wtorek, 30 czerwca 2015

Wygląd brzucha po ciąży

Witajcie ponownie, dziś krótki temacik dotyczący pielęgnacji skóry brzucha podczas ciąży oraz jego wyglądu PO.

Wczoraj któryś ze znajomych na FB udostępnił link ze zdjęciami kobiet po ciąży. Konkretnie 27 latka po 4 ciążach pokazała swoje zdjęcia a w ślad za nią inne kobiety. Poniżej można obejrzeć.

http://www.papilot.pl/ciaza/30652/27latka-pokazala-swoj-brzuch-po-4-ciazach-Tysiace-kobiet-zrobily-to-samo-Obrzydzaja-macierzynstwo.html

Na mnie te zdjęcia zrobiły duże wrażenie, przede wszystkim urzekła mnie odwaga tych kobiet. Nie ma się co oszukiwać ciało po ciąży nie będzie już takie samo. Dla kobiet często wygląd stanowi podstawowe życiowe odniesienie. Jego mankamenty doprowadzają do frustracji, braku samoakceptacji, pozbawiają pewności siebie a w skrajnych przypadkach kończą się depresją albo jeszcze gorzej. Stąd na pewno wzieły się komentarze pełne krytyki, które piętnują macierzyństwo - i wmawiają innym kobietom że gdy zajdą w ciąże, tuż po niej przeistoczą się w potwory.

Co można zrobić aby zminimalizować szkody wyrządzone ciążą? Dbać o skórę od samego początku!! Nasza skóra jest dość elastyczna i podatna na stopniowe rozciąganie, ale nie można przesadzać. Ciążą ciążą, ale jeść trzeba dla dwojga a nie za dwoje. Jest to podstawowa istotna sprawa. O ile kobieta nie ma problemów zdrowotnych, racjonalnie się odżywiając nie powinna przytyć bardzo dużo. Jest różnica mając +15 kg  a +30! Brzuch robi się większy, skóra musi się rozciągnąć i nie mamy gwarancji że wróci do poprzedniej postaci. Co gorsza mogą pojawić się paskudne rozstępy. Przydadzą się masaże oraz kremy ujędrniające i zapobiegające powstawaniu rozstępów. Niestety niektóre z nas są bardziej podatne na rozstępy niż inne kobiety, nie znaczy to jednak że po ciąży musimy je mieć. Ja na przykład mam rozstępy na nogach z okresu młodzięczego,a w ciąży przy pielęgnacji nic nowego się nie pojawiło. Warto ujędrniać skórę naprzemiennymi masażami ciepło - zimno pod prysznicem, a także stosować kremy, maści, olejki. Nie stosowałam co prawda masaży, ale od samego początku smarowałam brzuch, piersi i pośladki specjalnymi specyfikami. Skóra na brzuchu jest całkiem przyzwoita, wiadomo że lekko się marszczy i z bliska wygląda staro jednak jest to minimalne, nie mówiąc że mamy dopiero 5 miesięcy po drugim z rzędu porodzie.


Trzeba też pamiętać żeby na około trzy miesiące po porodzie nadal stosować kremy gdyż rozstępy lubią wyłazić właśnie wtedy. My zafascynowane dzieckiem zapomianmy już o sobie a tu ciach budzisz się rano z krzykiem:)
W pierwszej ciąży używałam kremu z firmy Pharmaceris przez pierwsze 5 miesięcy. Taki oto kremik :


Natomiast kolejne miesiące i całą drugą ciążę stosowałam naturalny olejek z  firmy Weleda. Natrafiłam na niego w niemieckiej drogerii, spodobał mi się zapach i tak nam zostało. Okazał się bardzo dobry a skóra po nim gładka jak u niemowlaka. W składzie same naturalne oleje, świetnie wpłyną na kondycje brzucha i ogólne samopoczucie.


Cenowo Pharmaceris około 35 zł natomiast Weleda ok.70 zł. Jednak myślę że warto dać więcej i nie martwić się co będzie.
Wracając do kwestii wyglądu i macierzyństwa. Nie można oceniać tego tematu w kategoriach wyglądu. Macierzyństwo to nie rozstępy, obwisła skóra czy inne "dolegliwośći". Choć jest to czas pełen trudów i poświęceń to zdecydowaie są tego warte. Sama nie byłam przekonana czy będę dobrą matką, martwiłam się jak będę wyglądać po ciąży itp. A teraz wiem że niepotrzebnie. Na formę nie narzekam, a dotychczas nic i nikt nie dał mi tyle radości co moje dzieci. One i moja rola są bezcenne, a jak komuś skóra za mocno zwisa zawsze może iść do chirurga plastycznego ;) Wiem, wiem to kosztuje,ale czego się nie robi dla własnego dobrego samopoczucia...


piątek, 26 czerwca 2015

Jak zajść w ciążę?

Wydawać by się mogło że nie ma nic łatwiejszego i przyjemniejszego. Otóż  nie! Poruszę dziś ten trudny temat na prośbę bliskiej osoby. Załóżmy że mamy do czynienia ze zdrową kobietą i zdrowym mężczyzną. Nie będę wdawać się w medyczne zagadnienia gdyż nie jestem lekarzem i nie mogę się fachowo na ten temat wypowiadać. Jedyne co mogę w tej kwestii rzec to, to że lekarze też się mylą.
Parę lat temu pewien ginekolog podejrzewał u mnie PCO (Zespół policystycznych jajników), jest to schorzenie utrudniające bądź całkowicie wykluczające zajście w ciążę. Podjeliśmy leczenie w tym kierunku, jak się później okazało zbędne. Trafiłam do innego specjalisty, który pamiętam przy potwierdzeniu ciąży z Kacprem nawet z tego zażartował: " Powiedziano Pani że nie będzie mieć dzieci a tu machnie Pani trójkę w trzy lata". Każde medyczne wątpliwości najlepiej sprawdzić w paru źródłach, a zastanawiać się można dopiero gdy minie rok a ze starań nici.

Kiedy czegoś się bardzo pragnie bywa że wszystko zdaje się przeciwstawiać. Myśląc o dziecku nasza uwaga skupia się wyłącznie na nim, innych dzieciach, matkach. Kobieta rozgląda się w koło i ma wrażenie że zewsząd dotyka ją niesprawiedliwość. Bo jak to jest? Oni nie chcieli dzieci a mają troje, córka sąsiadki jakaś małolata - w ciąży, w TV mówią o uzależnionych od alkoholu lub narkotyków matkach i ich idealnych zdrowych dzieciach. I gdzie tu jest sprawiedliwość? Ty dbasz o każdy detal w odżywianiu, uprawiasz sport - ten z partnerem też ;) i co? I NIC! Dlaczego? Jak sobie pomóc?

