zgorszenie". Musiałam to napisać bo inaczej bym nie mogła zasnąć. Rozbawiło mnie to powszechne oburzenie :) Nie wiem od kiedy świat taki pruderyjny się zrobił...Swoja drogą na TLC można porodziki wieczorem też pooglądać, a powtórki w dzień też się pewnie trafią :) 
Dobrej nocy!

piątek, 18 marca 2016

Wymagam resetu!!!

Od paru dni nosiłam się z zamiarem napisania postu, ale fizycznie było to niemożliwe!
Fakt, że przeżyłam dzień piąty jest dla mnie niezmiernie satysfakcjonujący. Przez ostatni tydzień, odkąd mąż wyjechał mój dom zwariował. I nie jest to zasługa braku samego w sobie czy też krótszego czasu "odpoczywania". Po prostu w czasie zbiegło się zbyt wiele rzeczy. Teraz do sedna. Mam ochotę ukatrupić własne dzieci!! A przynajmniej to starsze...Z racji iż wkrótce czeka Kacpra ważny dla nas zabieg operacyjny, dzieciaki muszą pozostać zdrowe. Pogoda w kratkę, więc przypałętał się jakiś wirus przez co większość czasu spędzamy w domu. A w domu jak to w domu - dzieci się nudzą i doprowadzają rodziców do szału! W tym miejscu zdecydowanie zaznaczam że posiadanie dzieci jedno po drugim (u nad 16 mcy) to poroniony pomysł. Nie wiem może robię coś nie tak, może brak mi samozaparcia i cierpliwości, a może wręcz przeciwnie jestem zajebistą matką tylko los wystawia mnie na wieczne próby. Podziwiam rodziców, którzy nie krzyczą na swoje dzieci, a tych którzy nie dają klapsów to już w ogóle. Albo jesteście aniołami, jesteście ultra cierpliwi, albo macie "łatwe" dzieci. Tak, ŁATWE dzieci. Swobodnie mogę to rozróżniać, gdyż mam ich dwoje i widzę co się dzieje. W ciągu ostatnich pięciu dni mam wrażenie że cofnęłam się do okresu noworodkowego. Śpię po 3 godziny na dobę, nie mam czasu ani chęci jeść i jestem mocno podenerwowana. Pytanie tylko kto by nie był jak łeb pęka a do wieczora zostało jakieś 16 godzin! Poza "zabawą" z dziećmi trzeba zrobić obiad, coś posprzątać, zrobić koło siebie i niech mi ktoś powie jak mam zrobić wszystko w pojedynkę? Nie ma opcji. Wiem, wiem znajdą się mamusie idealne które będą utrzymywać że jest git, ale zaręczam nie jest! A przede wszystkim fizycznie nie mam już siły. Bolą mnie stawy, odpada kręgosłup, chcę spać i nie mogę przestać do siebie mówić bo mój mózg pracuje jak oszalały próbując rozkminić, co dalej następuje. I są już tego skutki. Bodajże przedwczoraj miałam powiesić pranie, poszłam więc do łazienki po suszarkę a wróciłam z dziecięcą wanną...  I stoję gapiąc się na tą wannę i zastanawiam po cholerę mi to... Przy śniadaniu zdarza mi się pomylić dzieci, a raczej posiłki dla nich przeznaczone. Dobrze że Kacper nie gardzi jedzeniem, ale parówka w tym wieku odpada!
Co do minionych nocy: Katar made my night. Przez przeklęte gluty Kapcerek budził się non stop i nie mógł zasnąć po 1-2 h. Na drugą noc po kolejnej pobudce zasnął "na dobre" o 00:30 a o 3:00 Oliwia wołała o picie, okazało się że ma 39* gorączki - super. W gorączce chyba się śpi? Nie po, co spać? Ona chciała pozapalać wszystkie światła i czytać bajki. Przesiedziałyśmy w kuchni do 5 rano, przy okazji budząc babcię do pracy, która zaspała notabene dzięki naszym (Kacpra) wrzaskom. Koniec końców Oliwia o 6:15 stwierdziła że pora wstać. 
Z wczoraj na dziś było już ekstra pobudki tylko co jakiś czas i było by w ogóle super, ale popełniłam karygodny błąd i zatrzymałam Kacperka w swoim łóżku obok Oliwii.. Jak nie trudno się domyślić nad ranem człowiek zmęczony śpi jak zabity, gdy ona obudziła się na mleko i zobaczyła tego intruza obok siebie postanowiła go "pobić". Obudził mnie płacz małego, ale dopiero po chwili ogarnęłam że on nie jest w łóżeczku tylko obok.. Oczywiście ululałam go dalej, ale Oliwia już nie raczyła oka zmrużyć a była to 5:45... Plus jest taki że do 9:00 miałam już zrobioną zupę, umyte włosy, makijaż i śniadanie! Zapomniałam dodać, że katar zrobił swoje i po pobudce przez siostrę młody ohaftował mi całe łóżko... Także mam prawo być wkurzona i wyczerpana. Noc, nocą dni też potrafią człowieka wykończyć, zwłaszcza gdy siedzi w czterech ścianach. 
Wracając do kwestii cierpliwości, to kiedy moja super spokojna, opanowana i tolerancyjna matka nie jest już w stanie wytrzymać ze swoją wnuczką to jak ja mam to robić cały dzień mając do siebie uczepione drugie dziecko? O ile wysmarowanie twarzy moją szminką jest do zaakceptowania ( "nie hałasowałam bo się malowałam" - usypiałam Kacpra wtedy) o tyle nie mogę się nie drzeć jeśli wychodzę na dwie minuty żeby odcedzić zupę a Oliwia włazi małemu do łóżeczka i słychać odgłos poklepywania: np. po pleckach czy głowie do łez! Wtedy jestem wściekła, bardzo wściekła...
 Dobrze, że nerwy na dzieci bardzo szybko mijają. Zaczynam się też zastanawiać czy by sobie nie zapisywać takich "patologicznych" zachowań i odzywek maluchów bo kiedyś miło i zabawnie będzie sobie to przypomnieć.
Przykładzik na dziś: Ja: Oliwia co robisz? (stoi przy oknie) Oli: "Pluję na szybę i wycieram ;)"  I'm lovin it!



