wtorek, 3 maja 2016

Czego dzieci nauczyły mnie w 2,5 roku?


No właśnie czego mnie nauczyły? 
1) CIERPLIWOŚCI!! 
Godziny stania w kolejkach u lekarzy, litry soków wylanych na podłogę, tysiące osmarkanych chusteczek, całonocne marudzenia, niekończące się zbierania zabawek i wiele, wiele innych cudownych chwil za nami. Teraz już jest dla mnie oczywiste dlaczego kobiety żyją dłużej i rzadziej zapadają na demencję starczą. Skoro macierzyństwo polega na rozciąganiu granic cierpliwości i wytrzymałości w nieskończoność, to mózg kobiety nie może obumierać. On jest ciągle włączony na najwyższych obrotach, aby móc sprostać wszelkim wymaganiom.
2) NA WSZYSTKO PRZYJDZIE CZAS
Kiedy zostaje się matką chciałoby się mieć wszystko idealnie jak w zegarku. Dziecko ma jeść, samo spać, robić "zdrową kupkę", być zadowolone. A mamusia chce znać odpowiedzi na wszystkie pytania, kupuje stosy gazetek, czyta setki stron forów internetowych, czyta poradniki, podpytuje koleżanki. Robi to po to by jak sądzi ułatwić sobie życie. Na szczęście 50% mam znajdzie tam swoje odpowiedzi, natomiast druga połowa przyjrzy się sobie i swojemu dziecku i "problemy" rozwiąże sama. To, że Staś nie mówi choć ma 2,5 roku nie czyni go dzieckiem upośledzonym i na serio nie trzeba chodzić z nim po specjalistach, a jak Marysia w wieku 2 lat nadal sika w pieluchę, to też mama nie pójdzie smażyć się w piekle. Już przy drugim dziecku kobieta potrafi rozróżnić czy dziecku potrzebna jest pomoc z zewnątrz czy też nie. Wszytko co nowe i nieznane nas przeraża. Niemowlę trzymane pierwszy raz wydaję się nam takie delikatne, ale minie trochę czasu i  nabieramy wprawy. Rodzicielstwo to nieustany proces uczenia się. Im więcej czasu poświęcasz dziecku i obserwujesz jego zachowania, tym prędzej nauczysz się je "obsługiwać". Zrozumiesz, że dziecko tak jak dorosły człowiek jest odrębnym bytem z własnym charakterem i kształtującą się osobowością. Jego inteligencje rozwijają się w różnym tempie, stąd dysproporcje między dziećmi. To że dziecko nie mówi a np. sika do nocnika nie czyni go gorszym od innego malucha. Już mając dwójkę dzieci bez problemu można zaobserwować różnice w ich funkcjonowaniu. Niestety rodzicie ulegają presji społeczeństwa, która często brzmi tak: " za długo karmisz, czas odstawić", " nie śpij z dzieckiem w jednym łóżku", " dziecko musi się wypłakać" i wiele podobnych wyrażeń. Gówno prawda. Oliwia spała w moim łóżku prawie 2.5 roku... I tak pewnego dnia, musiała przeprowadzić się do drugiego pokoju. Była już gotowa. "Przeprowadzka" zajęła nam dwa dni. Tylko dwa dni. I tylko jeden raz zapytała o to czy może spać w moim łóżku. Nie, ona nie jest geniuszem po prostu przyszedł dla niej odpowiedni czas. Była już na tyle mądra i gotowa, że praktycznie bez grymaszenia opuściła mamusię i postawiła kolejny krok w kierunku samodzielności. Jeszcze raz powtarzam NA WSZYSTKO PRZYJDZIE CZAS!
3)DOPOMINANIA SIĘ O "SWOJE"
A TERAZ lecimy na Marsa!
Chyba nikt tak jak dzieci nie wyraża jasno swoich pragnień. Najlepsze jest w nich to, że ich świat nie jest niczym ograniczony. Funkcjonują w innej rzeczywistości gdzie wszystko jest możliwe tu i teraz. O tak ulubione słowo: "TERAZ" Mamo chcę iść na dwór TERAZ. Daj mi pić TERAZ. Kup mi tę zabawkę TERAZ. Żeby dorośli potrafili tak żarliwie walczyć o własne potrzeby.. :)



niedziela, 24 kwietnia 2016

Pokrzywka czy alergia pokarmowa?


Ciągłe infekcje i nastanie wiosny nasiliło objawy alergiczne. Z całą pewnością mogę już określić, co jest wysypką, co AZS-em a co pokrzywką towarzyszącą infekcjom. Obecnie ponownie przeprowadzamy testy z krwi na obecność alergii pokarmowej i inne problemy odpornościowe. Ostatnim razem wyniki robiliśmy  w sierpniu i nic nie wykazały. Kacper jest, co prawda zbyt mały żeby były one w 100 % miarodajne, ale trzeba próbować. Może tym razem uda nam się znaleźć jakiś trop. Ciągłe zachorowania i swędząca skóra powodują niepokój i wieczne problemy ze spaniem w nocy.. Ileż można? Oboje się męczymy, a objawy skórne potrafią się pojawiać i znikać niemal z dnia na dzień.

Temat alergii jest najbardziej rozchwytywany i widzę po statystykach że rodzice szukają zdjęć, opisów odpowiadających stanom z którymi borykają się ich dzieci. Zamieszczę dziś parę zdjęć by można było sobie zerknąć i poszukać "podobieństw".
Kiedy Kacper jest chory i stan zapalny jest ostrzejszy prawie zawsze dostaje na tułowiu, kończynach i szyi swędzącą wysypkę bądź pokrzywkę. Nie robi to na mnie już żadnego wrażenie, ale jak to lekarka opisała wygląda i czuje się jak ktoś kto wpadł w pokrzywy. Często też pojawia się lekka opuchlizna w okolicy oczu i wiadomo dzieciak cały się drapie.


Swędząca wirusowa wysypka


Poniżej nowe swędzące nabytki AZS czy też alergia pokarmowa a może nawet reakcja na nowy antybiotyk..






Jak to przy alergii raz jest lepiej a raz gorzej. W powietrzu obecnie pyli wszystko prócz traw i babki. Oby w przyszłości okazało się że mały przezwyciężył anomalie pokarmowe, AZS ustanie i nic nowego się nie rozwinie.

środa, 6 kwietnia 2016

Szczepić czy nie szczepić? Oto jest pytanie!

Witam!!!

Dziś mam zamiar poruszyć bardzo drażliwy temat szczepień dzieci, który budzi liczne kontrowersje! 
Moje zdanie jest następujące : SZCZEPIĆ!! A teraz do początku całej historii, którą chcę przedstawić.