Moim zdaniem kiedy partnerzy nie mają medycznych przeciwskazań do posiadania dzieci ich jedyną barierą przed tym powstrzymującą jest własna psychika. Kobieta podporządkowująca całe swoje życie poczęciu dziecka wpada w pułapkę swojego umysłu. Do tego stopnia jest pedantyczna  w działaniu że popada w obsesję. Nie chodzi tutaj o krytykę czy coś w tym stylu, po prostu pragnienie dziecka jest tak silne że zamiast czerpać radość z życia potencjalna matka wręcz się załamuje kolejnymi niepowodzeniami. Dlatego często dzieje sie tak że pary, które latami starają się o dziecko bezskutecznie, nagle przestają bo brak im już sił a tu okazuje się że kobieta jest w ciąży. Następuje zupełny luz psychiczny, brak jakichkolwiek oczekiwań i mamy co chcieliśmy!

Co można zrobić aby technicznie sobie pomóc? Na pewno warto wybrać porządnego specjalistę ginekologa, który poprowadzi kobietę przez cykl miesiączkowy. Można monitorować cykle z lekarzem tak, aby dokładnie wiedzieć kiedy zaczyna się owulacja i zmaksymalizować swoje szanse na poczęcie dziecka. W sklepach a przede wszystkich aptekach dostępne są także testy owulacyjne, które będą tańszym zamiennikiem monitoringu z lekarzem. Zdarza się że kobiety samodzielnie nie są w stanie określić kiedy mają dni płode i dzięki tym narzędziom mogą sobie pomóc. Myśląc o tym przypominają mi się sceny z filmów : "Ladies" i "Jak urodzić i nie zwariować", kiedy żony wydzwaniały po mężów żeby ich "wykorzystać" bo owulacja się zaczęła:)

W sieci znajduje się również wiele artykułów dotyczących odpowiednich pozycji seksualnych sprzyjających zajściu w ciążę. Należą do nich przede wszystkim te w których kobieta leży na plecach np. pozycja klasyczna.




Ponoć dużą skuteczność gwarantuje również pozycja kolankowo-łokciowa, zwłaszcza u kobiet z tyłozgiętą macicą i panów ze słabym materiałem ;)
Tu kobitka powinna opierać się na łokciach albo rękami na poduszcze. Taka pozycja ułatwia głębokie wprowadzenie nasienia prosto w okolice szyjki macicy, co pomaga dotrzeć plemnikom szybciej do komórki jajowej.







Po stosunku partnerka powinna mieć biodra uniesione nieco wyżej, np. należy podłożyć poduszkę i chwilę tak odczekać. Co tu dużo mówić, trzeba próbować do skutku i łączyć przyjemne z pożytecznym:). Warto więcej poeksperymentować w sypialni, tak aby zapomnieć o faktycznym staraniu się o dziecko,a czerpać maksymalną przyjemność  z pożycia. Tutaj panowie powinni zatroszczyć się o orgazm swojej partnerki ( dzięki skurczom, plemniki zostaną zassane do macicy). Zatem do dzieła :)

Jeszcze jedna kwestia.. Płeć dziecka? Jedni badacze twierdzą że jest to kwestia losowa inni dowodzą, iż płeć zależna jest od momentu owulacji w którym dziecko zostało poczęte. Tj. trafając w sam szczyt owulacji - największa ilość śluzu - mamy chłopca a po szyczycie dziewczynkę. U nas sprawdziło się to w 100%.

Na koniec apel do wszsytkich starających się - zrelaksujcie się, cieszcie życiem, może wspólne wakacje w romantycznym miejscu rozpalą wasze zmysły i wrócicie do domu z niespodzianką;) Nie można się nigdy poddawać, ale też odbierać sobie radości życia. Skupcie się na sobie i własnym komforcie a mały człowiek powstanie w najmniej oczekiwanym momencie.

Z pozdrowieniami dla K.F.

środa, 24 czerwca 2015

Tatusiowie na start

Wczoraj obchodziliśmy w Polsce Dzień Ojca. Dopiero teraz zainteresowałam się tym dniem i źródłem jego pochodzenia. Wszystko zaczęło się w 1910 roku na mszy świętej poświęconej zmarłej matce niejakiej Sonory Dodd Smart w stanie Waszyngton w USA. Kobieta zdała sobie sprawę że po śmierci matki ją i jej pięcioro rodzeństwa będzie wychowywać samodzielnie ojciec. W oczach córki ojciec stał się prawdziwym bohaterem, poświęcił wszystko aby przejąć obowiązki rodzicielskie, okazując im mnstwo oddania i miłości. W zamian za ten trud Sonora zwróciła się do władz o utworzenie święta ku czci ojca. Projekt zyskał aprobatę i ostatecznie ustanowiono je na trzecią niedzielę czerwca. Dzień ten obchodzony jest w wielu krajach na świecie w różnych terminach.

Owe święto nie ma u nas tak dużego wydźwięku emocjonalnego jak Dzień Matki. Ojcowie nadal znajdują się na drugim planie, chociaż trend ten zaczyna się powoli zmieniać.
Z roku na rok wzrasta odsetek ojców pozostających w domach aby opiekować się dziećmi. Chętniej korzystają oni z urlopów tacierzyńskich, wyręczają matki w obowiązkach. Więź dziecka z matką wytwarza się dużo wcześniej przed jego narodzinami i po nich jeszcze się wzmacnia. Natomiast świeżo upieczony tata musi uczyć się wszystkiego od początku. Nie przychodzi mu to w sposób szybki i naturalny jak matce.
Ja akurat mam okazję przekonać się jak bardzo nieoceniona jest pomoc męża w rodzicielskich obowiązkach. Przez ponad rok byłam sama z Oliwką ( tj. z pomocą rodziców). Wszystko spoczywało na moich barkach, od wstawania, karmień po wizyty lekarskie. Teraz jesteśmy we dwoje i dzielimy obowiązki niemal po połowie. Tj. na codzień "wymieniamy" się dziećmi i realizujemy ustalony plan :). Z racji że mały jest karmiony piersią spędza więcej czasu ze mną a Oliwka z tatą. Muszę przyznać że radzą sobie świetnie. Mała polubiła w końcu podróże więc chętnie jeżdzą na zakupy, a nową atrakcją stała się jazda na rowerze. Zawsze szybcej można zmienić otoczenie i zająć dziecko czymś innym. Wpływ ojca nie ogranicza się tylko do zabaw i organizacji czasu dziecka. Mamy często tak skupiają się na swoim instynkcie macierzyńskim, że tracą obiektywizm. Potrzebują aby ktoś je sprowadził z obłoków na ziemię i to właśnie robi tatuś. Wielokrotnie włos jeżył mi się na głowie patrząc jak Grzesiek opiekuje się Oliwką a nawet Kacperkiem. Odpukać - wszyscy cali i zdrowi!! Strach o dzieci paraliżuje matki a ojcowie są totalnie wyluzowani. Pewnie dlatego my godzinę nosimy rozdarte dzieciaki starając się je ululać a przyjdzie taki ojciec i po pięciu minutach nastaje cisza. Och, jaka frustracja nas wtedy ogarnia...Takie są fakty, często brak nam - matkom dystansu do siebie i macierzyństwa. Za bardzo się spinamy i nie dopuszczamy ojców do dzieci, a później mamy pretensje że nie wyręczają nas w obowiązkach. Warto czasem po prostu zamknąć oczy i odetchnąć nie zastanawiając się czy tatuś dał dziecku kanapkę czy sam ją zjadł. Na pewno nikomu nie dzieje się krzywda, a nawet jak zedrą kolanka to mamusia przyjdzie na ratunek. Pozwólmy dzieciom mieć innych bohaterów. W końcu mówi się że mężczyźni to duże dzieci, skoro tak to na pewno z dziećmi się dobrze bawią. Niekoniecznie te zabawy muszą mieścić się w matczynym zdrowym rozsądku. Kobieta zawsze będzie mieć przeświadczenie że wszystko zrobi lepiej, szybciej i skuteczniej, ale nie znaczy to że ma brać sobie na głowę cały świat. Może ojciec nie potrafi jednocześnie trzymać jednego dziecka na rękach, drugie huśtać nogą w wózku a wolną ręką mieszać zupę w garze dodatkowo przytrzymując telefon rameniem przy uchu, ale na pewno stara się ze wszystkich sił poświęcić całą swoją uwagę małemu człowiekowi. Dajmy tatusiom szansę się wykazać, a wszyscy na tym skorzystamy. W końcu rodzina to mama, tata i dzieci, zatem każdy powinien mieć w niej równą pozycję. Pozdrowienia dla wszystkich oddanych tatusiów :)

Dad – a son’s first hero, a daughter’s first love "


poniedziałek, 22 czerwca 2015

Utrata wagi po ciąży


Nie ma się co czarować, pytanie czy i jak szybko schudnę po ciąży jest jednym z najważniejszych wśród kobiet. Zadajemy je sobie nawet zanim zajdziemy, albo zaraz na początku nie wiedząc jeszcze czy utyjemy 10 czy 30 kg. W dzisiejszych czasach kobiety podczas ciąży przyberają więcej niż chociażby nasze matki. Wiąże się to z obecnym stylem życia i sposobem odżywiania. Kiedy jeszcze przed dwudziesty laty tyło się średnio 12 kg tak teraz kobiety przyberają 15 kg. Na pewno ma na to wpływ oszczędniejszy tryb życia kobiety. Przyszłe matki nierzadko od początku ciąży są na urlopach, więcej odpoczywają, mają znacznie mniej ruchu - stąd wzrost średniej wagi. Dodać do tego należy nieracjonalne, nieregularne odżywianie i pociążowa nadwaga gotowa.

Wróćmy jednak do procesu chudnięcia. Mówi się powszechnie, że karmienie piersią przyspiesza utratę wagi po ciąży. Na produkcję mleka organizm kobiety zużywa 300-700 kcal, całkiem sporo. To tak jakby przejechać codziennie 20 km na rowerze w rzeczywistości leżymy w łóżeczku a mleczko na nas pracuje! Nie wiem ile w tym prawdy a ile mitu gdyż wśród znajomych mam byłe ciężarne karmiące i niekarmiące w których przypadku trudno doszukać się reguły - karmię = chudnę i nie karmię= waga stoi w miejscu. Kobiety również doszukują się odpowiedzi u mamy. Ile ona przytyła tyle pewnie i ja przytyje. Hmm też nie jestem pewna czy tak jest. Moja mama w obu ciążach przybrała ledwo 10 kg, natomiast ja 16 kg z Oliwią jak i z Kacprem. Myślałam sobie że mam dobre geny (wszyscy są szczupli) to na pewno szybko wrócę do wagi sprzed ciąży. To akurat się sprawdziło, ale myślę żę nałożyło się znacznie więcej czynników niż dobre geny...Pamiętam jak mama przestrzegała mnie przed zbytnim opytmizmem, mówiła o tym że ciążowy brzuch to nie jest taka zwykła oponka, co znika w mgnieniu oka. Nie chciała żebym się rozczarowała swoim wyglądem PO. Na szczęście wyszło na moje. Pierwsze wizyta kontrolna po 6 tygodniach od porodu i na wadze -15 kg. Zawrotny proces odchudzania...Faktycznie z Oliwią znikałam w oczach kompletnie się o to nie troszcząć. Mała dawała czadu dnie i noce, nie miałam czasu dbać o regularność i jakość posiłków, wieczne zmęczenie, długie spacery, karmienie szybko przełożyły się na utratę niechcianych kilogramów. Ani się obejrzałam byłam już "pod kreską". Poniżej zdjęcia z i po ciąży z Oliwią.
8 miesiąc
8 miesiąc



5 tyg po porodzie







2 dni przed porodem
























Dodam że więcej po tej ciąży nie schudłam. chociaż karmiłam do 8 miesiąca to waga się ustabilizowałam na poziomie sprzed ciaży. Może też zaczęło się robić lżej a ja mogłam częściej i wiecej jeść. Z Kacperkiem wydaje mi się że waga schodziła trochę wolniej, Tuż po porodzie ubyło ledwo 4 kg - z Oliwią 7 kg. Co prawda do pierwszej wizyty kontrolnej straciłam 15 kg, ale nie wyglądało to tak dobrze jak poprzednio. Ciąża po ciąży mocno nadwręża organizm. Mięśnie brzucha dużo słabsze nie trzymały już tego bebecha w ryzach. Skóra choć paradoksalnie wyglądała lepiej niż za pierwszym razem nadal jest wiotka. Do tej pory czyli prawie 5 miesięcy po drugim porodzie straciłam na wadze 19 kg. Kacper nie jest dzieckiem wymagającym pod względem opieki, ale niestety ma alergię pokarmową więc moja dieta od początku jest znacznie bardziej kontrolowana. Nie jem jak poprzendio czekolady, słodyczy, chipsów  nabiału (skaza). Normalnie jestem pochłaniaczem różnego rodzaju serów, zwłaszcza żółtych, jak wiadomo - tłusta przekąska. Jem teraz bardzo regularnie oraz ćwiczę. Nie byłam zadowolona z wyglądu ciała po tej ciąży. Szybka utrata wagi jeszcze pogorszyła stan skóry. Także teraz kremiki i workout'y...Pewnie ciałko nigdy nie wróci do  " normy", ale to nie znaczy że nie da się poprawić jego kondycji i własnego samopoczucia. 
Dla wielu kobiet utrata zbędnych, ciążowych kilogramów jest kluczowa do podbudowania poczucia własnej wartości. Mija okres zafascynowania dzieckiem i człowiek chce jakoś wyglądać,latem wbić sie w bikini a nie codzień przechadzać obok lustra ze spojrzeniem pełnym obrzydzenia. Jednym przychodzi to łatwiej innym trudniej. Geny, dieta, ćwiczenia fizyczne są to narzędzia które pomogą osiągnąć ten cel. Nie można też spodziewać się spektakularnych rezultatów jeśli przed ciążą się o siebie nie dbało, a całe 9 miesięcy spędziło na kanapie podjadając czekoladę. Nie mówię żeby być na diecie w ciąży, z Oliwią stałym punktem wieczoru były chipsy paprykowe i czekolada. Jednak nie zamartwiłam się na zapas bo wiedziałam że jak samo z siebie nie zleci to wezmę dupę w troki i będę ćwiczyć do upadłego aż uzyskam odpowiednie rezultaty. Obyło się bez:)
 Nie można też zrzucać winy na geny bo mama gruba, tata gruby to ja też. To jest szukanie usprawiedliwień dla własnego lenistwa i błędy jeszcze sprzed ciąży. Jessica Alba też ma złe geny a nie sądzę by któraś z Pań po ciąży nie chciałaby wyglądać tak jak ona. Siedząc i użalając się nad sobą nic nie osiągamy. Już zanim zajdzie się w ciążę trzeba przygotować ciało, ono później się nam dobrze odpłaci. Silne mięśnie szybko wchoną wystający brzuch. Zamiast wiecznie odpoczywać w łóżku lepiej pędzić z wózkiem na dwugodzinny spacer. Aktywny wypoczynek dodaje energii i pozytywnie nastraja a tego właśnie nam trzeba. Poniżej zdjęcia z i po 2 ciąży.

Ze 2 tyg po porodzie

Tuż przed porodem




















  




A tu Marta wczoraj :)


czwartek, 18 czerwca 2015

Różnica wieku między rodzeństwem

Dziś jak w tytule będzie o różnicy wieku pomiędzy dziećmi. Każda sytuacja ma zawsze zarówno plusy jak i minusy. Dla jednych rodziców 5 lat różnicy pomiędzy rodzeństwem będzie odpowiednim odstępem czasu inni zaś zdecydują się na troje dzieci rok po roku. Obydwie wersje mają swoje uzasadnienia.

A jak jest u nas?

Cóż różnica raptem 17 miesięcy pomiędzy dzieciakami. Podstawowa zaleta? Nie wyszłam z wprawy...Po prostu dłużej zmieniam pieluchy, nadal karmię - choć kolejne dziecko, od prawie dwóch lat nie przespałam ani jednej całej nocy ( mam tu na myśli 7 h bez przerw), wciąż jestem alkoholową abstynentką ( już 3 rok ), przywykłam do krzyków, płaczu i marudzenia. Nie muszę po latach wracać do nabytych dawniej umiejętności i na nowo uczyć się "obsługi" dziecka. Jest to z pewnością pozytywny aspekt posiadania dzieci rok po roku. Muszę jeszcze dodać że w tak krótkim czasie rzadko zdarza się, aby rodzice wyzbyli się rzeczy po pierwszym dziecku. Zatem spokojnie można skreślić 3/4 listy niemowlęcej wyprawki. Zarówno ubranka jak i akcesoria maluszków są zazwyczaj w bardzo dobrym stanie gdyż niemowlak jeszcze nie niszczy rzeczy. Armagedon ma dopiero nadejść:)
Mówi się też, że odchowasz dzieci rok po roku i później masz spokój. Owszem to prawda, czas mija bardzo szybko i ani sie obejrzycie i dzieci wyrosną, ale zawsze może trafić się po 10 latach kolejna niespodzianka:) Tak czy owak plusy są. Minie roczek drugiego malucha i będą się razem bawić a rodzice trochę odsapną.

Jeżeli chodzi o minusy małej różnicy wieku na pewno warto zwrócić uwagę na najbardziej oczywisty aspekt - MAMA JEST TYLKO JEDNA a dzieci dwoje, troje itd. Mając roczne dziecko i noworodka nie rozdwoisz się i ciągle będziesz zmagać się z wewnętrznym konfliktem wartości. Psychologowie zakładają że zazdrość pomiędzy dziećmi ujawnia się mniej więcej około 2 roku życia. Oliwia od początku jest zazdrosna o Kacperka, teraz już się przyzwyczaiła do jego obecności, ale każdego dnia można obserwować przejawy zazdrości. Nie jest już jedynym punktem na którym skupia się całe otoczenie i broni się przed tym jak tylko potrafi. A to rzuci kubkiem, innym razem kogoś uderzy albo zakrada się do wózka żeby dzidzia była cicho. Najzabawniej jest kiedy wchodzę z małym na rękach do pokoju w którym Oliwia się bawi a Ona od razu pokazuje jakieś miejsce i mówi : "Mama połóż, chodź". Czyli co? Dzidzia niech leży a my się bawmy. Tu była strona dziecka a z perspektywy matki? Wieczne emocjonalne rozterki. Zakładając że karmisz piersią - mały płacze musisz iść nakarmić a co na to drugie? Uczepi się nogi i też płacze i woła mamusie... A Ty babo stoisz i nie wiesz co ze sobą zrobić, bo żal rozdziera Ci serce. W końcu jedno dziecko i drugie Cię potrzebuje, ale Ty jesteś jedna i musisz zrobić co konieczne. Niestety ciągle pojawiają się tego typu sytuacje... Oliwia jest dzieckiem bardzo żywym i jak była całkiem malutka można w skrócie rzec - dała nieźle popalić. Teraz potrzebuje 100% uwagi i koncentracji bo nigdy nie wiadomo co wymyśli. Bywa że dwie osoby nie są w stanie jej upilnować. Zmierzam do tego, że podziwiam kobiety  które same ogarniają dwójkę malych dzieci na różnych etapach rozwoju. Ja bym sobie bez pomocy nie poradziła. Z konieczności nową mamą dla Oliwii jest - jej tata. Spędzą z nią większość czasu. Dzięki niemu jestem w stanie zrobić coś w domu i zająć się Kacperkiem. Inaczej  byłoby to niemożliwe.. chociaż? Kacper w nosidle, Oli uczepiona nogi i ręce wolne - można gotować! Na szczęście mamy jeszcze inne pary rąk do pomocy bo na codzień panuje prawdziwy chaos. Minusem jest też zdecydowanie brak czasu dla siebie. Przy jednym maluchu jest mnóstwo roboty, a z dwójką  można zapomnieć o spokoju. Rzadko się zdarza że śpią o tej samej porze, każde zasypia inaczej, jedzenie w różnym czasie. A jak płaczą, to symultanicznie. W aucie drą się, w nocy o tej samej porze drą się, w dzień to samo jakby się zmówiły - potrzebują drugiej osoby jednocześnie..