Na koniec taka dygresja dotycząca uwag postronnych odnośnie zalet posiadania małych dzieci ( tych szybko po sobie zwłaszcza) oraz sposobu ich wychowania. Rzygam jak mi ktoś mówi, że dzieci są małe tak krótko, trzeba to przeżyć, będzie lepiej, będą się ze sobą bawić itp. Gówno prawda! O ile faktycznie maluszkiem jest się tylko raz o tyle trud włożony w ten proces zna tylko rodzić i to każdy z osobna. Każdy rodzic ma inne doświadczenia ze swoimi dziećmi, inne usposobienie, inne bariery i przestańcie ludzie mierzyć wszystkich swoją miarą. Kocham swoje dzieci najbardziej na świecie, ale nie jestem robotem. Są dni w których są absolutnie nieznośnie i irytujące. Razem bawić się będą może za  rok lub dwa, teraz się tylko nawzajem okładają i okradają z zabawek. Fakt, że Kacperka wyjątkowo bawią Oliwii psoty i figle tylko dodaje jej wiatru w żagle... Nie mówcie mi że to jest proste i fajne, to jest cholernie trudne i męczące. Nie ma się co czarować trzeba się nieźle napocić żeby przetrwać każdy kolejny dzień. Amen

Najpiękniejsza chwila dnia:)

sobota, 12 marca 2016

W obliczu wyzwania

Jest środek nocy i normalny człowiek zada sobie pytanie dlaczego nie śpię skoro na co dzień i tak nie mogę się wyspać? Odpowiedź jest banalna - nie chce mi się! Mamy weekend i chociaż sobota czy niedziela od 2.5 roku niczym nie różni się od poniedziałku czy czwartku, ogarnia mnie weekendowa euforia. Nie wiem czemu tak się dzieje, ale chyba umysł przyzwyczaił się przez lata to tzw. przerwy zwanej weekendem i tak już mu w tej podświadomości zostało. Notabene ja wcale nie lubię obecnych weekendów. Wszyscy są wtedy w domu (mieszkamy z moimi rodzicami - jeszcze a także na dole mieszka rodzina brata). Generalnie super, wszyscy są, mnóstwo rąk do pomocy, ale czy aby na pewno? Guzik prawda. W sobotę i niedzielę Oliwia z euforii dostaje totalnej palmy. Nie wie z kim ma rozrabiać czy z babcią czy gonić na dół do swojej ukochanej Amelki. Ja zamiast spędzać ten "wolny czas" zmagam się z niesubordynacją własnego dziecka, które zdaje się nie reagować na żadne racjonalne argumenty. Ba, matka nie jest jej do niczego potrzebna, no chyba tylko żeby zapalić światło w łazience... Stąd też moje ambiwalentne uczucia związane z weekendowym czasem. Z jednej strony tęsknie a z drugiej na samą myśl przechodzą mnie ciarki. Na szczęście zbliża się wiosna i można będzie w końcu wyjść na dłużej z domu bez obawy o zły ubiór czy przywleczenie skądś grypy. Z resztą ruch na świeżym powietrzu robi dobrze zarówno dziecku jak i mamie.
Dziś odbyłyśmy z Oliwią długą wędrówkę, po której miały się jej wyczerpać baterie, niestety chyba przebyłyśmy o 5 km za mało. Efekt końcowy był mierny... Teraz mamy noc i można się skupić na sobie, więc radośnie donoszę iż matka Polka jutro wychodzi do ludzi. Zostawia swoje genialne dzieci, zabiera męża i wychodzi ze znajomymi. Można rzec jutro a raczej dziś będzie święto! Chyba jest to nagroda na wyrost, ponieważ szykują się długie i ciężkie dni. Zapadła decyzja opuszczenia naszego pięknego kraju i najprawdopodobniej do lata nas już tu nie będzie. Tymczasem od poniedziałku zostaję słomianą wdową i od świtu do nocy sama będę ogarniać ten chaos. Po drodze szykują się wesela, szpitale, nauka i wyzwania. Człowiek jest dziwną, zaskakującą istotą kiedy ma czas to go marnuje, a kiedy go brak porusza niebo i ziemię aby go jak najlepiej wykorzystać. Tak teraz ja będę siedzieć i wysłuchiwać niemieckich nagrań jakbym nie mogła przez 2 lata codziennie nauczyć się paru słówek. Nie ma to jak nóż na gardle... 
Oliwia wróci do swojej "ojczyzny" haha! Prawdziwym wyzwaniem będzie posłanie jej do niemieckiego przedszkola, nie wiem jak moja bidulka się tam odnajdzie. Pewnie lepiej niż początkowo ja, chociaż już tam byłam... W naszym życiu teraz dzieje się strasznie dużo, pewnie dlatego muszę przeprowadzać liczne dialogi sama ze sobą, w końcu jak to ktoś wczoraj opublikował na fb, czasami trzeba zasięgnąć porady eksperta:),
Mam wrażenie że ten post jakiś taki niekonkretny i rozmemłany, widocznie ja taka teraz jestem. Rozdarta pomiędzy dwoje wrzeszczących dzieci, zastanawiająca się jak pozbierać wszystko do kupy, wiele chcę a nie potrafię rozciągnąć doby, chcąca wierzyć że zmierzam w dobrą stronę i będziemy mieć miękkie lądowanie.. jak zawsze:) 
Wieczór spędzony na obejrzeniu pięknego filmu: "Niebo istnieje naprawdę", poleconego przez ulubioną bratową - mamusię wspomnianej Amelki. Dzięki! 
Chociaż lubię dynamiczne życie, gdy ciągle się coś dzieje, to na dwa miesiące chętnie przeniosłabym się w taką spokojną filmową, beztroską, szczęśliwą rzeczywistość. 
Na koniec wspaniałe zdjęcia z wyprawy wykonane dziś z Oliwką :) Miłej nocy i udanego weekendu życzą OWCE!!^^

Owczy portret

Mamusia i dzidziusie^^



piątek, 4 marca 2016

Czasu brak,brak,brak...