Bliskie nam osoby wiedzą ile czasu spędzamy u lekarza z Kacprem. Dzieciak choć wygląda na zdrowego, dobrze odżywionego, jest radosny, to jednak od samego początku boryka się z problemami zdrowotnymi. Całe szczęście nie są to sprawy poważne, ale każdy rodzic wie jak choroby dziecka wykańczają całą rodzinę o portfelu nie wspominając. Kacper ma zaledwie 14 miesięcy. Do tej pory trzykrotnie chorował na ostre zapalenie krtani, czterokrotnie miał obturacyjne zapalenie oskrzeli, niemal co miesiąc łapie jakąś infekcję, dodatkowo męczy go alergia. Trochę sporo jak na tak młody organizm, o nie rozwiniętym układzie odpornościowym. Ostatnio pobiliśmy rekord zdrowia, wyniósł on 3 tygodnie! Wow, co za luksus! Lekarze jak to lekarze, większość rozkłada ręce i każe czekać aż się "wychoruje". W związku z rozlicznymi infekcjami nie szczepimy się zgodnie z kalendarzem, ba można rzec że wcale, bo ostatnie szczepienie było przewidziane dla nas na 04.08.2015. Mogliśmy co prawda zaszczepić małego w te "zdrowe" dni, ale powszechnie wiadomo że szczepionka wpływa na odporność a my nie mogliśmy sobie na to pozwolić.  Od pół roku staramy się przeprowadzić zabieg chirurgiczny związany ze wzrokiem, niestety choróbska nam to utrudniają. 
Ponieważ pediatra z POZ miał już nas dość  z wzajemnością :), zaczęliśmy leczyć się prywatnie. Różnica kolosalna, otrzymujemy trafne wskazówki, a pani doktor zawsze nas wyratuje z opresji. Niestety jej też należy się urlop i ostatnie 4 tygodnie wróciliśmy na "stare śmieci" z banalnym katarem... Najpierw domowe sposoby, później wizyta prywatna i para-antybiotyk aby zwalczyć infekcje (bo zbliżał się termin planowanego zabiegu), po pięciu dniach Kacper zdrowy a na szósty katastrofa.. a leczenie w pełni. Kontrola w POZ wykazała że dziecko zdrowe, ma tylko katar.. Ok.. więc co na ten katar?Swoją drogą ładny mi katar, że tydzień kompletnie nieprzespanych nocy przez duszące się dziecko, oddychające jak włączony odkurzacz... No to Protargol (krople robione) i inhalacje. Inhalacje pomagały, ale na krótką metę. Planowana była wizyta u laryngologa, żeby zobaczył co jest grane, gdyż antybiotyk to ostatnia droga. Kataru się przecież tak nie leczy... Jednak mamusia była bardzo mądra i najpierw zrobiła dziecku wymaz z nosa, który udało się odebrać przed wizytą u specjalisty. A tam proszę bardzo, bakterie wyhodowano, liczne i to jeszcze jakie!
STREPTOCOCCUS PNEUMONIAE szczep MLSB. Dla laika nic to nie znaczy, ale po wpisaniu w GOOGLE ukaże nam się : Pneumokoki a dokładnie dwoinka zapalenia płuc! Super! Skąd się to wzięło? A pewnie stąd że antybiotykoterapia wcześniejsza którą prowadzono była nieadekwatna do infekcji, za krótka a czasem nawet niepotrzebna. Kacper pozbierał bakterie i wyhodował cały oporny szczep na wiele antybiotyków! I jak to dziecko ma być zdrowe? Teraz mechanizm jego zachorowań stał się dla mnie jasny. Wszyscy nosimy w gardle czy nosie pneumokoki, ale nie wszystkich atakują. Działają one wtedy gdy np. obniżona jest odporność i tak było u nas. Infekcja ->antybiotyk-> poprawa ->słaby organizm ->pogorszenie. Pierwsze pytanie laryngologa było o ilość zachorowań, jakie i ile antybiotyki były stosowane oraz czy dziecko było szczepione na pneumokoki i meningokoki? Nie... nie było, ale będzie jak tylko nam się uda wyzdrowieć. Dużo wcześniej wystarczyło dziecku zrobić wymaz z nosa, aby w ciemno nie stosować leków. Ja nie jestem lekarzem, ja nie muszę o tym wiedzieć, ale jak można przeoczyć takie oczywiste rzeczy. Przez te nawracające infekcje, pomnażamy tylko grono specjalistów, mam nadzieję że wkrótce się to zakończy. Niedługo czeka nasz szereg badań dotyczących odporności oraz współistniejących alergii. (Skierowano nas do Poradnii leczenia zaburzeń odporności we Wrocławiu). I wracając do tematu. Ile ludzi, tyle jest zdań na temat szczepień. My mamy szczęście że nasze pneumokoki dały postać zapalenia noso-gardła, bo mogliśmy równie dobrze skończyć w szpitalu z ostrym zapaleniem płuc, opon mózgowych czy nawet sepsą. Dla mnie jest to wystarczająco przekonujący argument żeby zaszczepić dziecko. Oczywiście nie daje to 100% gwarancji sukcesu, ale jeśli mogę w jakiś sposób uchronić swoje dziecko chcę to zrobić. Do zwolenników NOP-ów(Odczynów poszczepiennych), są to pojedyncze przypadki. Nas szczepiono tymi "złymi" rtęciowymi szczepionkami i żyjemy a na pewno w większości mamy się całkiem dobrze. Ostatnie szczepienie miałam pewnie mając 18 lat, po 10 nie widzę uszczerbku na swoim zdrowiu, ani powikłań poszczepiennych w przeszłości też nie było. Krzyczy się, że wprowadzamy sobie chemię, toksyny do organizmy wraz ze szczepieniami, ale ludzie zastanówcie się trochę. W ciągu dnia człowiek w XXI wieku i cywilizowanym świecie wystawiony jest na stałe działanie toksyn - z atmosfery, jedzenia, kosmetyków, odzieży, plastiku i wielu innych. Nikt o tym jakoś głośno nie mówi i pewnie 1 /10 osób nie ma o tym w ogóle pojęcia. Nasze organizmy zbyt wolno przystosowują się do szybko zachodzących zmian w otoczeniu, stąd coraz więcej zachorowań. Nie sądzę że za wszystko można winić szczepionki...
Pozdro!