Zastanawiając się nad tą sytuacją. Z jednej strony żałuję, że tak szybko pojawił się Kacper. Czasem brakuje mi sił fizycznych i psychicznych. Chciałabym już mieć chwilę spokoju i zapomnieć o codziennej rutynie, nie wspominająć o tym że miłoby było się w końcu porządnie wyspać.
Z drugiej strony jak pomyślę że za 5 czy więcej lat miałabym do tego wracać mówię zdecydowanie NIE. Prawdopodobnie nie zdecydowałabym się na kolejne dziecko...

wtorek, 16 czerwca 2015

Jak wypocząć z maluchem i co zabrać na wakacje

Temat jak najbardziej aktualny, czas urlopów i letnich wypadów.

Pakując się na wczasy dobrze jest wcześniej stworzyć listę rzeczy które chcemy zabrać. Z dziećmi jest o tyle trudniej że chciałoby się wziąć ze sobą cały dom. Niestety często ilość bagażu jest ograniczona :) Już przy wyborze typu wakacji warto się zastanowić czy miejsce/ hotel/ ośrodek będą odpowiednie dla naszych maluchów. Nie zawsze to co z pozoru atrakcyjne sprawdzi się z dziećmi. Należy zwrócić uwagę czy w okolicy jest lekarz, apteka, czy pokoje wyposażone są w łóżeczka ( albo czy istnieje możliwość wypożyczenia). Nie  każdy hotel czy ośrodek traktuje dzieci tam samo. W jednym bezpłatnie mogą przebywać dzieci do lat 3 w innych do lat 2. To samo tyczy się środków transportu o ile nie jedziemy własnym samochodem warto dopytać o ilość bagażu i co może sie na niego składać. W samolotach dla małych dzieci (zależnie od linii) bywają wymagane specjalne pasy, czasem foteliki niemowlęce, w innych należy wcześniej poinformować o potrzebie skorzystania z tego typu udogodnień.

Potrzebne rzeczy podzieliłabym na trzy kategorie: ubrania i art. higieniczne, apteczka oraz zabawki i akcesoria.

Niezależnie od celu podróży dla dzieci trzeba wziąć ubrania każdego typu. Cienkie i grubsze. Dzieci inaczej odczuwają temperaturę i wiatr. Łatwo je przegrzać a także wyziębić. Trzeba być zawsze przygotowanym na ewentualne anomaile pogodowe i wielokrotne przebieranie maluchów. Również w bagażu podręcznym powinny znaleźć się ubranka na zmianę. Poniżej proponowana lista którą każda mama uzupełni we własnym zakresie.

  • Bielizna
  • Piżamka
  • Koszulki z krótkim i długim rękawem
  • Kilka par spodenek cieńszych i grubszych
  • Ciepłe bluzy dobrze gdyby była jakaś z kapturem - dodatkowo ochroni od wiatru
  • Kurteczka przeciwdeszczowa
  • Czapeczki/ kapelusze chroniące przed słońcem
  • Krótkie spodenki/ spódniczki
  • Chustka na szyję
  • Stroje kąpielowe 
  • Buciki na codzień, jakieś na zmianę i przy większych dzieciach warto też klapki do kąpieli czy też na basen
Higiena :
  • Krem z filtrem i po opalaniu
  • Balsam
  • Pasta i szczoteczka do zębów
  • Szczotka do włosów (dla dziewczynek gumki, spinki)
  • Szampon
  • Mydła,żele
  • Chusteczki higieniczne a także nawilżane
  • Ręczniki
  • Papier toaletowy
  • Mogą również przydać się jednorazowe nakładki na sedes
  • Ręczniki papierowe 
Jeżeli chodzi o apteczkę przede wszystkim muszą się w niej znaleść leki ( o ile dziecko jakieś przyjmuje), środki przeciwbólowe, wszelkiego rodzaju plastry, pianka na oparzenia słoneczne, płyn do dezynfekcji ran, środki przeciw komarom i kleszczom oraz te już po ukąszeniu. 
W zeszłym roku będąć z Oliwią nad morzem mieliśmy kłopot właśnie z ukąszeniem przez owada. Czekałam z małą przed sklepem ( spała w wózku) i nie wiedzieć kiedy jakiś owad musiał wlecieć lub wpaść do wózka. Dziecko zaspane, wystraszone zanosiło się płaczem a dopiero po chwili zauważyliśmy że jest ukąszona. Miejsce zaczęło puchnąć i koniec końców wezwaliśmy karatkę. Na szczęscie nie było to nic poważnego. Także coś po ukąszeniach i wapno będzie już na stałe w naszej apteczce.

Dla dzieci ważne są zabawki. Należy zabrać coś co dziecko lubi (misie, książeczki, klocki, piłki, foremki na plażę) szybciej się zaadaptuje w nowym miejscu mając pod ręką swoje ulubione rzeczy. Lecąc z dzieckiem samolotem warto kupić nową, ciekawą zabawkę gdyż maluch podróżuje na kolanach u rodzica i musi się czymś zająć na dłużej.

W akcesoriach zawierać się będą wszelkie potrzebne dodatkowe rzeczy dziecka jak nocniki, nakładki na sedes, moskitiera i parasolka do wózka. Warto pomyśleć o mini namiocie samorozkładającym się na plażę. Kiedy rodzicie chcą spędzić z maluchami dłuższy czas na słońcu taki namiot będzie spełniać rolę miejsca do zabawy a także da sporo cienia.
Potrzebne okażą się także wszelkie butelki, kubki niekapki, talerzyki, szczelnie zamykane pudelka (zwłaszcza na plażę), oczywiście pampersy, podkłady do przewijania. Dla małego niemowlęcia wanienka lub miska kąpielowa. Warto też przemyśleć zakup opaski na rękę zwłaszcza większego dziecki na wypadek zagubenia. Na takiej opasce umieszcza się dane dziecka i np. tel do rodziców.
źródło : http://sklep.silikonki.pl/index.php?cPath=5


Jadąc za granicę nie można zapomnieć o dokumentach: paszporcie lub dowodzie osobistym, lepiej też zabrać ze sobą książeczkę zdrowia z wyszczególnionymi szczepieniami.

Poza rzeczami  materialnymi, aby móc wypocząć musicie spakować cały plecak cierpliwości i na czas wakacji na prawdę wyluzować. Nic się nie stanie jak dziecko zaśnie o 23 albo jak posiłek przesunie się o 2 godziny, nie wspominając o mokrych czy brudnych ubraniach. Mamy musicie dać dzieciom więcej swobody żeby same też móc się zrelaksować i skorzystać z urlopu. Można też oczywście skorzystać z usług niani:)
My na wakacje wybieramy się za dwa tygodnie. Prawdziwym wyzwaniem będzie pakowanie i sama jazda z niesfornymi maluchami. Trzeba być pozytywnie nastawionym!



sobota, 13 czerwca 2015

Kampania - Nie odkładaj macierzyństwa na potem


Witajcie ponownie!

Kto jeszcze nie widział spotu Fundacji Mamy i Taty - " Nie odkładaj macierzyństwa na potem" ?
Poniżej można zobaczyć filmik.





Ciekawi mnie Wasze zdanie na temat tego zagadnienia. Kampania wywołała spory szum medialny. Przeważnie jest to negatywny wydźwięk zarówno ze strony feministek jak i osób skłaniających się ku wartościom rodzinnym.
Pomysłodawcy projektu pokazali w reklamie samotną, ale spełnioną zawodowo kobietę która przegapiła czas na macierzyństwo. Nie ma w reklamie też żadnego taty więc wychodzi na to że ów Pani męża czy partnera też nie szukała:) a może ją zostawił bo wolała pracę od posiadania dzieci.
Cóż, ponoć reklama miała wzbudzić kontrowersje i publiczną dyskusję - tak też się stało. Krytycy nie pozostawiają na niej suchej nitki.

Moim zdaniem nie można sprowadzać roli kobiet do bycia matkami. Nie każda kobieta musi mieć dzieci. Rozumiem że społeczeństwo się starzeje, przyrost naturalny jest niski, ale trzeba też wyciągnąć wnioski dlaczego spora część kobiet się na dzieci nie decyduje. Nie są one ani egoistkami ani nie podbijają wszystkich światowych rynków przez co brak im czasu aby zajść w ciążę. Nie, one po prostu albo zwyczajnie nie chcą posiadać potomstwa albo wręcz przeciwnie pragną dzieci tylko ich sytuacja finansowa im nie pozwala. Ktoś może powiedzieć że przecież nie trzeba od razu kupować dzieciom wszystkiego z górnej półki, można pożyczyć, odkupić itp. Ale dziecko to nie tylko odzież, jedzenie i pampersy. Dzieci chorują a mamy muszą brać urlopy. Nie od dziś wiadomo że ciężarne nie są pożądanymi pracownikami. Często też po zajściu w ciążę i urlopie macierzyńskim powrotu do pracy nie mają. I jak taka matka ma mieć komfort psychiczny z posiadania dziecka, skoro wie że nie może mu dać tego na co zasługuje albo nie ma pewności czy nagle nie straci zatrudnienia. Macierzyństwo jest istotnym tematem do przemyślenia. Nie sztuka narobić sobie dzieci, trzeba je jeszcze wychować. Wprowadzając w życie projekty typu : 1000 zł dla matki - studentki  czy matki - bezrobotnej kreuje się negatywne postawy i krzywdzi nowonarodzone dzieci. Nie mam tu na myśli akurat studentek ,ale taka oferta jest interesująca dla bezrobotnych kobiet które wcale pracy szukać nie zamierzają a kasę wezmą chętnie. Myślę tu o rodzinach patologicznych, w których przecież dzieci nie brakuje i dzięki takim pomysłom będzie ich więcej.Te dzieci nie powstają ze wzajemnej miłości rodziców czy chęci ich posiadania a wyłącznie w celach uzyskania korzyści materialnych. Pieniądze z budżetu państwa powinny być kierowane do rodzin które tego na prawdę potrzebują - ale to już dyskusja na oddzielny post.
Uważam iż taka kampania budzi jedynie niesmak w społeczeństwie. Generalizuje i sprowadza kobiety do ról pierwotnych. Na całym świecie matkami zostają coraz starsze kobiety. Wiadomo, iż wiąże się to ze zwiększonym ryzykiem chorób genetycznych i trudniejszym przebiegiem ciąż. Ale wcale nie musi tak być. Później się rodzi, ale dłużej się żyje. To kobieta powinna decydować, co stanowi jej priorytet w życiu. Dla jednej będzie to piątka dzieciaków dla innej sukces zawodowy. W Polsce potrzeba zmiany sposobu myślenia oraz stworzenia odpowiednich warunków socjalnych. Wtedy może przyrost naturalny pójdzie w górę.
Życzymy miłego upalnego dnia :)



piątek, 12 czerwca 2015

Baby blues i depresja poporodowa


W literaturze dla przyszłych matek jak i w czasopismach często pojawia się zwrot : " baby blues", który jest utożsamiany z depresją poporodową - niesłusznie. Jak powszechnie wiadomo ciąża, poród i pierwsze dni z dzieckiem to zupełnie nowy czas dla organizmu kobiety. Władzę nad nami całkowicie przejmują hormony, coś jak przy okresie tylko ze zwielokrotnioną siłą. Wszystkie te przemiany chemiczne powodują znaczne wahania nastrojów, które objawiają się właśnie w postaci "baby bluesa". Świeżo upieczona mama nie radzi sobie z małym człowieczkiem, jest płaczliwa czuje się bezradna i przeciążona. Dodać można do tego brak snu i zbędne kilogramy aby skutecznie podkopać wiarę we własne możliwości.

O depresji można mówić dopiero wtedy, gdy podłe nastroje nie ustępują. Kiedy miną pierwsze dwa tygodnie a matka nie potrafi cieszyć się z dziecka, nie radzi sobie z własnymi emocjami należy zwrócić uwagę na istniejący problem. Czasem wystarczy by ktoś na chwilę przejął obowiązki, odciążył kobietę, dał się wyspać. Jednak pomoc specjalistów może okazać się niezbędna.
Dla świata zewnętrzenego pojawienie się u kobiety depresji poporodowej może wydawać się dziwne i absurdalne. Jak to? Ma depresję? Tak długo starała się o dziecko, tak cieszyła się z ciąży a teraz go nie chce? Faktycznie z innej perspektywy brzmi to trochę niezrozumiale. Niestety wahania hormonalne sprawiają świeżo upieczonym mamom wiele psikusów, które pozostawione same sobie pogrążają się we własnej bezradności.