Chyba przechodzę kryzys albo zwyczajnie zaczyna mi odbijać. Ciągle gadam do siebie na głos, co jest wyrazem natłoku myśli i nadmiaru rzeczy "do zrobienia". Najzabawniejsze jest to, że nawet Oliwia zauważyła moje odchylenia. Dziś podczas spaceru: "O: Mamo dzwonisz?  Ja: Nie. O: Znowu do siebie gadasz? Ja: Tak Oliwia gadam do siebie. O: To nie gadaj, gadaj do mnie !"  I jak tu nie kochać dzieci, są  takie urocze i bystre...
Początek dnia zdecydowanie nie był uroczy. Po ciężkiej nocy wstałam pełna negatywnej energii. Oliwia przyszła rano do mojego łóżka za wcześnie...Kacper wstaje też coraz szybciej. Nie powiem, byłam zła, niewyspana i w mojej głowie rysowały się tysiące zaplanowanych rzeczy na dziś. 

Ostatnio pojawił się u mnie wstręt do mięsa a zarazem chęć zdrowego odżywiana. I tak idąc z Oliwką przez sklep dojrzałam na półce ciecierzycę. Dotychczas kompletnie mnie to nie kręciło, ale wtedy doznałam olśnienia i mówię sobie (pewnie znów na cały głos) zrobię z tego zupę!!! Tak ponoć bardzo zdrowe, odżywcze warzywko. Zatem gdy rano nie miałam wcale ochoty wstać a w myślach kołatała się ta cholerna zupa do zrobienia (którą nie wiem czy sama będę mieć chęć zjeść), nastrój się nie poprawiał. Zazwyczaj gdy ma się plany - dzieci mają inne, nie było inaczej. Oliwia od świtu była "trudna", Kacper natomiast rozdarty i płaczliwy jak nigdy. Pewnie wyczuł, że nie mam zamiaru dziś dzielić się z nim cyckami (Temat na inny post - powoli się odstawiamy). Kiedy tylko znikałam z pola widzenia wpadał w histerię. Trzymałam gałgana pół godziny na nocniku bezskutecznie, a gdy tylko poszłam na 3 minuty umyć włosy, cichutkie dziecko załatwiło potrzebę w pampersa o czym dał znać smród dochodzący aż do łazienki.
Całą kuchnię zawaliłam garami i "sprzętami" przyniesionymi z nocy. Resztę części domu też spowijał chaos, rozwalone przez Oli pranie po podłodze, zabawki, nocniki do wyboru do koloru. Bynajmniej nie był to krajobraz mogący podnieść moje nastawienie na wyższy level. Zupa się udała... Jednak kim by była baba jak nie może się czymś kolejnym zająć. Poszliśmy na spacer z zamiarem zamęczenia starszej pociechy, by móc później położyć ją spać. Zawlekłam dzieciaki na 1.5h spacer po wałach, pogoda sprzyjała, Kacper spał. Po powrocie zupka i o dziwo Oliwia poszła grzecznie spać.                                                                                                                                 A w tym czasie mamusia zamiast odpoczywać wkręciła sobie domowe owsiane ciasteczka.
Dawaj Kacper do krzesła i robimy. Wyszły pyszne! Tak jestem z siebie dumna tylko nie wiem skąd biorę tę siłę i energię, pewnie akumulator naładował się podczas spaceru na łonie natury. Niestety nie każdy dzień idzie zgodnie z planem zwłaszcza jak się ma tych planów sporo. I tu pojawia się problem braku czasu. Ciekawe czy faktycznie czasu jest zbyt mało, czy jest źle wykorzystywany, czy też poświęcony nie na te sprawy co trzeba. Swoją "zmianę" zaczynam mniej więcej o 7 rano. O czasie wolnym mogę mówić wtedy gdy nie ma przy mnie żadnego z dzieci. Zatem dopiero koło 21. I jak tu się ogarnąć, zjeść i jeszcze znaleźć czas na inne rzeczy? Skąd czerpać siłę? Nie wiem, ale wiem że zaczyna mnie to przygnębiać. Mam poczucie że dzieci już są na dobrej drodze, prawie odchowane i mogłabym zająć się czymś innym, tylko kiedy? Brak motywacji? Nie. Brak czasu i siły, zmęczenie materiału, powtarzalność dni. Nie mam chęci wieczorem już ćwiczyć, nie mogę zmobilizować się do odrabiania kursu, nie wiem w którą stronę pchnąć statek życia. Strasznie dużo w mojej głowie tych " nie wiem, nie mogę, nie chcę". Zrobiło się negatywnie. Może to zbliżające się przesilenie wiosenne? Można by było wyjaśnić dodatkowe zmęczenie oraz fatalny wygląd. Po zimie człowiek straszy, a słońce obnaża wszelkie mankamenty. Na szczęście dzieci choć dokazują to "mądrzeją" i rozśmieszają mnie co dnia. Teksty, którymi uracza mnie Oliwia są czasem powodem do śmiechu i radości na wiele dni. Chwała jej za to, bo w innym wypadku musiałabym ją ukatrupić za te wszystkie psoty. Amen

czwartek, 18 lutego 2016

Gimnastyka w ciąży i w połogu

Witamy o poranku!

Chciałabym dziś poruszyć ważny a często pomijany temat "około ciążowy" a mianowicie ćwiczenia fizyczne w okresie ciąży i tuż po porodzie. 
Nie od dziś wiadomo, że ruch w ciąży korzystnie wpływa na płód, samopoczucie przyszłej matki oraz jej ogólną kondycję fizyczną. Czy w ciąży można wykonywać wszystkie ćwiczenia i uprawiać dowolne sporty? To zależy... Przede wszystkim od tego czy przed ciążą było się aktywnym fizycznie, uprawiało sport. Coraz częściej można oglądać zdjęcia lub filmiki kobiet, które już z całkiem pokaźnym brzuchem biegają maratony, dźwigają ciężary czy też grają w "piłkę". Stąd zapewne wiele z nas zadaje sobie pytanie: "Jak ona to robi, skoro ja nie mogę się zwlec z łóżka?!". Odpowiedź tu jest oczywista. Zanim zaszły w ciąże aktywnie uprawiały sport, a ciąża nie jest do niego przeciwwskazaniem. Nawet byłoby to poniekąd "niezdrowe" dla organizmu przyzwyczajonego do wzmożonego wysiłku z dnia na dzień go zaprzestać. 
A co w związku z tym ze zwykłymi kobietkami? Otóż sprawa jest prosta - ruch to zdrowie. Na każdym etapie ciąży można ćwiczyć, uprawiać sport czy więcej się ruszać. Jedynymi przeciwwskazaniami są przeszkody stricte medyczne. Jeżeli ciąża jest zagrożona, wysokiego ryzyka, lekarz wyraźnie nakazuje odpoczywać to oczywiście należy się wstrzymać przed zwiększoną aktywnością. W sieci można znaleźć mnóstwo ćwiczeń dla ciężarnych dopasowanych do etapu w którym aktualnie się znajdują. Na każdy trymestr przydają się inne ćwiczenia, które pomogą utrzymać ciało w dobrej kondycji. Warto przede wszystkim wykonywać ćwiczenia wzmacniające kręgosłup, wewnętrzne mięśnie brzucha, mięśnie Kegla oraz wydolność organizmu. Poród jest nie lada wysiłkiem i dobrze jest się na tę "przyjemność" przygotować. 
Jeżeli chodzi o moją pierwszą ciążę nie wykonywałam specjalnie żadnych regularnych ćwiczeń. Ograniczyłam się do codziennych długich spacerów - im bliżej mety tym dłuższych, ćwiczeniu mięśni Kegla a przy końcu wykonywałam tzw. ćwiczenia grawitacyjne, które zalecił mi ginekolog, gdyż Oliwia nie chciała się obrócić głową w dół. Przy samym porodzie okazało się, że moje mięśnie były zbyt napięte i dziecko zamiast "wychodzić" przy parciu wracało...
Z Kacperkiem o ćwiczeniach w ogóle nie było mowy, bo nie było na to czasu. Wystarczającej aktywności dostarczyła biegająca wszędzie Oliwia, dźwiganie jej, pchanie wózka i tego typu przyjemne czynności. W obu przypadkach powrót do formy po porodzie był szybki.
Teraz wspomniany połóg. Zanim w ogóle zaszłam w ciążę o połogu wiedziałam tyle co nic. Wszędzie piszą o zmęczeniu, depresji poporodowej, nadpotliwości, uderzeniach gorąca, krwawieniach, ale o gimnastyce wcale. I tu pojawia się różnica w rodzeniu w Polsce i w Niemczech. Na drugi dzień po porodzie położna przyniosła mi kartkę z ćwiczeniami jakie należy wykonywać w czasie połogu tj. pierwszych 6 tygodni. Trochę się zdziwiłam, ale trzeba było przeczytać i podpisać że się otrzymało i zapoznało z treścią. Po co te ćwiczenia? Głównym celem po porodzie jest prawidłowe obkurczanie się macicy. Macica to nic innego jak duży, rozciągliwy mięsień, który musi się na nowo skurczyć. Każdego dnia przychodziła położna, żeby zbadać brzuch i zmierzyć ciśnienie.
Poniżej wrzucam skan - co prawda po niemiecku, ale może komuś się to przyda. Gimnastyka przede wszystkim opiera się na oddechach i napinaniu mięśni brzucha - zajrzyjcie same.
Dla odmiany po urodzeniu Kacperka nikt mi nic o gimnastyce nie mówił a wizyta lekarska polegała na: "Dzień dobry jak się Pani dziś czuje?". Ani badań, ani oględzin, zwyczajnie nic. Za to w zaleceniach na powrót do domu zamieszczono zdanie w stylu: " Wykonywać ćwiczenia fizyczne pokazane na oddziale". 
Przez to że kobiety nie są edukowane o korzystnym wpływie gimnastyki w ciąży i po porodzie mało która z tego dobrodziejstwa korzysta. Nadal powszechny jest mit w którym ciężarna odpoczywa leżąc i jedząc za dwoje, a później pretensje do całego świata że przytyłam 25 kilogramów a po ciąży zostało mi jakieś 30... Do tego nie trzymam moczu, jestem rozlazła, mam brzuch jak balon i można tak bez końca. Nie namawiam i nie nakłaniam do jakichś super zestawów ćwiczeniowych, które zamiast cieszyć będą odbierać radość towarzyszącą ciąży, ale radzę świadomie wybierać aktywność. Przede wszystkim ruch na świeżym powietrzu - wszelkie spacerki, zaciskanie Kegla - ma też inne plusy ;) oraz proste ćwiczenia kręgosłupa gdyż on musi nosić coraz cięższe dziecko znacznie dłużej niż 9 miesięcy! 
Przyszłym matkom gratuluję i życzę powodzenia w ciążowo - porodowych zmaganiach!



niedziela, 14 lutego 2016

Happy Valentine's Day !!!

Wszystkiego najlepszego na walentynki!

Może na jesień bociany przyniosą nagrody na które dziś pracujecie;)

Jest po 21:00 dzieci śpią, można zacząć "świętować". Lech FREE, lody, chipsy, crackersy i nawet mąż się znalazł w zestawieniu.
Udanej reszty wieczoru !xoxo



