czwartek, 22 października 2015

Łyżka dziegciu w świecie kury domowej

Parę dni temu znajoma na FB udostępniła wpis pewnej Pani dotyczący rzeczywistości w jakiej funkcjonują "kury domowe". Owa blogerka otwarcie i obrazowo opisała problem wielu nierozumianych kobiet, które poszukują rady i wsparcia w sieci u obcych im ludzi.Chodzi tu głównie o ogrom prac domowych połączony z wychowywaniem potomstwa, o zbyt duże oczekiwania bliskich, o pozwolenie na bycie eksploatowanym ponad siły, aż w końcu o depresję i jej leczenie.

Nie ma się co czarować, kiedy masz w domu małe dzieci panuje w nim chaos. Wiele kobiet po urodzeniu dziecka ( niekoniecznie tuż po porodzie) nie radzi sobie z natłokiem obowiązków i spraw które trzeba zrobić na wczoraj. W pewnym momencie przychodzi taki dzień że jedyne na co masz ochotę to siąść i płakać nad własnym losem. Bo ileż razy można odklejać jedzenie z podłogi, włączać-zbierać-wieszać pranie, myć, zapełniać-opróżniać zmywarkę, zabawiać-małpować by wmusić dziecku kolejną łyżkę jedzenia, prasować, zmieniać pieluchy, biegać z nocnikiem, pocieszać, utulać, nosić i wysłuchiwać darcia się gdy głowa pęka z bólu? Okazuje się że można to robić chyba w nieskończoność... Kobiety wchodzą w rolę wielozadaniowego robota, który wielokrotnie marzy o spakowaniu walizki i ucieczce na koniec świata. Nie tego przecież nie zrobi, bo jak? Kobietki są przecież powołane do macierzyństwa, ogarniania bałaganu w chacie, wyręczaniu mężów tudzież partnerów w najdrobniejszych szczegółach i do tego super by było, gdyby nie zapominały o uśmiechu nr. 303. A i zapomniałam dodać - zakaz narzekania i marudzenia, bo kiedy Ja zarabiam na te domowe dobrodziejstwa , Ty bawisz się, śpisz, odpoczywasz ze swoim ukochanym małym cudem świata! A resztą zajmują się krasnoludki...Na dokładkę usłyszycie że przed ślubem jakoś tak lepiej się dogadywaliśmy, ładniej wyglądałaś, lubię cię w sukience i szpilkach a teraz nie masz czasu. W końcu coś racjonalnego - NIE MAM NA TO CZASU!!!
Dawno, dawno temu jak jeszcze nie byłam organizatorką domowego ogniska wybierałam kolor szminki i bluzki, którą mam użyć na wieczorne wyjście, teraz wybieram pomiędzy dresem A i dresem B, gdzie A= Obrzygany a B= Osmarkany. Czułabym się super, zrobiona na bóstwo w szpilach i miniówie, ale mogłabym złamać sobie obcasy i nogi ciągnąc po schodach wózek załadowany dzieckiem i zakupami. Myślę nawet że poszłoby mi wtedy oczko w rajtuzach;)
Teraz bardziej poważnym językiem...Ludziom wydaje się że kobiety siedzą w ciepłym domu, pokrzątają się chwilę, zajmą dzieckiem, zrobią obiad i nie jest to niczym nadzwyczajnym. Okey zgadzam się, że nie wymaga to jakichś cudownych kwalifikacji, ale nie mogę przystać na bagatelizowanie, niedocenianie codziennego wkładu kobiety zajmującej się domem. Każdy człowiek potrzebuje trochę oddechu od codziennych rutynowych czynności, a co gdy kury domowej nikt wyręczyć nie chce? Facet nie ma z tym problemu. Przychodzi z pracy i mówi że idzie naprawić auto, musi załatwić to czy tamto i po prostu wychodzi. Nie zastanawia się że kobieta od 6 rano, zasuwa jak mały samochodzik i czeka na chwilę przerwy, na momentalne odciążenie jej w obowiązkach, na parę minut rozmowy, wspólną kawę, cokolwiek co pozwoli wyrwać się z kieratu. Bo tak czy siak ona zostanie po środku tego bałaganu nie do ogarnięcia i jutro od nowa będzie zbierać zabawki,brudne szmaty, gotować prać itp. Ale kura domowa to też człowiek, który potrzebuje zrozumienia, docenienia, możliwości wypłakania się, wyjścia z domu, szansy włożenia nowych butów które czekają w szafie od miesięcy. Czekają by znów poczuć się jak pełnowartościowy człowiek a nie robot. Także apeluję o tolerancję, gdyż jest cała masa matek, które nie potrafią przyznać się bliskim że sobie nie radzą, że mają problem. Na zewnątrz udają zadowolone, urocze mamusie a w zaciszu domowym płaczą po kątach, wydzierają się na dzieciaki choć tego nie chcą, ale są zwyczajnie bezsilne a wstyd im prosić o pomoc, bo siedzą w domu - a tego za pracę się powszechnie nie uznaje...
Na koniec taka sytuacja: w niedzielę byliśmy z Kacperkiem w szpitalu bo dostał gorączki. Przed nami w gabinecie 1 para z maluszkiem. Zanim się wymieniliśmy zdążyłam rzucić okiem na oboje rodziców. I zgadnijcie jaki obraz mi się ukazał? Młoda mama w tłustych włosach, dresie,tenisówkach i płaszczu. Ani ładu ani składu. Dla odmiany tata wyglądał zupełnie ok. Czysty schludny zadbany. Pisząc to nie chcę w żaden sposób krytykować matki dziecka, tylko pokazać kontrast pomiędzy damskim i męskim światem. Drodzy Panowie i tu prośba do Was. Dajcie swoim kobietom czas wolny, żeby mogły podobać się sobie i Wam..Przede wszystkim to jak wygląda żona/partnerka świadczy o mężu/partnerze i vice versa...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz