czwartek, 18 lutego 2016

Gimnastyka w ciąży i w połogu

Witamy o poranku!

Chciałabym dziś poruszyć ważny a często pomijany temat "około ciążowy" a mianowicie ćwiczenia fizyczne w okresie ciąży i tuż po porodzie. 
Nie od dziś wiadomo, że ruch w ciąży korzystnie wpływa na płód, samopoczucie przyszłej matki oraz jej ogólną kondycję fizyczną. Czy w ciąży można wykonywać wszystkie ćwiczenia i uprawiać dowolne sporty? To zależy... Przede wszystkim od tego czy przed ciążą było się aktywnym fizycznie, uprawiało sport. Coraz częściej można oglądać zdjęcia lub filmiki kobiet, które już z całkiem pokaźnym brzuchem biegają maratony, dźwigają ciężary czy też grają w "piłkę". Stąd zapewne wiele z nas zadaje sobie pytanie: "Jak ona to robi, skoro ja nie mogę się zwlec z łóżka?!". Odpowiedź tu jest oczywista. Zanim zaszły w ciąże aktywnie uprawiały sport, a ciąża nie jest do niego przeciwwskazaniem. Nawet byłoby to poniekąd "niezdrowe" dla organizmu przyzwyczajonego do wzmożonego wysiłku z dnia na dzień go zaprzestać. 
A co w związku z tym ze zwykłymi kobietkami? Otóż sprawa jest prosta - ruch to zdrowie. Na każdym etapie ciąży można ćwiczyć, uprawiać sport czy więcej się ruszać. Jedynymi przeciwwskazaniami są przeszkody stricte medyczne. Jeżeli ciąża jest zagrożona, wysokiego ryzyka, lekarz wyraźnie nakazuje odpoczywać to oczywiście należy się wstrzymać przed zwiększoną aktywnością. W sieci można znaleźć mnóstwo ćwiczeń dla ciężarnych dopasowanych do etapu w którym aktualnie się znajdują. Na każdy trymestr przydają się inne ćwiczenia, które pomogą utrzymać ciało w dobrej kondycji. Warto przede wszystkim wykonywać ćwiczenia wzmacniające kręgosłup, wewnętrzne mięśnie brzucha, mięśnie Kegla oraz wydolność organizmu. Poród jest nie lada wysiłkiem i dobrze jest się na tę "przyjemność" przygotować. 
Jeżeli chodzi o moją pierwszą ciążę nie wykonywałam specjalnie żadnych regularnych ćwiczeń. Ograniczyłam się do codziennych długich spacerów - im bliżej mety tym dłuższych, ćwiczeniu mięśni Kegla a przy końcu wykonywałam tzw. ćwiczenia grawitacyjne, które zalecił mi ginekolog, gdyż Oliwia nie chciała się obrócić głową w dół. Przy samym porodzie okazało się, że moje mięśnie były zbyt napięte i dziecko zamiast "wychodzić" przy parciu wracało...
Z Kacperkiem o ćwiczeniach w ogóle nie było mowy, bo nie było na to czasu. Wystarczającej aktywności dostarczyła biegająca wszędzie Oliwia, dźwiganie jej, pchanie wózka i tego typu przyjemne czynności. W obu przypadkach powrót do formy po porodzie był szybki.
Teraz wspomniany połóg. Zanim w ogóle zaszłam w ciążę o połogu wiedziałam tyle co nic. Wszędzie piszą o zmęczeniu, depresji poporodowej, nadpotliwości, uderzeniach gorąca, krwawieniach, ale o gimnastyce wcale. I tu pojawia się różnica w rodzeniu w Polsce i w Niemczech. Na drugi dzień po porodzie położna przyniosła mi kartkę z ćwiczeniami jakie należy wykonywać w czasie połogu tj. pierwszych 6 tygodni. Trochę się zdziwiłam, ale trzeba było przeczytać i podpisać że się otrzymało i zapoznało z treścią. Po co te ćwiczenia? Głównym celem po porodzie jest prawidłowe obkurczanie się macicy. Macica to nic innego jak duży, rozciągliwy mięsień, który musi się na nowo skurczyć. Każdego dnia przychodziła położna, żeby zbadać brzuch i zmierzyć ciśnienie.
Poniżej wrzucam skan - co prawda po niemiecku, ale może komuś się to przyda. Gimnastyka przede wszystkim opiera się na oddechach i napinaniu mięśni brzucha - zajrzyjcie same.
Dla odmiany po urodzeniu Kacperka nikt mi nic o gimnastyce nie mówił a wizyta lekarska polegała na: "Dzień dobry jak się Pani dziś czuje?". Ani badań, ani oględzin, zwyczajnie nic. Za to w zaleceniach na powrót do domu zamieszczono zdanie w stylu: " Wykonywać ćwiczenia fizyczne pokazane na oddziale". 
Przez to że kobiety nie są edukowane o korzystnym wpływie gimnastyki w ciąży i po porodzie mało która z tego dobrodziejstwa korzysta. Nadal powszechny jest mit w którym ciężarna odpoczywa leżąc i jedząc za dwoje, a później pretensje do całego świata że przytyłam 25 kilogramów a po ciąży zostało mi jakieś 30... Do tego nie trzymam moczu, jestem rozlazła, mam brzuch jak balon i można tak bez końca. Nie namawiam i nie nakłaniam do jakichś super zestawów ćwiczeniowych, które zamiast cieszyć będą odbierać radość towarzyszącą ciąży, ale radzę świadomie wybierać aktywność. Przede wszystkim ruch na świeżym powietrzu - wszelkie spacerki, zaciskanie Kegla - ma też inne plusy ;) oraz proste ćwiczenia kręgosłupa gdyż on musi nosić coraz cięższe dziecko znacznie dłużej niż 9 miesięcy! 
Przyszłym matkom gratuluję i życzę powodzenia w ciążowo - porodowych zmaganiach!



niedziela, 14 lutego 2016

Happy Valentine's Day !!!

Wszystkiego najlepszego na walentynki!

Może na jesień bociany przyniosą nagrody na które dziś pracujecie;)

Jest po 21:00 dzieci śpią, można zacząć "świętować". Lech FREE, lody, chipsy, crackersy i nawet mąż się znalazł w zestawieniu.
Udanej reszty wieczoru !xoxo



sobota, 13 lutego 2016

Ząbkowanie

Dzisiaj krótki wpis o ząbkowaniu. Dla wielu rodziców bardzo ciężka sprawa o dzieciach już nie wspominając...
Będąc dorosłym, nie pamiętając tego "cudownego" okresu w którym pojawiały się białe perełki trudno jest pojąć ile cierpienia doświadcza maluszek. 
Jak zawsze podział na dwoje dzieci:
Oliwia - z czystym sumieniem mogę stwierdzić że praktycznie "nie ząbkowała". Owszem, gdy pojawiały się nowe zęby była bardziej marudna, ale nie mogłam zaobserwować u niej żadnych powtarzalnych "objawów". Po prostu wyrzynały się zęby i dziecko odczuwało dyskomfort i tyle.
U Kacperka natomiast każdy nowy nabytek okupiony jest łzami, nieprzespanymi nocami i takimi przypadłościami jak: katar, podniesiona temperatura, kaszel, większe pragnienie. Przy okazji którejś ze szpitalnych wizyt lekarka po badaniu rzuciła do mnie ( zobaczyła idące zęby) "teraz Pani zobaczy czym jest macierzyństwo". Zignorowałam ją oczywiście gdyż już miałam "doświadczenie" w tym temacie i byłam na prawdę nieświadoma tego co wkrótce miało nadejść: ) Na obecną chwilę wychodzą małemu 3zęby... Są noce kiedy budzi się co 10 minut i krzyczy w niebo głosy, przy czym musi non stop ciągnąć cyca. To jest straszne i człowiek nie może doczekać się poranka. Swoją drogą dlaczego te zęby tak przeszkadzają w nocy? Nie wiem..
Jakoś 3 dni temu w związku z ogólnym zmęczeniem i brakiem wieczornych planów miałam położyć się wcześniej spać... Po 22 już byłam w łóżku, ale weź tu coś zaplanuj z dziećmi... Ledwo zasypiałam wpada Oliwia, sama chyba nie wiedziała po co. Zaniosłam ja do łóżka i wracam do spania. Nie wiem ile minut minęło, może z pół godziny słyszę krzyk. Nie to nie był Kacper... to znowu Oliwia! Zachodzę do niej, patrzę dzieciak śpi. No dobra myślę sobie starczy tych scen teraz ja idę spać! Nic bardziej mylnego.. czas na Kacpra.. I tak z 22:00 zrobiła się 1 w nocy a ja latałam od łóżka do łóżka. Nie macie pojęcia jaka byłam wściekła, bo przecież wiedząc że i tak nie będę mogła zasnąć a nikogo do pomocy akurat nie było miałam "czas" zrobić coś dla siebie. Chociażby pomalować paznokcie, albo poczytać książkę. Nazajutrz okazało się iż Oliwii wyrżnęła się w nocy piątka... Jupii nasze pierwsze ząbkowanie, pierwszy raz też opatrzone zielonym, jednodniowym katarem. Zatem jeżeli robicie jakieś plany nie mówcie tego przy dzieciach, bo na bank mają inne:)
A co na ząbkowanie?
W aptekach jest spory wybór maści i żeli np. Bobodent, Camilla, Dentinox N. Trzeba wypróbować, który najlepiej nadaje się i pomaga Waszym dzieciom. Można także stosować homeopatyczne czopki Viburcol, "lodowe" gryzaki, a gdy dziecko bardzo ciężko przechodzi ten proces także środki przeciwbólowe takie jak Ibum, Paracetamol. Przede wszystkim uzbroić się w cierpliwość i mieć nadzieję że ząbkowanie szybko się skończy!
Pozdro!

Radość z kąpieli!:)


sobota, 6 lutego 2016

Sen i zasypianie niemowląt

Wokół snu i zasypiania niemowląt krąży mnóstwo legend i opowieści. Wymyślono całe mnóstwo metod usypiania i uspokajania dzieci. Obecnie na czasie są dwie skrajne:  zostawić dziecko do "wypłakania się" aż samodzielnie uśnie a po drugiej stronie metoda "bez płaczu" Searsów. Choć mam tylko albo aż? dwoje dzieci uważam iż żadna z metod nie jest uniwersalna i skuteczna dla wszystkich dzieci. Na pewno warto poczytać lektury dotyczące usypiania maluchów i wybrać pewne sposoby/ fragmenty które ułatwią Wam życie. Jednak nie ma co liczyć że zastosujecie się do paru punktów i dzidziuś uśnie jak w filmie. Większość zależy od temperamentu i osobowości dziecka a dopiero później istotne stają się pozostałe czynniki. 

 Oliwia należała do dzieci na które nie działało nic...Była najedzona, przebrana, czysta i za nic w świecie nie chciała wieczorem usnąć. Nosiłam ją, śpiewałam, różne cuda a ona oczy zamykała, odkładałam do łóżeczka i po 5 minutach darła się od nowa. Jej rekord to 3:30:) Można było się zamęczyć, zabierałam ją nawet w bujaku ze sobą do łazienki bo terroryzowała krzykiem wszystkich domowników. Przy cycu owszem zasypiała, ale schemat był ten sam - zabrano cyc dziecko wstawało. Niestety jak to bywa przy pierwszym dziecku byłam zbyt poschizowana istotą nocnych karmień, które wpojono mi w klinice. Choć Oli spała to nastawiałam co noc budzik na karmienia. Tym samym dziecko zamiast szybciej nauczyć się przesypiać całe noce budziło się bardzooo długo. Już na świecie pojawił się Kacper a Oliwia nadal budziła się na jedzonko. Na szczęście tylko jeden raz a jak ostatecznie zasnęła to spała mocno. W dzień. jeżeli nie było możliwości wyjścia na dwór i spania w wózku, było noszenie na rękach, aż omdlewały:) do mniej więcej 14 miesiąca...Teraz też zasypia z mamą lub tatą naszczęście samodzielnie. Wieczorem oglądamy i czytamy książki, trochę poopowiada o całym dniu po czym zabiera swoją ukochaną poduszkę, wielkie miśki odwraca się i śpi.

Kacper to zupełnie inna historia. Przede wszystkim nie był i nie jest taki rozdarty... Bardzo długo zasypiał przy cycu, odkładałam go i spał do kolejnego karmienia. Pierwsze dwa miesiące można powiedzieć -  modelowe dziecko jadło i spało. Obecnie w dzień śpi 1-2 razy w wózku na spacerze lub w domu. Mieliśmy już mały przełom kiedy bez protestu w ciągu 10 minut usypiał sam w łóżeczku i w dzień i wieczorem jednak przyszła choroba, strasznie płakał i było mi go szkoda więc wrócił na rączki do mamy.. A jest co nosić bo waży 12 kg! Ogólnie Kacper pod względem spania nie jest problematyczny, wręcz poznaje rytuały i cieszy się kiedy jest zmęczony że już czas się lulać. Także jestem optymistką i mam nadzieję że kiedy skończy się przytulanie do mamy będzie przesypiał samodzielnie nocki we własnym łożu.                   
Wracając do wspomnianych na początku metod usypiania. Nie każde dziecko zaśnie po tzw. "wypłakaniu się - metoda Ferbera", przy Oliwii myślałam że robię coś źle, bądź mam za miękkie serce itp. Jednak teraz kiedy zasięgnęłam więcej informacji, poczytałam fora internetowe okazało się że wiele matek ma te same problemy. Są niemowlęta które chwilę popłaczą za mamą i usypiają, ale i takie co po godzinie nadal będą siedzieć i wyć. Dla mnie jest to sytuacja nie do zniesienia. Co innego marudzące dziecko, okresowo popłakujące a co innego zapłakany, zdenerwowany, osmarkany maluch, który czuje się nagle porzucony a nie wie dlaczego. Po drugiej stronie mamy usypianie bez płaczu. Ostatnio modna jest metoda "Searsów", która właściwe jest całym systemem dotyczącym opieki nad niemowlęciem, pielęgnacji dobrych nawyków, usypianiem, przekazywaniem emocji. Według tej metody należy dziecko przytulać, lulać, śpiewać, zabierać do wspólnego łóżka, karmić itp. aż dziecko uśnie. Owszem jest to naturalne i bardzo "ludzkie" podejście, ale nie każdy z rodziców ma nieograniczony czas czy też jedno dziecko do uśpienia. Ciężko jest się skupić kiedy w duchu odlicza się rzeczy do zrobienia, obowiązki.                                                            Z półśrodków można spróbować metody pani Hogg. Jest to dyplomowana położna z wieloletnią praktyką. Jej sposób na usypianie to odkładanie niemowlęcia do łóżeczka "do skutku", aż uśnie. Kiedy płacze należy dziecko wziąć, uspokoić i ponownie odłożyć. Każdy z rodziców ma swoje sposoby od jeżdżenia samochodem, noszenia, bujania, ubierania czapek, zostawiania do wypłakania się. Grunt żeby dany sposób odpowiadał dziecku i rodzicom. 

Powodzenia w nocnych zmaganiach!!

wtorek, 2 lutego 2016

Naczyniaki i inne znamiona u niemowląt



Dziś podzielimy się z Wami naszymi "kosmetycznymi" defektami. Otóż gdyby zagłębić się w temacie znamion niemowlęcych okazuje się że jest ich całkiem sporo : naczyniaki, "uszczypnięcie bociana", "pocałunek anioła", znamię w kolorze łososiowym, truskawkowym, kawowym, plama mongolska i wiele innych. 
Nas bezpośrednio dotyczą dwa spośród wymienionych a mianowicie tzw. " uszczypnięcie bociana" oraz naczyniak. Obydwa znamiona przytrafiły się Oliwce. Najpierw bocian... Znamię to występuje już od urodzenia i najczęściej zlokalizowane jest na karku ( u nas też) lub nad górną wargą i ma mniej więcej kształt trójkąta. Stąd też pewnie nazwa.   
U Oliwii  było to skupisko małych czerwonawych plamek, średnicy ok 2 mm. Było bo już zanikły. Kiedy płakała, było jej gorąco lub towarzyszyły jej inne silne emocje plamki przybierały na kolorze. Stawały się purpurowe/ fioletowe, po prostu ciemniały. Z czasem zaczęły zanikać, bledły aż nie ma po nich śladu.
Gorzej z naczyniakiem. Nazwa i definicja brzmi dość groźnie.

Naczyniaki (haemangioma) to guzy nowotworowe, które składają się z nieprawidłowo rozszerzonych naczyń krwionośnych. Wyróżnia się naczyniaki będące łagodnymi zmianami nowotworowymi lub guzami złośliwymi.
Naczyniaki - łagodne zmiany nowotworowe

naczyniak płaski (plamiste) - występuje od urodzenia

  • naczyniak włośniczkowy - diagnozuje się je u noworodków lub w przeciągu kilku tygodni od urodzenia (częściej dotyczą dziewczynek). W większości przypadków samoistnie zanika między 6. a 7. rokiem życia
naczyniak jamisty - występują w każdym wieku, częściej u płci żeńskiej
  • naczyniak limfatyczny - występuje od urodzenia lub pojawia się w pierwszych latach życia
  • naczyniak gwiaździsty - występuje u dzieci, często u młodych kobiet, prawie nigdy u mężczyzn
Naczyniaki - guzy złośliwe

  • źródło:http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/nowotwory/naczyniaki-to-nowotwory-naczyn-krwionosnych_38241.html

Zmiana nowotworowa brzmi nieciekwie, ale u nas ma to charakter łagodny na szczęście. Oliwka nie urodziła się z naczyniakiem. Mniej więcej w trzecim tygodniu życia zauważyłam u niej na głowie małą kropkę. Najpierw myślałam że to podrapane, brudne i tego typu skojarzenia. Plamka była płaska, ale z czasem okazało się że rośnie razem z dzieckiem. Przy okazji jakiejś wizyty spytałam pediatry co to jest i czy będzie się powiększać na co usłyszałam:" naczyniak, tak będzie rósł". I rósł..Lekarz sugerował by zostawić naczyniaka w spokoju gdyż samoistnie zaniknie w ciągu najbliższych lat życia. Co lekarz to inna opinia. Oczywiście odwiedziliśmy dermatologa, który również twierdzi że guz zniknie, ale trzeba go uciskać aby szybciej się wchłonął a nawet zmontować specjalną opaskę na głowę która stale by uciskała dane miejsce. ( Spoko tylko weź to zrób niemowlakowi, który ciągle macha rączkami). Inny pediatra wysłał nas do chirurga w celu przeprowadzenia USG przezciemiączkowego, które miało wykluczyć ewentualne zmiany naczyniowe w mózgu. Odbyliśmy tę wizytę, na szczęście lekarz nic nie znalazł. Umiejscowienie naczyniaka Oliwii jest o tyle dobre że "rośnie" na kości tzn. nie może rosnąć w głąb głowy a jedynie po powierzchni. Jej typem naczyniaka jak to zrozumiałam z opisów jest naczyniak włośniczkowy. Jest wypukły, miękki, po naciśnięciu blednie i zaraz wraca do swojej postaci. Problem z naczyniakami jest taki że mogą krwawić, a nawet powodować groźny dla życia krwotok. Przez ten " defekt" bardzo pilnowaliśmy małej kiedy zaczęła się dynamicznie rozwijać. Pamiętam jak dziś, kiedy Oli już siedziała dostała do ręki marchewkę którą nieopatrznie uderzyła się w głowę - jak to dziecko.. A zaraz po tym znamię podkrwawiło. Trzeba bardzo uważać na wszelkie urazy, a w przypadku uszkodzenia natychmiast ucisnąć i zatamować. Ponoć znikający naczyniak zmienia kolor, staje się ciemniejszy a ginie od środka. Wewnątrz powinien tworzyć się czarny pierścień w który naczyniak ma się z czasem zapaść. Na chwilę obecną mamy jeszcze skonsultować się z pewnym profesorem, czy warto go usuwać czy czekać. Wiadomo jak to dziewczynka - włosy dawno przysłoniły znamię, ale poza względami estetycznymi chodzi głównie o bezpieczeństwo. Zawsze istnieje ryzyko rozdrapania, zderzenia się w przedszkolu itp. Dlatego też musimy mieć więcej opinii w temacie. 
Naczyniaki można usuwać chirurgicznie w sposób klasyczny - wyciąć, usunąć laserowo ( zależnie od wielkości kilka powtórek), wymrażać oraz czekać...Nasz naczyniaczek wyglądać dziś tak (sorry za słabą jakość):
Od jakiegoś czasu wydaje się że jego wzrost został zahamowany a kolor uległ zmianie. Określam to jak gdyby się zestarzał :) Wcześniej był bardziej czerwony a teraz fioletowo - szary. Oby zniknął już wkrótce...