sobota, 13 lutego 2016

Ząbkowanie

Dzisiaj krótki wpis o ząbkowaniu. Dla wielu rodziców bardzo ciężka sprawa o dzieciach już nie wspominając...
Będąc dorosłym, nie pamiętając tego "cudownego" okresu w którym pojawiały się białe perełki trudno jest pojąć ile cierpienia doświadcza maluszek. 
Jak zawsze podział na dwoje dzieci:
Oliwia - z czystym sumieniem mogę stwierdzić że praktycznie "nie ząbkowała". Owszem, gdy pojawiały się nowe zęby była bardziej marudna, ale nie mogłam zaobserwować u niej żadnych powtarzalnych "objawów". Po prostu wyrzynały się zęby i dziecko odczuwało dyskomfort i tyle.
U Kacperka natomiast każdy nowy nabytek okupiony jest łzami, nieprzespanymi nocami i takimi przypadłościami jak: katar, podniesiona temperatura, kaszel, większe pragnienie. Przy okazji którejś ze szpitalnych wizyt lekarka po badaniu rzuciła do mnie ( zobaczyła idące zęby) "teraz Pani zobaczy czym jest macierzyństwo". Zignorowałam ją oczywiście gdyż już miałam "doświadczenie" w tym temacie i byłam na prawdę nieświadoma tego co wkrótce miało nadejść: ) Na obecną chwilę wychodzą małemu 3zęby... Są noce kiedy budzi się co 10 minut i krzyczy w niebo głosy, przy czym musi non stop ciągnąć cyca. To jest straszne i człowiek nie może doczekać się poranka. Swoją drogą dlaczego te zęby tak przeszkadzają w nocy? Nie wiem..
Jakoś 3 dni temu w związku z ogólnym zmęczeniem i brakiem wieczornych planów miałam położyć się wcześniej spać... Po 22 już byłam w łóżku, ale weź tu coś zaplanuj z dziećmi... Ledwo zasypiałam wpada Oliwia, sama chyba nie wiedziała po co. Zaniosłam ja do łóżka i wracam do spania. Nie wiem ile minut minęło, może z pół godziny słyszę krzyk. Nie to nie był Kacper... to znowu Oliwia! Zachodzę do niej, patrzę dzieciak śpi. No dobra myślę sobie starczy tych scen teraz ja idę spać! Nic bardziej mylnego.. czas na Kacpra.. I tak z 22:00 zrobiła się 1 w nocy a ja latałam od łóżka do łóżka. Nie macie pojęcia jaka byłam wściekła, bo przecież wiedząc że i tak nie będę mogła zasnąć a nikogo do pomocy akurat nie było miałam "czas" zrobić coś dla siebie. Chociażby pomalować paznokcie, albo poczytać książkę. Nazajutrz okazało się iż Oliwii wyrżnęła się w nocy piątka... Jupii nasze pierwsze ząbkowanie, pierwszy raz też opatrzone zielonym, jednodniowym katarem. Zatem jeżeli robicie jakieś plany nie mówcie tego przy dzieciach, bo na bank mają inne:)
A co na ząbkowanie?
W aptekach jest spory wybór maści i żeli np. Bobodent, Camilla, Dentinox N. Trzeba wypróbować, który najlepiej nadaje się i pomaga Waszym dzieciom. Można także stosować homeopatyczne czopki Viburcol, "lodowe" gryzaki, a gdy dziecko bardzo ciężko przechodzi ten proces także środki przeciwbólowe takie jak Ibum, Paracetamol. Przede wszystkim uzbroić się w cierpliwość i mieć nadzieję że ząbkowanie szybko się skończy!
Pozdro!

Radość z kąpieli!:)


sobota, 6 lutego 2016

Sen i zasypianie niemowląt

Wokół snu i zasypiania niemowląt krąży mnóstwo legend i opowieści. Wymyślono całe mnóstwo metod usypiania i uspokajania dzieci. Obecnie na czasie są dwie skrajne:  zostawić dziecko do "wypłakania się" aż samodzielnie uśnie a po drugiej stronie metoda "bez płaczu" Searsów. Choć mam tylko albo aż? dwoje dzieci uważam iż żadna z metod nie jest uniwersalna i skuteczna dla wszystkich dzieci. Na pewno warto poczytać lektury dotyczące usypiania maluchów i wybrać pewne sposoby/ fragmenty które ułatwią Wam życie. Jednak nie ma co liczyć że zastosujecie się do paru punktów i dzidziuś uśnie jak w filmie. Większość zależy od temperamentu i osobowości dziecka a dopiero później istotne stają się pozostałe czynniki. 

 Oliwia należała do dzieci na które nie działało nic...Była najedzona, przebrana, czysta i za nic w świecie nie chciała wieczorem usnąć. Nosiłam ją, śpiewałam, różne cuda a ona oczy zamykała, odkładałam do łóżeczka i po 5 minutach darła się od nowa. Jej rekord to 3:30:) Można było się zamęczyć, zabierałam ją nawet w bujaku ze sobą do łazienki bo terroryzowała krzykiem wszystkich domowników. Przy cycu owszem zasypiała, ale schemat był ten sam - zabrano cyc dziecko wstawało. Niestety jak to bywa przy pierwszym dziecku byłam zbyt poschizowana istotą nocnych karmień, które wpojono mi w klinice. Choć Oli spała to nastawiałam co noc budzik na karmienia. Tym samym dziecko zamiast szybciej nauczyć się przesypiać całe noce budziło się bardzooo długo. Już na świecie pojawił się Kacper a Oliwia nadal budziła się na jedzonko. Na szczęście tylko jeden raz a jak ostatecznie zasnęła to spała mocno. W dzień. jeżeli nie było możliwości wyjścia na dwór i spania w wózku, było noszenie na rękach, aż omdlewały:) do mniej więcej 14 miesiąca...Teraz też zasypia z mamą lub tatą naszczęście samodzielnie. Wieczorem oglądamy i czytamy książki, trochę poopowiada o całym dniu po czym zabiera swoją ukochaną poduszkę, wielkie miśki odwraca się i śpi.