piątek, 1 kwietnia 2016

Idzie wiosna !!

"Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty!"

Znowu zaginęliśmy na parę dni. Otóż winić za to można złośliwość rzeczy martwych a mianowicie brak internetu. Jednakże byłoby to zbyt łatwe a historia jest dłuższa i sięga Świąt Wielkanocnych.
Wielkanocny weekend przeminął nam szybko, miło i spokojnie a przede wszystkim bez dostępu do sieci. Jak twierdzi głowa rodziny - Kacper wyrwał kabel:) W każdym bądź razie nie wiem kto, nie wiem jak, ale neta nie było 3 dni. Natomiast po świętach pojawiły się standardowe, chorobowe niedogodności i można rzec witajcie noce nieprzespane...
Świąteczny profesor:)
Na szczęście sytuacja zdaje się stabilizować. W związku z nadejściem wiosny, którą czuć już w powietrzu jest też przypływ dobrej energii. Dzieje się u nas jak zawsze... Mamy pewne sukcesy na nocnikowym polu Kacperka. Parokrotnie udało nam się zrobić kupkę, jednak o komunikacji nie może być mowy. Jak pamiętam 8 miesięczną Oliwię przeglądającą książki na kibelku wpadam w nostalgię. Jakie to było mądre, rozumne dziecko... A mamusi syneczek jakby się z innej galaktyki urwał. Mówię, tłumaczę, pokazuję i ciągle odnoszę wrażenie że nic do tego malucha nie dociera. Owszem jest ciekawski, wszędzie chce zajrzeć, ale nadal komunikujemy się w obcym języku. Ja swoje, Kacper swoje... Chociaż można z tej mowy wyseparować jedno "słowo" - na pytania: "Chcesz mleczko/cyci? albo "Robisz kupkę?" odpowiada z powalających uśmiechem: "DIT" :):) Dit musi oznaczać w jego języku "TAK" ! Nie, nie, nie myślę że jest jakiś zacofany czy coś w tym stylu. Mówi pojedyncze słowa jak : "mama, tata, baba, da", ale wyraźnie widać jak różni się rozwój chłopca i dziewczynki. Bardzo ciekawe doświadczenie i miło jest mieć możliwość towarzyszyć całemu procesowi. 


Całe szczęście zrobiło się cieplej i można w końcu poszaleć na dworze. Oliwia nie odpuszcza wycieczek na plac zabaw, czasem nawet dwa razy dziennie. Jednak jest coś więcej! Mam w domu przedszkolaka!! Od wtorku Oliwia zasiliła szeregi maluszków! Nie obyło się bez łez, ale o dziwo dopiero na drugi dzień. W każdym bądź razie kiedy ją odbieram jest zadowolona i mówi że jutro też przyjdzie. Cieszę się że udało się w końcu udać do tego przedszkola. W domu nie byłam już w stanie zapewnić jej wystarczających rozrywek, a większość czasu spędzała na uprzykrzaniu życia młodszemu bratu. Teraz ja mogę spokojnie skupić się na wspieraniu rozwoju Kacperka, dłużej odpocząć a Oli w pełni wykorzystać swój potencjał poza domem:)


środa, 23 marca 2016

Urodzić na Facebook'u

Hello Everyone!

Co prawda miałam już iść spać, ale nie mogę tego zrobić, nie dzieląc się ze światem moją opinią na pewien temat. Mianowicie dotyczy ona zdjęcia, które wywołało burzę w sieci na skalę światową. Być może część z Was już miała okazję obejrzeć screen'a ze zdjęcia wrzuconego na Facebook przez pewną kobietę i zdążyliście ustosunkować się do tej "sytuacji". Jeśli nie, proszę sobie zalukać poniżej :)


Kobitce zaczął się poród, niestety nie zdążyła karetka i urodziła we własnym łóżku. Foto zamieściła w jednej z grup dyskusyjnych na FB, dotyczącej tematyki ciąży, parentingu itp. Zrobiła to w dobrej wierze, w celu podzielenia się swoim cudem, osiągnięciem, pewnie pod wpływem poporodowej euforii ( fotografię robił mąż, który łączył się telefonicznie z położną). Zdjęcie zostało usunięte z portalu społecznościowego, pewnie "parę" osób zgłosiło naruszenie. Na kobietę wylewa się morze hejtu, krytykują nagość, naruszenie prywatności, przesadę i wiele innych mniej łagodnych kwestii.
Ja na tym zdjęciu nie widzę nagości ( okey widać sutki), ale z całą pewnością na portalach społecznościowych można znaleźć znacznie bardziej gorszące, nagie, obelżywe obrazki zarówno nastoletnich dziewczyn jak i starych bab. Na pewno wrzucenie takiego zdjęcia na coś w stylu Face'a wymaga wielkiej odwagi, będzie ono zawsze widoczne w internecie. Czy mnie gorszy? Nie. Swojego zdjęcia z porodu raczej bym nie rozpowszechniała, ale każdy pojmuje prywatność, intymność inaczej. Zważywszy na fakt, iż obraz ten zamieszczony był w jakiejś grupie docelowo był przeznaczony dla jej członków. Niestety lub stety został rozesłany dalej w świat. Nie rozumiem wyolbrzymiania tej sytuacji, doszukiwania się kontrowersji, pisania i mówienia o zgorszeniu skoro wystarczy wejść na Youtube.com i do woli oglądać różne porody na żywo. Takie filmy dostępne są w serwisie od lat i jakoś nikt ich nie zgłosił, nie usunął i nikogo nie obraziły. Jeżeli nie podoba Ci się obraz w sieci, to człowieku po prostu na niego nie patrz. Najwyraźniej nie był skierowany do Ciebie. Każdy inaczej przeżywa wzniosłe chwile i ma inne poczucie estetyki. Owszem nie muszę widzieć tego typu zdjęć na swojej "głównej stronie", ale jak było wyżej wspomniane zdjęcie zamieszczono w określonej grupie. Jeżeli do niej nie należę to nie narażam się na to "zgorszenie". Musiałam to napisać bo inaczej bym nie mogła zasnąć. Rozbawiło mnie to powszechne oburzenie :) Nie wiem od kiedy świat taki pruderyjny się zrobił...Swoja drogą na TLC można porodziki wieczorem też pooglądać, a powtórki w dzień też się pewnie trafią :) 
Dobrej nocy!

piątek, 18 marca 2016

Wymagam resetu!!!