A jak było / jest u nas?

Po dwóch dniach od urodzenia Oliwii zmęczenia zaczęło dawać we znaki. Mała spała całe dnie a noce płakała i marudziła. Z racji że nie byłam sama w pokoju nie dało sie zbytnio zdrzemnąć w ciągu dnia. Ciągle odbywały się pielgrzymki odwiedzających do moich współlokatorek. Kiedy zazwyczaj na trzecią dobę wychodzi się do domu u nas pojawiła się żółtaczka. Niby nic ale obserwować trzeba. Niestety zamiast samoczynnie ustępować rozkręciła się na dobre. Oliwię zabierano na 6 -12 h pod lampy. Czasem właśnie na całe noce podczas których musiałam sciągać mleko i zanosić małej. Wszyscy wkoło wychodzili do domu a my zostawałyśmy kolejny dzień w szpitalu. W najgorszym dniu Oli miała stężęnie bilirubiny na poziomi 21! U nas w Polsce przy takim wysokim w ogóle bym nie mogła jej karmić i pewnie siedziała by non stop pod lampą ze trzy dni.. Nerwy zaczęły brać górę. Nie dość że miałyśmy kłopoty z karmieniem, co nie pomagało to jeszcze dziecku nie było lepiej. Byłam zmęczona i zdołowana że nigdy nie wyjdziemy ze szpitala, że Oliwii może coś więcej dolega.
Pamiętam że któregoś dnia dzwoniłam do mamy i płakałam że ją stamtąd zabieram :) Wydaje się to absurdalne, ale tak było. Na całe szczęście w odróżnieniu od standardów w Polsce mogłam porozmawiać z lekarzem małej w każdej chwili. Pielęgniarka dziecięca wykręciła mi nr do doktora i przez pół godziny tłumaczył mi dlaczego dzieje się tak i tak i ile jeszcze to potrwa. Nie powiem rozmowa ta pomogła. A po 2-3 dniach wyszło słońce i z rana zadzwonił telefon - "Frau Zapotoczna Koennen Sie Heute nach Hause gehen! :)  Co za radość!!!
W domu po jakimś czasie problemy powróciły. Najtrudniej było sobie poradzić z chronicznym brakiem snu i płaczem dziecka, ba darciem się  niewiadomo dlaczego. Przez kolejne pół roku każda nowa krostka wywoływała panikę - a może to ospa!? Obawy o dziecko młodej matki niewyobrażalnie wpływają na jej stan emocjonalny. Na koniec okazuje się że każdy radzi sobie lepiej z dzieckiem niż ty i depresja gotowa. A ty babo siedź i płacz.

Z Kacperkiem już tego nie ma. Spokojnie cieszę się macierzyństwem. Inna historia że nie należy on do tzw, : " trudnych niemowląt". Specjalnie nic mu nie dolega. Ładnie je, śpi nie płacze z niewiadomych przyczyn. Jednym słowem super dziecko. Ja już potrafię się nim opiekować. Dziecko rok po roku ma swoje zalety - nie wychodzi się z wprawy. Nie zaczynasz pieluch od nowa i na prawdę wiesz czego się spodziewać i jak temu zaradzić. Jedna plama nie zwiastuje już choroby genetycznej a biegunka rotawirusów. Nie myślisz że dziecko ci spadnie z łóżka, że masz złe mleko albo nie umiesz go uspokoić. Działasz mechanicznie tak jakbyś robiła to od zawsze.

czwartek, 11 czerwca 2015

Oblicza porodu. Standardy w Polsce i Niemczech

Witajcie!

Jestem mamą dwóch uroczych pociech. Oliwia we wrześniu kończy dwa latka a Kacperkowi idzie piąty miesiąc. Dzieciaki choć są wielkim wyzwaniem - zwłaszcza Oliwia przynoszą mnóstwo radości, energii i uczą cierpliwości każdego dnia. Zapoznajcie się z moimi szkrabami, gdyż nie będę wrzucać zbyt wiele ich zdjęć aby móc chronić ich prywatność. O tym też będzie oddzielny post.






















Na dziś tematyka porodu. Choć wiele kobiet pragnie mieć dziecko, to pod koniec nawet najlepiej znoszonej ciąży pojawiają się obawy, strach i niepewność. Nasuwa się mnóstwo pytań. Jak ja urodzę to dziecko? Czy starczy mi sił? Czy poród na prawdę jest nie do zniesienia? Gdzie dają znieczulenie i wiele innych. Opowiem Wam moją historie i moje porody. Oliwia urodziła się w Niemczech a Kacperek w Polsce. Od razu zaznaczam, że cały wpis jest zupełnie subiektywny wiadomo, iż nawet w tym samym mieście czy szpitalu spotkać się można z różnym traktowaniem.

Czy bałam się porodu? Nie. Gdzieś w zakamarkach umysłu pojawiał się ten temat, ale zawsze starałam się nie myśleć negatywnie a najlepiej wcale. Jak to powiedział mój lekarz ciąża i tak kończy się porodem więc będzie taki czy inny, nie uniknie się nieuchronnego. Nie ma co się martwić na zapas w końcu tyle kobiet rodzi i żyje. Dodatkowo na moją korzyść wpływała myśl o znieczuleniu. O tak w Niemczech nie ma dylematów, chcesz to bierzesz i nie trzeba się dopominać o "swoje".

Była środa 9 rano 25.09.2013. Stawiłam się do kliniki na wywoływanie porodu. Nie było to jeszcze konieczne, ale mój doktor na prośbę stwierdził że skoro nie chcę dłużej czekać to rodzimy i juz. Wyszła po nas położna (byłam z mężem), zaprowadziła do pokoju badań. Przyszła lekarka, przeprowadziły wywiad, zbadały itp. Okazało się że poród samoczynnie się zaczynał, pojawiały się pierwsze skurcze i 2 cm rozwarcia. Nie czułam jeszcze żadnego bólu. Położna zaproponowała lewatywę na którą się zgodziłam i kazano czekać na swoją salę porodową. W klinice było ich pięć.  W międzyczasie przyszedł mój ginekolog. Zapewniał że wszystko będzie dobrze, tylko musimy się uzbroić w cierpliwość bo pierwszy poród zazwyczaj trwa bardzo długo i spotakmy się wieczorem. Chwilę po tym przydzelono nam salę, podłączono mnie do ktg i oksytocyny. Ja leżakowałam a mężuś czytał gazetkę. Rozmawialiśmy sobie, była piękna pogoda i miła atmosfera. Co 30 minut przychodziła któraś z położnych sprawdzać rozwarcie i podkręcać kroplówkę. Jedna z Pań byłą wyjątkowo niemiła a reszta super. W ten dzień był straszny młyn w klinice - mnóstwo rodzących. Po 2 godzinach przyszła położna (ta niemiła) dała zastrzyk na przyspieszenie porodu, przebiła pęcherz płodowy co również miało pogonić akcję. Przy około 4 -5 cm zaczęło boleć nie na żarty. Miałam wyłącznie bóle krzyżowe a na skutek kroplówki z oksytocyną skurcz na skurczu. Spytano czy biorę znieczulenie. TAK, TAK, TAK!! Zaczęło się robić boleśnie więc chętnie skorzystałam z tego udogodnienia. Po pół godziny przyszła znów położna, sprawdzić postępy i pyta: czy nie czuję parcia bo mamy już pełne rozwarcie. Najpierw to czułam euforię i w ogólę oniemialam bo dopiero poród się zaczynał a tu przychodzi kobieta i mówie że zaraz dziecko będzie na świecie. Pierwsze co poczułam to olbrzymia radość i po prostu się z mężem śmialiśmy. Zaraz odczułam " druck", przyszła lekarka, jeszcze jedna położna i zaczęło się parcie. Od czasu znieczulenia poród dla mnie przebiegał zupelnie bezboleśnie. Wypchałam " małą" po 3 oddechach. Niecałe 15 minut i Oliwka była na świecie. Waga dużo większa niż zakładano. 51 cm, 3710 g. Trzeci etap porodu też bezproblemowy. Konieczne było jednak nacięcie ponieważ dzidzia była duża( obwód głowy 36 cm ) zatem nie obyło się bez szycia. Cały poród wspominam bardzo dobrze, Na ogół personel super, warunki też cudowne jak w hotelu poniżej zamieszczę linka do strony kliniki.




W szpitalu spędziłyśmy aż 8 dni, ponieważ Oliwka miała silną żółtaczkę. Spore problemy sprawiło nam też karmienie, ale o tym będzie w nastepnych postach. Co do warunków bytowych - jak na sali porodowej. Miło, kameralnie czysto, Każdy pokój z łazienką, pokój do karmienia na piętrze, każda pacjentka na szafce nocnej ma telefon z numerami do położnej, pielęgniarek dziecięcych, salowych. Jedzenie wybierane na 3 dni z góry z karty dań, Na każdy dzień przewidziane są 2 zestawy do wyboru, w tym desery. Dla dzieci wszystko dostępne w pokoju. Ubranka, pampersy chusteczki. Dzieciaczki można zostawiać i wychodzić na spacerki po parku. Świetna atmosfera i mnóstwo pomocy od personelu.






A teraz poród w Polsce.

 Minęły już cztery miesiące od urodzenia Kacperka. Ciąża przebiegała poprawnie, choć czułam się dużo gorzej niż poprzednio. Tym razem strach przed porodem był! W oddali nie majaczyła wizja otrzymania znieczulenia, a po doświadczeniu bólów krzyżowych nie chciałam tego powtarzać... Martwiłam się przede wszystkim że poród będzie trwać długo a ja będę się meczyć godzinami na porodówce. Mówi się że zazwyczaj kolejne porody są krótsze i łatwiejsze, jednakże na wielu postach na rozmaitych forach naczytałam się opowieści rodem z horroru i zaczęły mi się udzielać... Lekarz zapewniał mnie że i tym razem będzie szybko a nawet szybciej bo moje ciało jest dobrze przygotowane. Kacper miał urodzić się przedwcześnie, ale wytrzymał do 39 tygodnia. Poszłam na ostatnią wizytę kontrolną, na której doktor kazał się szykować do szpitala. Zrobił masaż szyjki, polecił pofikać z mężem i rano spotkamy się w szpitalu. Miał rację. Już po jego masażu wracając do domu zaczęły się skurcze. Także wiedziałam iż w ciagu doby mały się urodzi. Bóle ponownie krzyżowe. Nie były specjalnie regularne, ale nasilały sie. Spakowałam torbę, zjadłam kolację, mycie i odpoczynek do łóżka. Usypiałam Oliwię, która była wyjątkowo niespokojna jakby coś przeczuwała i przed 24 wiedziałam już że będzie trzeba pojechać do szpitala. Jadąc na porodówkę bóle jakby zelżały. Na miejscu byliśmy ok. 1 w nocy. O 2 przyjęto nas na salę przedporodową. Po wykonaniu badań i wywiadzie - rozwarcie 3cm. Słabe skurcze. Skurcze na ktg to nie to samo co bóle krzyżowe i Pani położna była sceptyczna co do porodu. Ale kazały chodzić. I tak miałam bóle co 1.5 minuty przez 1.5 h.Chodziłam z mężem po korytarzum wszyscy spali więc trzeba było zachować ciszę. Ból był zupełnie znośny i z przerwami. W skali 1-10 to było moje 7. Spodziewałam się wręcz rozrywania, ale bez kroplówki z oksytocyny wszystko było " po ludzku". Po 1,5 h położna zawołała na badanie i okazało się że jest już 7 cm - idziemy na porodówkę. Na miejscu nie było więcej rodzących, 3 łóżka obok siebie - oddzielone parawanami. Miałam szczęście gdyż panie położne były przemiłe. Gawędziliśy z nimi do samego końca. One zadowolone że mają dzielną pacjentkę a ja że rodzę " po ludzku". Ból naslił się przy  skurczach partych. To było dla mneie trudne. Panikowałam bo nie umiałam przeć. Przy pierwszym porodzie się tego nie nauczyłam, gdyż nie walczyłam dodatkowo z bólem i parłam na zawołanie. Natomiast z Kacperkiem zwyczajnie panikowałam. Ponownie 15 minut i było po sprawie. W książeczce zapisano 1 etap porodu - 2 h, drugi - 15 min. Można rzec poród marzenie.
 Choć nie było udogodnień w postaci znieczulenia, trafiłam na dobry personel z 1 wyjątkiem ( 1 nocy pobytu). Polskie szpitale idą zdecydowanie do przodu pod względem opieki i polepszania warunków rodzących kobiet. Nie można dać się zwariować i oczekiwać cudów, ale też zniechęcać siebie i inne kobiety podsuwając opowieści rodem z krypty. Ból porodowy jest sprawą indywidualną i subiektywną, moim zdaniem jest to spora kwestia nastawienia i przygotowania fizycznego do ciąży a później porodu. Poród to dopiero początek wysiłku z dzieckiem. Gdy ciało nie było odpowiednio zahartowane przed ciążą, po niej zacznie dopiero sprawiać problemy. Jeżli ktoś ma pytania śmiało zadawać i komentować. Chętnie podzielę się swoimi doświadczeniami z porodówek ;)