Kacper to zupełnie inna historia. Przede wszystkim nie był i nie jest taki rozdarty... Bardzo długo zasypiał przy cycu, odkładałam go i spał do kolejnego karmienia. Pierwsze dwa miesiące można powiedzieć -  modelowe dziecko jadło i spało. Obecnie w dzień śpi 1-2 razy w wózku na spacerze lub w domu. Mieliśmy już mały przełom kiedy bez protestu w ciągu 10 minut usypiał sam w łóżeczku i w dzień i wieczorem jednak przyszła choroba, strasznie płakał i było mi go szkoda więc wrócił na rączki do mamy.. A jest co nosić bo waży 12 kg! Ogólnie Kacper pod względem spania nie jest problematyczny, wręcz poznaje rytuały i cieszy się kiedy jest zmęczony że już czas się lulać. Także jestem optymistką i mam nadzieję że kiedy skończy się przytulanie do mamy będzie przesypiał samodzielnie nocki we własnym łożu.                   
Wracając do wspomnianych na początku metod usypiania. Nie każde dziecko zaśnie po tzw. "wypłakaniu się - metoda Ferbera", przy Oliwii myślałam że robię coś źle, bądź mam za miękkie serce itp. Jednak teraz kiedy zasięgnęłam więcej informacji, poczytałam fora internetowe okazało się że wiele matek ma te same problemy. Są niemowlęta które chwilę popłaczą za mamą i usypiają, ale i takie co po godzinie nadal będą siedzieć i wyć. Dla mnie jest to sytuacja nie do zniesienia. Co innego marudzące dziecko, okresowo popłakujące a co innego zapłakany, zdenerwowany, osmarkany maluch, który czuje się nagle porzucony a nie wie dlaczego. Po drugiej stronie mamy usypianie bez płaczu. Ostatnio modna jest metoda "Searsów", która właściwe jest całym systemem dotyczącym opieki nad niemowlęciem, pielęgnacji dobrych nawyków, usypianiem, przekazywaniem emocji. Według tej metody należy dziecko przytulać, lulać, śpiewać, zabierać do wspólnego łóżka, karmić itp. aż dziecko uśnie. Owszem jest to naturalne i bardzo "ludzkie" podejście, ale nie każdy z rodziców ma nieograniczony czas czy też jedno dziecko do uśpienia. Ciężko jest się skupić kiedy w duchu odlicza się rzeczy do zrobienia, obowiązki.                                                            Z półśrodków można spróbować metody pani Hogg. Jest to dyplomowana położna z wieloletnią praktyką. Jej sposób na usypianie to odkładanie niemowlęcia do łóżeczka "do skutku", aż uśnie. Kiedy płacze należy dziecko wziąć, uspokoić i ponownie odłożyć. Każdy z rodziców ma swoje sposoby od jeżdżenia samochodem, noszenia, bujania, ubierania czapek, zostawiania do wypłakania się. Grunt żeby dany sposób odpowiadał dziecku i rodzicom. 

Powodzenia w nocnych zmaganiach!!

wtorek, 2 lutego 2016

Naczyniaki i inne znamiona u niemowląt



Dziś podzielimy się z Wami naszymi "kosmetycznymi" defektami. Otóż gdyby zagłębić się w temacie znamion niemowlęcych okazuje się że jest ich całkiem sporo : naczyniaki, "uszczypnięcie bociana", "pocałunek anioła", znamię w kolorze łososiowym, truskawkowym, kawowym, plama mongolska i wiele innych. 
Nas bezpośrednio dotyczą dwa spośród wymienionych a mianowicie tzw. " uszczypnięcie bociana" oraz naczyniak. Obydwa znamiona przytrafiły się Oliwce. Najpierw bocian... Znamię to występuje już od urodzenia i najczęściej zlokalizowane jest na karku ( u nas też) lub nad górną wargą i ma mniej więcej kształt trójkąta. Stąd też pewnie nazwa.   
U Oliwii  było to skupisko małych czerwonawych plamek, średnicy ok 2 mm. Było bo już zanikły. Kiedy płakała, było jej gorąco lub towarzyszyły jej inne silne emocje plamki przybierały na kolorze. Stawały się purpurowe/ fioletowe, po prostu ciemniały. Z czasem zaczęły zanikać, bledły aż nie ma po nich śladu.
Gorzej z naczyniakiem. Nazwa i definicja brzmi dość groźnie.

Naczyniaki (haemangioma) to guzy nowotworowe, które składają się z nieprawidłowo rozszerzonych naczyń krwionośnych. Wyróżnia się naczyniaki będące łagodnymi zmianami nowotworowymi lub guzami złośliwymi.
Naczyniaki - łagodne zmiany nowotworowe

naczyniak płaski (plamiste) - występuje od urodzenia

  • naczyniak włośniczkowy - diagnozuje się je u noworodków lub w przeciągu kilku tygodni od urodzenia (częściej dotyczą dziewczynek). W większości przypadków samoistnie zanika między 6. a 7. rokiem życia
naczyniak jamisty - występują w każdym wieku, częściej u płci żeńskiej
  • naczyniak limfatyczny - występuje od urodzenia lub pojawia się w pierwszych latach życia
  • naczyniak gwiaździsty - występuje u dzieci, często u młodych kobiet, prawie nigdy u mężczyzn
Naczyniaki - guzy złośliwe

  • źródło:http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/nowotwory/naczyniaki-to-nowotwory-naczyn-krwionosnych_38241.html

Zmiana nowotworowa brzmi nieciekwie, ale u nas ma to charakter łagodny na szczęście. Oliwka nie urodziła się z naczyniakiem. Mniej więcej w trzecim tygodniu życia zauważyłam u niej na głowie małą kropkę. Najpierw myślałam że to podrapane, brudne i tego typu skojarzenia. Plamka była płaska, ale z czasem okazało się że rośnie razem z dzieckiem. Przy okazji jakiejś wizyty spytałam pediatry co to jest i czy będzie się powiększać na co usłyszałam:" naczyniak, tak będzie rósł". I rósł..Lekarz sugerował by zostawić naczyniaka w spokoju gdyż samoistnie zaniknie w ciągu najbliższych lat życia. Co lekarz to inna opinia. Oczywiście odwiedziliśmy dermatologa, który również twierdzi że guz zniknie, ale trzeba go uciskać aby szybciej się wchłonął a nawet zmontować specjalną opaskę na głowę która stale by uciskała dane miejsce. ( Spoko tylko weź to zrób niemowlakowi, który ciągle macha rączkami). Inny pediatra wysłał nas do chirurga w celu przeprowadzenia USG przezciemiączkowego, które miało wykluczyć ewentualne zmiany naczyniowe w mózgu. Odbyliśmy tę wizytę, na szczęście lekarz nic nie znalazł. Umiejscowienie naczyniaka Oliwii jest o tyle dobre że "rośnie" na kości tzn. nie może rosnąć w głąb głowy a jedynie po powierzchni. Jej typem naczyniaka jak to zrozumiałam z opisów jest naczyniak włośniczkowy. Jest wypukły, miękki, po naciśnięciu blednie i zaraz wraca do swojej postaci. Problem z naczyniakami jest taki że mogą krwawić, a nawet powodować groźny dla życia krwotok. Przez ten " defekt" bardzo pilnowaliśmy małej kiedy zaczęła się dynamicznie rozwijać. Pamiętam jak dziś, kiedy Oli już siedziała dostała do ręki marchewkę którą nieopatrznie uderzyła się w głowę - jak to dziecko.. A zaraz po tym znamię podkrwawiło. Trzeba bardzo uważać na wszelkie urazy, a w przypadku uszkodzenia natychmiast ucisnąć i zatamować. Ponoć znikający naczyniak zmienia kolor, staje się ciemniejszy a ginie od środka. Wewnątrz powinien tworzyć się czarny pierścień w który naczyniak ma się z czasem zapaść. Na chwilę obecną mamy jeszcze skonsultować się z pewnym profesorem, czy warto go usuwać czy czekać. Wiadomo jak to dziewczynka - włosy dawno przysłoniły znamię, ale poza względami estetycznymi chodzi głównie o bezpieczeństwo. Zawsze istnieje ryzyko rozdrapania, zderzenia się w przedszkolu itp. Dlatego też musimy mieć więcej opinii w temacie. 
Naczyniaki można usuwać chirurgicznie w sposób klasyczny - wyciąć, usunąć laserowo ( zależnie od wielkości kilka powtórek), wymrażać oraz czekać...Nasz naczyniaczek wyglądać dziś tak (sorry za słabą jakość):
Od jakiegoś czasu wydaje się że jego wzrost został zahamowany a kolor uległ zmianie. Określam to jak gdyby się zestarzał :) Wcześniej był bardziej czerwony a teraz fioletowo - szary. Oby zniknął już wkrótce...

czwartek, 28 stycznia 2016

Moda na dziecko ?


Ostatnio miałam okazję parokrotnie spotkać się z sytuacjami z których wywnioskowałam, że dziecko przyszło na świat bo jest to chyba w modzie..
Co przez to rozumiem ? Że niektórzy ludzie nie powinni mieć dzieci i nie mam w wyobraźni "patologii", "nieletnich" czy "wpadek". Wręcz przeciwnie - ludzi wykształconych, z pozoru inteligentnych i można domniemywać idealnych kandydatów na rodziców. Dla wielu ludzi dziecko jest istotą wyczekiwaną, którą chcą rozwijać, kształtować ku uciesze własnej i reszty świata. Nie powinno być tak, że Krysia i Marysia mają dzieci to dlaczego ja Jola mam zostawać w tyle ? A co mi tam też "zrobię" sobie dziecko, ot taki prezent pod choinkę. Albo dobijam 40 więc jak nie teraz to już nigdy. Najgorzej jednak chyba mają dzieci, które pojawiły się na świecie z czysto hedonistycznych pobudek rodziców, którym ubzdurało się że stworzą jakiś idealny model. Niestety do dziecka nie dostajemy w pakiecie podręcznika obsługi i tu zaczynają się schody. O ile zapewnienie jedzenia, ubrań czy pampersów (na początek) wydaje się być oczywiste, o tyle zrozumienie że dzieci się wychowuje a NIE hoduje, co niektórym sprawia problem. Z dziecka nie można z dnia na dzień zrezygnować i oddać jak psa do schroniska.                                                                                                                                                                                                                                                                                                               Trud wychowawczy przerasta niejednego rodzica i jest to z pewnością normalne. Nie mogę jednak pojąć po co ludzie decydują się na dzieci skoro nie mają zamiaru zapewnić im zaspokojenia tzw. potrzeb wyższego rzędu (rozwoju, wsparcia, miłości itp.) Tacy ludzie szybko rozczarowują się swoją nową rolą, gdy nagle okazuje się że dzieciak nie jest wystarczająco ładny, bystry, zdrowy a co gorsze robi się "niegrzeczny". Tracą argumenty i przemoc gotowa. Im dalej w las tym więcej drzew, jeśli dorośli ludzie nie potrafią i nie chcą poradzić sobie ze zbuntowanym przedszkolakiem to jak wyobrażają sobie np. walkę z nastolatkiem zaplątanym w złe towarzystwo? Nie mam pojęcia!     Teraz jeszcze wejdzie pakiecik 500+ to w ogóle się dzieci "nasieje":) Powszechnie wiadomo, że dziecko zmienia całkowicie dotychczasowe życie i należy się z tym pogodzić i dostosować do nowej rzeczywistości. Czas dorosnąć i stać się odpowiedzialnym za małego człowieka, bo w największej mierze to od nas rodziców zależy jego przyszłość. Ja wyznaję zasadę, że skoro dzieci się na świat nie prosiły i "sama" je powołałam teraz muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy by były szczęśliwe pod każdym względem. Nie mylić z dawaniem "wszystkiego" :)
Niestety wielu tak nie uważa a dzieci stają się niechcianym, upierdliwym ciężarem dla którego muszą rezygnować z siebie. Czy aby na pewno? Nie ma nic złego w odpoczynku, spędzeniu weekendu czy nawet wakacji bez dzieci, ale ciągle wymigiwanie się od obowiązków już jest nie fair wobec małego człowieka...Nagle okazuje się że dziecko więcej czasu spędza z panią przedszkolanką, nianią, babcią zamiast z rodzicami. Nie znają oni ani ulubionej zabawki, ani predyspozycji dziecka, nic o nim nie wiedzą. Gdy jest chore zamiast zostać z nim w domu wysyłają z 39* gorączką do przedszkola - jakby ktoś był głupi i tego nie zauważył..Nie dość że maluch zaraża inne dzieciaki to sam jest oddelegowany pod opiekę innych. W domu gania w samopas bez celu i sensu, nikt nie zwraca na niego/nią uwagi a później odbywa się dyskusja w towarzystwie "dlaczego Twoje dziecko już mówi, robi na nocnik, jest kontaktowe?". Pewnie dlatego że poświęcam mu czas, czytam, uczę, spotykam z innymi ludźmi a nie trzymam w czterech ścianach.. Nie chodzi mi o to by chwalić się dziećmi i rywalizować, ale aktywnie wspierać ich rozwój. Każde dziecko jest inne i indywidualne. Po swoich widzę diametralną różnicę w "osiągnięciach". Niby to samo wychowanie i środowisko a jednak Oliwia mając roczek była daleko przed obecnym Kacperkiem. Ps. jutro kończymy roczek!! Kiedy to minęło?  Podsumowując: Drodzy rodzice zajmijcie się swoimi dziećmi, nie pilnujcie tylko swoich wygód! Dzieci są pełnoprawnymi członkami rodziny a nie odświętnym dodatkiem.


A teraz coś dla mamusiek - pierwsze zdjęcia po ćwiczeniach          z "Daily abs workout".  Nie 

widzę powalających efektów, ale czego się spodziewać po 2 tygodniach ćwiczeń (co drugi dzień)?!



I słowo na dziś:
Ja : "Oliwia jaka Ty dziś śliczna jesteś!"
Oliwia: " Nooo, no widzisz :)!!!"

piątek, 22 stycznia 2016

Choroby, choroby, choroby

Hejka,





U nas niestety choroby nie mają końca. Oliwia standardowo po tygodniu w żłobku wylądowała u lekarza a z nią Kacper i ja:) Choć już tydzień leczymy przeszło w zapalenie krtani i tchawicy więc czas na inhalacje. Ja powoli wariuje w zamkniętym domu i jak przyjdzie mi w nim pozostać kolejny tydzień to konieczny będzie odwyk na bezludnej wyspie!!

Dobre jest to, że w tygodniu w którym Oli uczęszczała do żłobka odbył się bal karnawałowy i niedługo ukażą się urocze fotki! Również w zeszłym tygodniu udało się nam pójść na pierwsze w życiu ( Oliwii) sanki :)



Jeżeli chodzi o apkę jest niezła. Po pierwszym dniu były wielkie zakwasy, ćwiczenie v- crunch jest dla mnie niewykonalne i mam nadzieję kiedyś zrobić je poprawnie i bez większego wysiłku. Natomiast, co do rezultatów to zobaczymy wkrótce. Uczciwie muszę przyznać że nie wykonałam ostatnie 3 dni ani razu ćwiczeń ze względu na chorobę, ale jutro już wracam na obrany tor. Dla ścisłości ćwiczę co drugi dzień, poziom easy ( łatwy), ale myślę że spokojnie codziennie tj. od poniedziałku do piątku dam radę. Nie ma co rzucać się od razu na głęboką wodę żeby się zbyt szybko nie zniechęcić. 
Z jednego postanowienia noworocznego chyba już teraz zrezygnuję - mam tu na myśli koniec karmienia Kacperka:) W dzień nie karmię go wcale a wieczór nie stanowi dla mnie problemu. Są niedogodności  ( nocne budzenie), ale dam radę to przetrwać. Mały zrezygnuje sam  jak będzie gotowy. Wczoraj w nocy obudził się taki szczęśliwy i uśmiechnięty, aż stwierdziłam że nie będę mu tego jeszcze odbierać:)

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Noworoczne postanowienia

Witamy w Nowym Roku !!!

 Dla niektórych z Was długo oczekiwany, zapowiadany przed świętami post! Związany on będzie z noworocznymi postanowieniami, sprawami odkładanymi "na potem" i nowymi wyzwaniami.
Lata od 2013 do teraz były wyłącznie poświęcone dzieciom, ciążom, porodom, wychowaniu i tego typu zmaganiom. Jeszcze przed sylwestrem w mojej podświadomości pojawił się głos sprzeciwu, który powiedział: "STOP!". Jako że witamy nowy rok, dla mnie też musi wydarzyć się coś nowego. Rok 2016 ogłaszam swoim rokiem! Zamierzam wypełnić choć część postanowień, które poniżej wypunktuję, skupić się bardziej na sobie, swoich potrzebach i samozadowoleniu. Nie mylić z pozostawienim dzieci u nianii i spedzeniu tygodnia w Spa:) Chodzi po prostu o lepsze gospodarowanie czasem.
Jeszcze przed świętami grzebałam w sieci poszukując ćwiczeń na mięśnie brzucha. Myślałam o poczciwej A6W, ponieważ "dawno" temu zaczynałam i nie kończyłam, ale z tego co pamiętam specjalnie mnie ten zestaw nie kręcił:) Okazało się, że np. Sklep Play oferuje mnóstwo aplikacji z ćwiczeniami! Do czego zmierzam. Otóż wybrałam jedną z nich (bezpłatną a wysoko ocenianą) i chcę ją dla siebie i dla Was przetestować. Apka daje codziennie nowy zestaw ćwiczeń na mięśnie brzucha, nie trzeba wykonywać wszystkich, zachęca do aktywności i może być całkiem fajna.
Żeby było jasne nie mówimy tutaj o odchudzaniu tylko zrobieniu "6-paka". Zawsze mi się to marzył, ale brakło wytrwałości i motywacji. Paradoksalnie dopiero po dwóch ciążach na moim brzuchu nie ma prawie tłuszczu więc powstające mięśnie w końcu będą widoczne. 
Poniżej zamieszczam zdjęcie - stan na dziś dzień oraz nazwę aplikacji z której będę od jutra będę korzystać.





















Co 2 tygodnie będę wklejać powstałe efekty. Chętne mamy i nie - mamy przyłączajcie się do challenge'u! Na razie próba trzech miesięcy, myślę że jest to wystarczający okres pozwalający ocenić czy apka działa, podoba się itp.

Daily ABS Workout


Teraz lista noworocznych postanowień, którą zatytułować można jednym słowem:  

IMPROVEMENT!

1. Do lata zrobić six pack na brzuchu
2. Do marca odstawić Kacerka od cyca
3. Zadbać o siebie tj.
a) Lepiej się odżywiać (więcej białka, mniej cukru, pić 4 szklanki wody )
b)Poprawić kondycję  włosów, skóry i paznokci (nakładać balsam, odżywki i choć raz w tyg pomalować paznokcie)
4. Zadbać o rozwój umysłowy/ zawodowy (częściowo wykonano - zaczęłam kurs)
Póki co zagadnienia obszerne:) A wzięły się po krytycznej ocenie bieżącej sytuacji. W tym roku kończę 28 lat a czuję się jak bym miała 50! Wszystko boli, prztyka, skóra sucha i rozwleczona, sińce pod oczami i wiele, wiele innych... Dobrze że jest jeszcze make  up!

A z nowym rokiem są już pozytywy:

Kacper zaczyna chodzić, sam zrobi kilka kroków a także woła "mama!":)
Oliwia wybrała się ze mną do fryzjera, a dziś baluje w stroju hawajskim na przedszkolnym balu przebierańców!

POZDRO!