Od paru dni nosiłam się z zamiarem napisania postu, ale fizycznie było to niemożliwe!
Fakt, że przeżyłam dzień piąty jest dla mnie niezmiernie satysfakcjonujący. Przez ostatni tydzień, odkąd mąż wyjechał mój dom zwariował. I nie jest to zasługa braku samego w sobie czy też krótszego czasu "odpoczywania". Po prostu w czasie zbiegło się zbyt wiele rzeczy. Teraz do sedna. Mam ochotę ukatrupić własne dzieci!! A przynajmniej to starsze...Z racji iż wkrótce czeka Kacpra ważny dla nas zabieg operacyjny, dzieciaki muszą pozostać zdrowe. Pogoda w kratkę, więc przypałętał się jakiś wirus przez co większość czasu spędzamy w domu. A w domu jak to w domu - dzieci się nudzą i doprowadzają rodziców do szału! W tym miejscu zdecydowanie zaznaczam że posiadanie dzieci jedno po drugim (u nad 16 mcy) to poroniony pomysł. Nie wiem może robię coś nie tak, może brak mi samozaparcia i cierpliwości, a może wręcz przeciwnie jestem zajebistą matką tylko los wystawia mnie na wieczne próby. Podziwiam rodziców, którzy nie krzyczą na swoje dzieci, a tych którzy nie dają klapsów to już w ogóle. Albo jesteście aniołami, jesteście ultra cierpliwi, albo macie "łatwe" dzieci. Tak, ŁATWE dzieci. Swobodnie mogę to rozróżniać, gdyż mam ich dwoje i widzę co się dzieje. W ciągu ostatnich pięciu dni mam wrażenie że cofnęłam się do okresu noworodkowego. Śpię po 3 godziny na dobę, nie mam czasu ani chęci jeść i jestem mocno podenerwowana. Pytanie tylko kto by nie był jak łeb pęka a do wieczora zostało jakieś 16 godzin! Poza "zabawą" z dziećmi trzeba zrobić obiad, coś posprzątać, zrobić koło siebie i niech mi ktoś powie jak mam zrobić wszystko w pojedynkę? Nie ma opcji. Wiem, wiem znajdą się mamusie idealne które będą utrzymywać że jest git, ale zaręczam nie jest! A przede wszystkim fizycznie nie mam już siły. Bolą mnie stawy, odpada kręgosłup, chcę spać i nie mogę przestać do siebie mówić bo mój mózg pracuje jak oszalały próbując rozkminić, co dalej następuje. I są już tego skutki. Bodajże przedwczoraj miałam powiesić pranie, poszłam więc do łazienki po suszarkę a wróciłam z dziecięcą wanną...  I stoję gapiąc się na tą wannę i zastanawiam po cholerę mi to... Przy śniadaniu zdarza mi się pomylić dzieci, a raczej posiłki dla nich przeznaczone. Dobrze że Kacper nie gardzi jedzeniem, ale parówka w tym wieku odpada!
Co do minionych nocy: Katar made my night. Przez przeklęte gluty Kapcerek budził się non stop i nie mógł zasnąć po 1-2 h. Na drugą noc po kolejnej pobudce zasnął "na dobre" o 00:30 a o 3:00 Oliwia wołała o picie, okazało się że ma 39* gorączki - super. W gorączce chyba się śpi? Nie po, co spać? Ona chciała pozapalać wszystkie światła i czytać bajki. Przesiedziałyśmy w kuchni do 5 rano, przy okazji budząc babcię do pracy, która zaspała notabene dzięki naszym (Kacpra) wrzaskom. Koniec końców Oliwia o 6:15 stwierdziła że pora wstać. 
Z wczoraj na dziś było już ekstra pobudki tylko co jakiś czas i było by w ogóle super, ale popełniłam karygodny błąd i zatrzymałam Kacperka w swoim łóżku obok Oliwii.. Jak nie trudno się domyślić nad ranem człowiek zmęczony śpi jak zabity, gdy ona obudziła się na mleko i zobaczyła tego intruza obok siebie postanowiła go "pobić". Obudził mnie płacz małego, ale dopiero po chwili ogarnęłam że on nie jest w łóżeczku tylko obok.. Oczywiście ululałam go dalej, ale Oliwia już nie raczyła oka zmrużyć a była to 5:45... Plus jest taki że do 9:00 miałam już zrobioną zupę, umyte włosy, makijaż i śniadanie! Zapomniałam dodać, że katar zrobił swoje i po pobudce przez siostrę młody ohaftował mi całe łóżko... Także mam prawo być wkurzona i wyczerpana. Noc, nocą dni też potrafią człowieka wykończyć, zwłaszcza gdy siedzi w czterech ścianach. 
Wracając do kwestii cierpliwości, to kiedy moja super spokojna, opanowana i tolerancyjna matka nie jest już w stanie wytrzymać ze swoją wnuczką to jak ja mam to robić cały dzień mając do siebie uczepione drugie dziecko? O ile wysmarowanie twarzy moją szminką jest do zaakceptowania ( "nie hałasowałam bo się malowałam" - usypiałam Kacpra wtedy) o tyle nie mogę się nie drzeć jeśli wychodzę na dwie minuty żeby odcedzić zupę a Oliwia włazi małemu do łóżeczka i słychać odgłos poklepywania: np. po pleckach czy głowie do łez! Wtedy jestem wściekła, bardzo wściekła...
 Dobrze, że nerwy na dzieci bardzo szybko mijają. Zaczynam się też zastanawiać czy by sobie nie zapisywać takich "patologicznych" zachowań i odzywek maluchów bo kiedyś miło i zabawnie będzie sobie to przypomnieć.
Przykładzik na dziś: Ja: Oliwia co robisz? (stoi przy oknie) Oli: "Pluję na szybę i wycieram ;)"  I'm lovin it!



