piątek, 18 marca 2016

Wymagam resetu!!!

Od paru dni nosiłam się z zamiarem napisania postu, ale fizycznie było to niemożliwe!
Fakt, że przeżyłam dzień piąty jest dla mnie niezmiernie satysfakcjonujący. Przez ostatni tydzień, odkąd mąż wyjechał mój dom zwariował. I nie jest to zasługa braku samego w sobie czy też krótszego czasu "odpoczywania". Po prostu w czasie zbiegło się zbyt wiele rzeczy. Teraz do sedna. Mam ochotę ukatrupić własne dzieci!! A przynajmniej to starsze...Z racji iż wkrótce czeka Kacpra ważny dla nas zabieg operacyjny, dzieciaki muszą pozostać zdrowe. Pogoda w kratkę, więc przypałętał się jakiś wirus przez co większość czasu spędzamy w domu. A w domu jak to w domu - dzieci się nudzą i doprowadzają rodziców do szału! W tym miejscu zdecydowanie zaznaczam że posiadanie dzieci jedno po drugim (u nad 16 mcy) to poroniony pomysł. Nie wiem może robię coś nie tak, może brak mi samozaparcia i cierpliwości, a może wręcz przeciwnie jestem zajebistą matką tylko los wystawia mnie na wieczne próby. Podziwiam rodziców, którzy nie krzyczą na swoje dzieci, a tych którzy nie dają klapsów to już w ogóle. Albo jesteście aniołami, jesteście ultra cierpliwi, albo macie "łatwe" dzieci. Tak, ŁATWE dzieci. Swobodnie mogę to rozróżniać, gdyż mam ich dwoje i widzę co się dzieje. W ciągu ostatnich pięciu dni mam wrażenie że cofnęłam się do okresu noworodkowego. Śpię po 3 godziny na dobę, nie mam czasu ani chęci jeść i jestem mocno podenerwowana. Pytanie tylko kto by nie był jak łeb pęka a do wieczora zostało jakieś 16 godzin! Poza "zabawą" z dziećmi trzeba zrobić obiad, coś posprzątać, zrobić koło siebie i niech mi ktoś powie jak mam zrobić wszystko w pojedynkę? Nie ma opcji. Wiem, wiem znajdą się mamusie idealne które będą utrzymywać że jest git, ale zaręczam nie jest! A przede wszystkim fizycznie nie mam już siły. Bolą mnie stawy, odpada kręgosłup, chcę spać i nie mogę przestać do siebie mówić bo mój mózg pracuje jak oszalały próbując rozkminić, co dalej następuje. I są już tego skutki. Bodajże przedwczoraj miałam powiesić pranie, poszłam więc do łazienki po suszarkę a wróciłam z dziecięcą wanną...  I stoję gapiąc się na tą wannę i zastanawiam po cholerę mi to... Przy śniadaniu zdarza mi się pomylić dzieci, a raczej posiłki dla nich przeznaczone. Dobrze że Kacper nie gardzi jedzeniem, ale parówka w tym wieku odpada!
Co do minionych nocy: Katar made my night. Przez przeklęte gluty Kapcerek budził się non stop i nie mógł zasnąć po 1-2 h. Na drugą noc po kolejnej pobudce zasnął "na dobre" o 00:30 a o 3:00 Oliwia wołała o picie, okazało się że ma 39* gorączki - super. W gorączce chyba się śpi? Nie po, co spać? Ona chciała pozapalać wszystkie światła i czytać bajki. Przesiedziałyśmy w kuchni do 5 rano, przy okazji budząc babcię do pracy, która zaspała notabene dzięki naszym (Kacpra) wrzaskom. Koniec końców Oliwia o 6:15 stwierdziła że pora wstać. 
Z wczoraj na dziś było już ekstra pobudki tylko co jakiś czas i było by w ogóle super, ale popełniłam karygodny błąd i zatrzymałam Kacperka w swoim łóżku obok Oliwii.. Jak nie trudno się domyślić nad ranem człowiek zmęczony śpi jak zabity, gdy ona obudziła się na mleko i zobaczyła tego intruza obok siebie postanowiła go "pobić". Obudził mnie płacz małego, ale dopiero po chwili ogarnęłam że on nie jest w łóżeczku tylko obok.. Oczywiście ululałam go dalej, ale Oliwia już nie raczyła oka zmrużyć a była to 5:45... Plus jest taki że do 9:00 miałam już zrobioną zupę, umyte włosy, makijaż i śniadanie! Zapomniałam dodać, że katar zrobił swoje i po pobudce przez siostrę młody ohaftował mi całe łóżko... Także mam prawo być wkurzona i wyczerpana. Noc, nocą dni też potrafią człowieka wykończyć, zwłaszcza gdy siedzi w czterech ścianach. 
Wracając do kwestii cierpliwości, to kiedy moja super spokojna, opanowana i tolerancyjna matka nie jest już w stanie wytrzymać ze swoją wnuczką to jak ja mam to robić cały dzień mając do siebie uczepione drugie dziecko? O ile wysmarowanie twarzy moją szminką jest do zaakceptowania ( "nie hałasowałam bo się malowałam" - usypiałam Kacpra wtedy) o tyle nie mogę się nie drzeć jeśli wychodzę na dwie minuty żeby odcedzić zupę a Oliwia włazi małemu do łóżeczka i słychać odgłos poklepywania: np. po pleckach czy głowie do łez! Wtedy jestem wściekła, bardzo wściekła...
 Dobrze, że nerwy na dzieci bardzo szybko mijają. Zaczynam się też zastanawiać czy by sobie nie zapisywać takich "patologicznych" zachowań i odzywek maluchów bo kiedyś miło i zabawnie będzie sobie to przypomnieć.
Przykładzik na dziś: Ja: Oliwia co robisz? (stoi przy oknie) Oli: "Pluję na szybę i wycieram ;)"  I'm lovin it!



Na koniec taka dygresja dotycząca uwag postronnych odnośnie zalet posiadania małych dzieci ( tych szybko po sobie zwłaszcza) oraz sposobu ich wychowania. Rzygam jak mi ktoś mówi, że dzieci są małe tak krótko, trzeba to przeżyć, będzie lepiej, będą się ze sobą bawić itp. Gówno prawda! O ile faktycznie maluszkiem jest się tylko raz o tyle trud włożony w ten proces zna tylko rodzić i to każdy z osobna. Każdy rodzic ma inne doświadczenia ze swoimi dziećmi, inne usposobienie, inne bariery i przestańcie ludzie mierzyć wszystkich swoją miarą. Kocham swoje dzieci najbardziej na świecie, ale nie jestem robotem. Są dni w których są absolutnie nieznośnie i irytujące. Razem bawić się będą może za  rok lub dwa, teraz się tylko nawzajem okładają i okradają z zabawek. Fakt, że Kacperka wyjątkowo bawią Oliwii psoty i figle tylko dodaje jej wiatru w żagle... Nie mówcie mi że to jest proste i fajne, to jest cholernie trudne i męczące. Nie ma się co czarować trzeba się nieźle napocić żeby przetrwać każdy kolejny dzień. Amen

Najpiękniejsza chwila dnia:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz