niedziela, 24 kwietnia 2016

Pokrzywka czy alergia pokarmowa?


Ciągłe infekcje i nastanie wiosny nasiliło objawy alergiczne. Z całą pewnością mogę już określić, co jest wysypką, co AZS-em a co pokrzywką towarzyszącą infekcjom. Obecnie ponownie przeprowadzamy testy z krwi na obecność alergii pokarmowej i inne problemy odpornościowe. Ostatnim razem wyniki robiliśmy  w sierpniu i nic nie wykazały. Kacper jest, co prawda zbyt mały żeby były one w 100 % miarodajne, ale trzeba próbować. Może tym razem uda nam się znaleźć jakiś trop. Ciągłe zachorowania i swędząca skóra powodują niepokój i wieczne problemy ze spaniem w nocy.. Ileż można? Oboje się męczymy, a objawy skórne potrafią się pojawiać i znikać niemal z dnia na dzień.

Temat alergii jest najbardziej rozchwytywany i widzę po statystykach że rodzice szukają zdjęć, opisów odpowiadających stanom z którymi borykają się ich dzieci. Zamieszczę dziś parę zdjęć by można było sobie zerknąć i poszukać "podobieństw".
Kiedy Kacper jest chory i stan zapalny jest ostrzejszy prawie zawsze dostaje na tułowiu, kończynach i szyi swędzącą wysypkę bądź pokrzywkę. Nie robi to na mnie już żadnego wrażenie, ale jak to lekarka opisała wygląda i czuje się jak ktoś kto wpadł w pokrzywy. Często też pojawia się lekka opuchlizna w okolicy oczu i wiadomo dzieciak cały się drapie.


Swędząca wirusowa wysypka


Poniżej nowe swędzące nabytki AZS czy też alergia pokarmowa a może nawet reakcja na nowy antybiotyk..






Jak to przy alergii raz jest lepiej a raz gorzej. W powietrzu obecnie pyli wszystko prócz traw i babki. Oby w przyszłości okazało się że mały przezwyciężył anomalie pokarmowe, AZS ustanie i nic nowego się nie rozwinie.

środa, 6 kwietnia 2016

Szczepić czy nie szczepić? Oto jest pytanie!

Witam!!!

Dziś mam zamiar poruszyć bardzo drażliwy temat szczepień dzieci, który budzi liczne kontrowersje! 
Moje zdanie jest następujące : SZCZEPIĆ!! A teraz do początku całej historii, którą chcę przedstawić.

Bliskie nam osoby wiedzą ile czasu spędzamy u lekarza z Kacprem. Dzieciak choć wygląda na zdrowego, dobrze odżywionego, jest radosny, to jednak od samego początku boryka się z problemami zdrowotnymi. Całe szczęście nie są to sprawy poważne, ale każdy rodzic wie jak choroby dziecka wykańczają całą rodzinę o portfelu nie wspominając. Kacper ma zaledwie 14 miesięcy. Do tej pory trzykrotnie chorował na ostre zapalenie krtani, czterokrotnie miał obturacyjne zapalenie oskrzeli, niemal co miesiąc łapie jakąś infekcję, dodatkowo męczy go alergia. Trochę sporo jak na tak młody organizm, o nie rozwiniętym układzie odpornościowym. Ostatnio pobiliśmy rekord zdrowia, wyniósł on 3 tygodnie! Wow, co za luksus! Lekarze jak to lekarze, większość rozkłada ręce i każe czekać aż się "wychoruje". W związku z rozlicznymi infekcjami nie szczepimy się zgodnie z kalendarzem, ba można rzec że wcale, bo ostatnie szczepienie było przewidziane dla nas na 04.08.2015. Mogliśmy co prawda zaszczepić małego w te "zdrowe" dni, ale powszechnie wiadomo że szczepionka wpływa na odporność a my nie mogliśmy sobie na to pozwolić.  Od pół roku staramy się przeprowadzić zabieg chirurgiczny związany ze wzrokiem, niestety choróbska nam to utrudniają. 
Ponieważ pediatra z POZ miał już nas dość  z wzajemnością :), zaczęliśmy leczyć się prywatnie. Różnica kolosalna, otrzymujemy trafne wskazówki, a pani doktor zawsze nas wyratuje z opresji. Niestety jej też należy się urlop i ostatnie 4 tygodnie wróciliśmy na "stare śmieci" z banalnym katarem... Najpierw domowe sposoby, później wizyta prywatna i para-antybiotyk aby zwalczyć infekcje (bo zbliżał się termin planowanego zabiegu), po pięciu dniach Kacper zdrowy a na szósty katastrofa.. a leczenie w pełni. Kontrola w POZ wykazała że dziecko zdrowe, ma tylko katar.. Ok.. więc co na ten katar?Swoją drogą ładny mi katar, że tydzień kompletnie nieprzespanych nocy przez duszące się dziecko, oddychające jak włączony odkurzacz... No to Protargol (krople robione) i inhalacje. Inhalacje pomagały, ale na krótką metę. Planowana była wizyta u laryngologa, żeby zobaczył co jest grane, gdyż antybiotyk to ostatnia droga. Kataru się przecież tak nie leczy... Jednak mamusia była bardzo mądra i najpierw zrobiła dziecku wymaz z nosa, który udało się odebrać przed wizytą u specjalisty. A tam proszę bardzo, bakterie wyhodowano, liczne i to jeszcze jakie!
STREPTOCOCCUS PNEUMONIAE szczep MLSB. Dla laika nic to nie znaczy, ale po wpisaniu w GOOGLE ukaże nam się : Pneumokoki a dokładnie dwoinka zapalenia płuc! Super! Skąd się to wzięło? A pewnie stąd że antybiotykoterapia wcześniejsza którą prowadzono była nieadekwatna do infekcji, za krótka a czasem nawet niepotrzebna. Kacper pozbierał bakterie i wyhodował cały oporny szczep na wiele antybiotyków! I jak to dziecko ma być zdrowe? Teraz mechanizm jego zachorowań stał się dla mnie jasny. Wszyscy nosimy w gardle czy nosie pneumokoki, ale nie wszystkich atakują. Działają one wtedy gdy np. obniżona jest odporność i tak było u nas. Infekcja ->antybiotyk-> poprawa ->słaby organizm ->pogorszenie. Pierwsze pytanie laryngologa było o ilość zachorowań, jakie i ile antybiotyki były stosowane oraz czy dziecko było szczepione na pneumokoki i meningokoki? Nie... nie było, ale będzie jak tylko nam się uda wyzdrowieć. Dużo wcześniej wystarczyło dziecku zrobić wymaz z nosa, aby w ciemno nie stosować leków. Ja nie jestem lekarzem, ja nie muszę o tym wiedzieć, ale jak można przeoczyć takie oczywiste rzeczy. Przez te nawracające infekcje, pomnażamy tylko grono specjalistów, mam nadzieję że wkrótce się to zakończy. Niedługo czeka nasz szereg badań dotyczących odporności oraz współistniejących alergii. (Skierowano nas do Poradnii leczenia zaburzeń odporności we Wrocławiu). I wracając do tematu. Ile ludzi, tyle jest zdań na temat szczepień. My mamy szczęście że nasze pneumokoki dały postać zapalenia noso-gardła, bo mogliśmy równie dobrze skończyć w szpitalu z ostrym zapaleniem płuc, opon mózgowych czy nawet sepsą. Dla mnie jest to wystarczająco przekonujący argument żeby zaszczepić dziecko. Oczywiście nie daje to 100% gwarancji sukcesu, ale jeśli mogę w jakiś sposób uchronić swoje dziecko chcę to zrobić. Do zwolenników NOP-ów(Odczynów poszczepiennych), są to pojedyncze przypadki. Nas szczepiono tymi "złymi" rtęciowymi szczepionkami i żyjemy a na pewno w większości mamy się całkiem dobrze. Ostatnie szczepienie miałam pewnie mając 18 lat, po 10 nie widzę uszczerbku na swoim zdrowiu, ani powikłań poszczepiennych w przeszłości też nie było. Krzyczy się, że wprowadzamy sobie chemię, toksyny do organizmy wraz ze szczepieniami, ale ludzie zastanówcie się trochę. W ciągu dnia człowiek w XXI wieku i cywilizowanym świecie wystawiony jest na stałe działanie toksyn - z atmosfery, jedzenia, kosmetyków, odzieży, plastiku i wielu innych. Nikt o tym jakoś głośno nie mówi i pewnie 1 /10 osób nie ma o tym w ogóle pojęcia. Nasze organizmy zbyt wolno przystosowują się do szybko zachodzących zmian w otoczeniu, stąd coraz więcej zachorowań. Nie sądzę że za wszystko można winić szczepionki...
Pozdro!