Na koniec taka dygresja dotycząca uwag postronnych odnośnie zalet posiadania małych dzieci ( tych szybko po sobie zwłaszcza) oraz sposobu ich wychowania. Rzygam jak mi ktoś mówi, że dzieci są małe tak krótko, trzeba to przeżyć, będzie lepiej, będą się ze sobą bawić itp. Gówno prawda! O ile faktycznie maluszkiem jest się tylko raz o tyle trud włożony w ten proces zna tylko rodzić i to każdy z osobna. Każdy rodzic ma inne doświadczenia ze swoimi dziećmi, inne usposobienie, inne bariery i przestańcie ludzie mierzyć wszystkich swoją miarą. Kocham swoje dzieci najbardziej na świecie, ale nie jestem robotem. Są dni w których są absolutnie nieznośnie i irytujące. Razem bawić się będą może za  rok lub dwa, teraz się tylko nawzajem okładają i okradają z zabawek. Fakt, że Kacperka wyjątkowo bawią Oliwii psoty i figle tylko dodaje jej wiatru w żagle... Nie mówcie mi że to jest proste i fajne, to jest cholernie trudne i męczące. Nie ma się co czarować trzeba się nieźle napocić żeby przetrwać każdy kolejny dzień. Amen

Najpiękniejsza chwila dnia:)

sobota, 12 marca 2016

W obliczu wyzwania

Jest środek nocy i normalny człowiek zada sobie pytanie dlaczego nie śpię skoro na co dzień i tak nie mogę się wyspać? Odpowiedź jest banalna - nie chce mi się! Mamy weekend i chociaż sobota czy niedziela od 2.5 roku niczym nie różni się od poniedziałku czy czwartku, ogarnia mnie weekendowa euforia. Nie wiem czemu tak się dzieje, ale chyba umysł przyzwyczaił się przez lata to tzw. przerwy zwanej weekendem i tak już mu w tej podświadomości zostało. Notabene ja wcale nie lubię obecnych weekendów. Wszyscy są wtedy w domu (mieszkamy z moimi rodzicami - jeszcze a także na dole mieszka rodzina brata). Generalnie super, wszyscy są, mnóstwo rąk do pomocy, ale czy aby na pewno? Guzik prawda. W sobotę i niedzielę Oliwia z euforii dostaje totalnej palmy. Nie wie z kim ma rozrabiać czy z babcią czy gonić na dół do swojej ukochanej Amelki. Ja zamiast spędzać ten "wolny czas" zmagam się z niesubordynacją własnego dziecka, które zdaje się nie reagować na żadne racjonalne argumenty. Ba, matka nie jest jej do niczego potrzebna, no chyba tylko żeby zapalić światło w łazience... Stąd też moje ambiwalentne uczucia związane z weekendowym czasem. Z jednej strony tęsknie a z drugiej na samą myśl przechodzą mnie ciarki. Na szczęście zbliża się wiosna i można będzie w końcu wyjść na dłużej z domu bez obawy o zły ubiór czy przywleczenie skądś grypy. Z resztą ruch na świeżym powietrzu robi dobrze zarówno dziecku jak i mamie.
Dziś odbyłyśmy z Oliwią długą wędrówkę, po której miały się jej wyczerpać baterie, niestety chyba przebyłyśmy o 5 km za mało. Efekt końcowy był mierny... Teraz mamy noc i można się skupić na sobie, więc radośnie donoszę iż matka Polka jutro wychodzi do ludzi. Zostawia swoje genialne dzieci, zabiera męża i wychodzi ze znajomymi. Można rzec jutro a raczej dziś będzie święto! Chyba jest to nagroda na wyrost, ponieważ szykują się długie i ciężkie dni. Zapadła decyzja opuszczenia naszego pięknego kraju i najprawdopodobniej do lata nas już tu nie będzie. Tymczasem od poniedziałku zostaję słomianą wdową i od świtu do nocy sama będę ogarniać ten chaos. Po drodze szykują się wesela, szpitale, nauka i wyzwania. Człowiek jest dziwną, zaskakującą istotą kiedy ma czas to go marnuje, a kiedy go brak porusza niebo i ziemię aby go jak najlepiej wykorzystać. Tak teraz ja będę siedzieć i wysłuchiwać niemieckich nagrań jakbym nie mogła przez 2 lata codziennie nauczyć się paru słówek. Nie ma to jak nóż na gardle... 
Oliwia wróci do swojej "ojczyzny" haha! Prawdziwym wyzwaniem będzie posłanie jej do niemieckiego przedszkola, nie wiem jak moja bidulka się tam odnajdzie. Pewnie lepiej niż początkowo ja, chociaż już tam byłam... W naszym życiu teraz dzieje się strasznie dużo, pewnie dlatego muszę przeprowadzać liczne dialogi sama ze sobą, w końcu jak to ktoś wczoraj opublikował na fb, czasami trzeba zasięgnąć porady eksperta:),
Mam wrażenie że ten post jakiś taki niekonkretny i rozmemłany, widocznie ja taka teraz jestem. Rozdarta pomiędzy dwoje wrzeszczących dzieci, zastanawiająca się jak pozbierać wszystko do kupy, wiele chcę a nie potrafię rozciągnąć doby, chcąca wierzyć że zmierzam w dobrą stronę i będziemy mieć miękkie lądowanie.. jak zawsze:) 
Wieczór spędzony na obejrzeniu pięknego filmu: "Niebo istnieje naprawdę", poleconego przez ulubioną bratową - mamusię wspomnianej Amelki. Dzięki! 
Chociaż lubię dynamiczne życie, gdy ciągle się coś dzieje, to na dwa miesiące chętnie przeniosłabym się w taką spokojną filmową, beztroską, szczęśliwą rzeczywistość. 
Na koniec wspaniałe zdjęcia z wyprawy wykonane dziś z Oliwką :) Miłej nocy i udanego weekendu życzą OWCE!!^^

Owczy portret

Mamusia i dzidziusie^^