piątek, 1 kwietnia 2016

Idzie wiosna !!

"Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty!"

Znowu zaginęliśmy na parę dni. Otóż winić za to można złośliwość rzeczy martwych a mianowicie brak internetu. Jednakże byłoby to zbyt łatwe a historia jest dłuższa i sięga Świąt Wielkanocnych.
Wielkanocny weekend przeminął nam szybko, miło i spokojnie a przede wszystkim bez dostępu do sieci. Jak twierdzi głowa rodziny - Kacper wyrwał kabel:) W każdym bądź razie nie wiem kto, nie wiem jak, ale neta nie było 3 dni. Natomiast po świętach pojawiły się standardowe, chorobowe niedogodności i można rzec witajcie noce nieprzespane...
Świąteczny profesor:)
Na szczęście sytuacja zdaje się stabilizować. W związku z nadejściem wiosny, którą czuć już w powietrzu jest też przypływ dobrej energii. Dzieje się u nas jak zawsze... Mamy pewne sukcesy na nocnikowym polu Kacperka. Parokrotnie udało nam się zrobić kupkę, jednak o komunikacji nie może być mowy. Jak pamiętam 8 miesięczną Oliwię przeglądającą książki na kibelku wpadam w nostalgię. Jakie to było mądre, rozumne dziecko... A mamusi syneczek jakby się z innej galaktyki urwał. Mówię, tłumaczę, pokazuję i ciągle odnoszę wrażenie że nic do tego malucha nie dociera. Owszem jest ciekawski, wszędzie chce zajrzeć, ale nadal komunikujemy się w obcym języku. Ja swoje, Kacper swoje... Chociaż można z tej mowy wyseparować jedno "słowo" - na pytania: "Chcesz mleczko/cyci? albo "Robisz kupkę?" odpowiada z powalających uśmiechem: "DIT" :):) Dit musi oznaczać w jego języku "TAK" ! Nie, nie, nie myślę że jest jakiś zacofany czy coś w tym stylu. Mówi pojedyncze słowa jak : "mama, tata, baba, da", ale wyraźnie widać jak różni się rozwój chłopca i dziewczynki. Bardzo ciekawe doświadczenie i miło jest mieć możliwość towarzyszyć całemu procesowi. 


Całe szczęście zrobiło się cieplej i można w końcu poszaleć na dworze. Oliwia nie odpuszcza wycieczek na plac zabaw, czasem nawet dwa razy dziennie. Jednak jest coś więcej! Mam w domu przedszkolaka!! Od wtorku Oliwia zasiliła szeregi maluszków! Nie obyło się bez łez, ale o dziwo dopiero na drugi dzień. W każdym bądź razie kiedy ją odbieram jest zadowolona i mówi że jutro też przyjdzie. Cieszę się że udało się w końcu udać do tego przedszkola. W domu nie byłam już w stanie zapewnić jej wystarczających rozrywek, a większość czasu spędzała na uprzykrzaniu życia młodszemu bratu. Teraz ja mogę spokojnie skupić się na wspieraniu rozwoju Kacperka, dłużej odpocząć a Oli w pełni wykorzystać swój potencjał poza domem:)